Natura z głową [GN]

Natura 2000 - zmora drogowców czy szansa dla przyrody?

Rząd wysłał ostateczną listę obszarów objętych ochroną w ramach programu Natura 2000. Drogowcy się cieszą, choć będą mieli utrudnione życie. Dlaczego?

Na liście, ostatecznie zatwierdzonej przez ministra środowiska, jest 506 obszarów, na których występują rzadkie zwierzęta i rośliny. Na tę liczbę składają się 142 obszary specjalnej ochrony ptaków oraz 364 obszary siedlisk. W sumie Natura 2000 zajmuje 21 proc. kraju. Dokładnie tyle, ile średnia europejska. Propozycje polskiego rządu przesłano do Brukseli. Komisji Europejskiej weryfikacja może zająć nawet rok.

Ciastko całe, choć zjedzone

Natura 2000 to unijny program ochrony przyrody, który koncentruje się na ochronie ptaków (Dyrektywa Ptasia) oraz siedlisk dzikiej fauny i flory (Dyrektywa Siedliskowa). Ta ochrona będzie tym skuteczniejsza, im większa będzie skala podejmowanych działań. Przyroda nie zna przecież granic państwowych i w wielu przypadkach w ochronę konkretnych gatunków roślin czy zwierząt muszą się zaangażować rządy kilku państw. Stąd pomysł stworzenia systemu europejskiego, w którym kryteria wyłaniania wartych ochrony obszarów oraz prawo na nich obowiązujące będą podobne. Prawo, czyli ograniczenia w działalności człowieka. I to — co jasne — ten aspekt całej sprawy, który wywołuje największe emocje. I to przynajmniej z dwóch powodów.

W krajach tzw. starej Europy ochrona środowiska nie wzbudza większych emocji. W Polsce także co do meritum jest zgoda, ale diabeł tkwi w szczegółach. Program Natura 2000 zaczęto wdrażać na samym początku lat 90. XX wieku. Wtedy, gdy w takich krajach jak Niemcy, Francja czy Włochy infrastruktura drogowa i kolejowa była już rozwinięta, a fabryki hulały na całego. Dzisiaj wspomniane kraje są bogate i nie muszą budować na potęgę infrastruktury, bez której nie sposób wyobrazić sobie nowoczesnego państwa. Od lat działające tam firmy zdążyły się wzbogacić na tyle, że stać je dzisiaj na wyprowadzenie części swojej przemysłowej działalności poza granice, na przykład na Daleki Wschód. A co z Polską? Nie mamy autostrad, nie mamy elektrowni, nie mamy nowoczesnych połączeń kolejowych. Nasze firmy się rozwijają i na razie — w większości — są za biedne, by inwestować poza granicami. Tempo naszego rozwoju jest znacznie większe niż większości krajów Europy, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie hamulce zaciągane przez promowane z Brukseli rozwiązania prawne. Takie jak chociażby opłaty za emisję CO2 czy ograniczenia w inwestycjach na obszarach Natura 2000.

Inwestor płaci

Czy wyjściem jest zatem negowanie wszystkiego, co przychodzi z Brukseli? Z tym powinniśmy być bardzo ostrożni. Także z powodów wyżej wspomnianych. Polskim produktem eksportowym nigdy nie będą na przykład samochody. Dzisiaj jest zbyt późno, by otwierać nową gałąź przemysłu. Możemy jednak skutecznie się wyróżniać (na tle bardziej uprzemysłowionych krajów Europy) stanem naszej przyrody. Polska ma w tej dziedzinie bardzo duży potencjał. Na razie niewykorzystany, bo nie da się go „ugryźć”. Turyści nie mogą dojechać czy dolecieć. Nie mają gdzie spać i czasami gdzie zjeść. Gdyby Polsce udało się rozwijać, ale równocześnie nie niszczyć tego, co mamy najcenniejsze, byłby to doskonały sposób na znalezienie na ciasnym europejskim rynku swojego miejsca. Tylko czy da się zjeść ciastko i mieć ciastko? W przypadku unijnych regulacji to możliwe, bo zależy od tego, jak do przepisów obowiązujących na obszarach Natura 2000 podejdziemy. Cała bowiem trudność polega na tym, że mogą one być bardzo niejednoznaczne. Nie ma listy inwestycji czy aktywności, jakich na obszarach Natury 2000 nie można prowadzić. Teoretycznie można tutaj wybudować wszystko, ale tylko teoretycznie. Warunkiem jest, by nie wpływać na chronioną prawem przyrodę. Prawda jest jednak taka, że na przyrodę wpływa nawet zrobienie metra kwadratowego chodnika czy wzięcie z rzeki wiadra wody. Nie mówiąc już o budowie drogi czy schroniska. I schronisko, i drogę da się jednak wybudować, ale najpierw trzeba zamówić sporządzenie raportu środowiskowego. To w nim powinny się znaleźć różne warianty inwestycji. Także lokalizacyjne. To oczywiście nie wyklucza scenariusza, w którym inwestycja spowoduje straty w środowisku. Wtedy inwestor jest zobowiązany do ich rekompensaty (np. sadząc drzewa na innym terenie). Oczywiście koszty ekspertyz, rekompensat czy ewentualnych zmian w projekcie (np. budowa przejść dla zwierząt nad czy pod autostradą) leżą po stronie inwestora.

