Fragment książki p.t. "Inka. Zachowałam się jak trzeba..."
Milicjant Mieczysław Mazur nie musiał w latach 90. niczego odwoływać. Powiedział to samo, co w 1946 roku przed komunistycznym „sądem”. Spotkał „Inkę” podczas akcji pod Sulęczynem w powiecie kartuskim, na Kaszubach. Był ranny. Kiedy szwadron „Żelaznego” wycofywał się pospiesznie, „Inka” pomyślała także o rannym milicjancie i z odjeżdżającego samochodu podała mu opatrunek. W roku 1993 Mazur dodał jeszcze: Dziewczyna ta występowała w grupie żołnierzy podziemia (...) jako sanitariuszka, z torbą czerwonego krzyża (...). To była młoda, ładna dziewczyna.
Zeznanie z 1946 roku nie zaszkodziło Mazurowi. Pozostał w milicji. Może więc warto inaczej spojrzeć na zeznania w rodzaju „bałem się”, „takie to były czasy...”? A jak ocenić prokuratora, który po latach opowiadał, że sprawę „Inki” wciśnięto mu na korytarzu i musiał robić to, co kazali, czyli wnioskować o karę śmierci? Potem okazało się, że kłamał. Tego samego dnia jeszcze dwukrotnie żądał kary śmierci — dla osób równie niewinnych jak „Inka”.
Wśród sędziów, którzy 3 sierpnia 1946 roku (już 14 dni po aresztowaniu!) skazali „Inkę” na śmierć, na uwagę zasługuje kapitan Kazimierz Nizio-Narski. W czasie wojny pracował w niemieckiej Kriminalpolizei. Po sprawie „Inki” został zdegradowany do stopnia szeregowca i skazany na osiem lat więzienia. Za to, że był w Kripo? Bynajmniej. Za ukrycie tego faktu przed władzami...
Skazana na śmierć przebywała samotnie w izolatce, czekając na egzekucję. Miała jeszcze jedną szansę: prośba o łaskę do Bieruta. Taka prośba wpłynęła do „obywatela Prezydenta” nazajutrz po wyroku. Podpisał ją jednak obrońca z urzędu Jan Chmielowski. „Inka” odmówiła. Może właśnie to miała na myśli, prosząc o przekazanie babci, że zachowała się jak trzeba?
Piotr Szubarczyk Inka.
Zachowałam się jak trzeba... album z płytą DVD, 125 min., reż. Natalia Koryncka-Gruz
|
|
opr. ab/ab