Co jest przyrodą?

Te przepisy, jeżeli stosować je z głową, dają szansę na to, by zachować cenne obszary, a równocześnie nie tworzyć na nich skansenu, bez dróg, bez miejsc pracy i bez szansy na rozwój. W ministerialnych dokumentach środowisko naturalne jest rozumiane nie tylko jako środowisko przyrodnicze, ale także społeczne. Czy takiej interpretacji nie zabrakło przypadkiem w czasie sporu o obwodnicę Augustowa przez dolinę Rospudy? W całej dyskusji o mieszkańcach Augustowa i jakości ich życia w rozjeżdżanym przez TIR-y mieście nikt nie wspominał. Początkowo bronił ich burmistrz miasta z PO, wbrew stanowisku swojej partii. Można było odnieść wrażenie, że walka toczy się nie w obronie przyrody, tylko z PiS-owskim rządem, który był za budowę odpowiedzialny. Ostatecznie z budowy zrezygnowano także pod presją Brukseli, która dofinansowywała budowę spornej trasy. I cofnięcie dofinansowania byłoby najmniejszą uciążliwością. Polska mogła zapłacić gigantyczne kary za złamanie zasad obowiązujących na chronionym obszarze. Obszarze będącym, obiektywnie rzecz ujmując, przyrodniczą perełką, której przecież nikt nie chciał zniszczyć. Estakada miała być budowana w specjalnej technologii, tak by wpływ na niespotykany ekosystem był minimalny. Potwierdzały to ekspertyzy naukowe. Tyle tylko, że gdy afera wybuchła, znalazły się inne ekspertyzy, także naukowe, z których wynikało, że wpływ obwodnicy na środowisko jest stanowczo zbyt wielki. W krajach zachodnich wiele tras samochodowych prowadzi przez unikatowe tereny. Dzięki temu lokalne społeczności mogą zarabiać na turystyce. Gdy te trasy budowano, nie było jednak Natury 2000. I przepisów, które, gdy są nadinterpretowane, mogą zrobić więcej złego niż dobrego. Dla środowiska rozumianego szeroko, a nie tylko tego przyrodniczego.

Drogowcy się cieszą

Polska jest jednym z ostatnich, o ile nie ostatnim krajem europejskim, który zrobił porządek w swoich „naturowych” obszarach. Z powodu nieokreślonego statusu niektórych terenów w kraju zablokowanych było wiele inwestycji, głównie drogowych i kolejowych. Nie sposób było dla nich wydać decyzję środowiskową, a to warunek prowadzenia inwestycji. Nieznane były także zasady postępowania na chronionych terenach. Teraz, gdy kompletna lista cennych przyrodniczo miejsc w Polsce jest już w Brukseli, wydaje się, że ważne dla kraju inwestycje zostaną odblokowane. Mowa m.in. o fragmencie autostrady A1 pomiędzy Czerniewicami a Strykowem (tutaj ma być węzeł łączący A1 z A2) czy dróg ekspresowych S8 (Łódź—Syców) i S19 (Kraśnik—Nisko—Rzeszów). Na wydanie decyzji środowiskowych czekają także Polskie Linie Kolejowe PKP. Ich prezes, Zbigniew Szafrański, mówił w prasie, że kolej czeka na decyzję środowiskową dotyczącą trasy pomiędzy Poznaniem a Szczecinem od 2006 roku. W sumie z powodu bałaganu w sieci Natura 2000 wstrzymane mogą być w Polsce przedsięwzięcia infrastrukturalne na łączną kwotę 5 mld złotych. Choć teraz na 21 proc. obszaru kraju inwestycje będą trudniejsze i droższe, będą przynajmniej możliwe.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama