Rozmowa z prof. Edmundem Wnuk-Lipińskim na temat jakości polskiej demokracji w roku 2001
- Wybory są testem na demokrację. Czy Polska demokracja jest już dojrzała?
- System demokratyczny w Polsce jest obecnie w tzw. fazie konsolidacji. Oznacza to, że procedury i reguły demokratyczne zaczynają się stabilizować i stają się jedynymi obowiązującymi w życiu publicznym. Ten, kto ich nie akceptuje i nie przestrzega, nie ma szans na zdobycie władzy. Demokracja w Polsce jest jednak jeszcze daleka od całkowitego skonsolidowania. Aby ono nastąpiło, musimy mieć stabilny system partyjny. Tymczasem w Polsce nie mieliśmy następujących po sobie wyborów parlamentarnych, w których startowałyby podobne partie. Wiele z nich się rozpadło, w ich miejsce powstały inne. Brakuje nam również w miarę stabilnych elektoratów poszczególnych partii. Jednak Polacy znacznie bardziej krytycznie oceniają "demokrację w działaniu". W zdecydowanej większości są za demokracją, ale ten wariant, który realizowany jest w Polsce i który na ogół łączy się z ekipą rządową i sposobem funkcjonowania państwa, oceniają bardzo krytycznie.
- Część Polaków jest przekonana, że nie ma żadnego wpływu na sytuację publiczną...
- Nie wszyscy tak myślą. Pewna grupa obywateli jest rozczarowana zmianami, które przyniosło ostatnie dziesięciolecie; mają trudności z przystosowaniem się do zasad wolnorynkowych i znajdują się w trudnej sytuacji materialnej. Oni uważają, że kierunki, w których podąża Polska, a więc liberalna demokracja i gospodarka rynkowa, nie zostaną zmienione przez głosowanie. W tym sensie mają rację. Ale głosowanie może zmienić ekipę rządową, i prawdopodobnie tak się stanie. Ci, którzy nie biorą udziału w głosowaniu, czynią tak z trzech przyczyn. Pierwszy powód to przekonanie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, więc po co się fatygować - choć nie jest to zbyt powszechna motywacja w naszym kraju. Druga grupa myśli: ?Nie jest w Polsce dobrze, należy to zmienić oddając władzę innym. Opozycja jednak prowadzi tak wyraźnie, że nie muszę im pomagać, oddając mój głos?. Trzeci powód absencji wyborczej to motywacja osób o najniższych kompetencjach obywatelskich, przekonanych, że głosowanie i tak nic nie zmieni. Ostatni typ absencji jest obecny we wszystkich krajach, łącznie z demokracjami dojrzałymi. Problem jednak w tym, czy postawa tych ludzi nie wykreuje jakiegoś lidera, który będzie chciał zastąpić demokrację jakimś systemem autorytarnym.
- Jak ocenia Pan polską scenę polityczną, zwłaszcza fakt, że po dziesięciu latach od odzyskania niepodległości polska prawica przypomina raczej puzzle, których już nikt nie chce układać.
- Oceniam ją bardzo krytycznie. To system partyjny, który ma charakter niezrównoważony. Z jednej strony ma bardzo silne, dobrze zorganizowane i spójne ugrupowanie polityczne, z drugiej strony plejadę grup politycznych (trudno niektóre nazwać nawet partiami), które zaciekle kłócą się przede wszystkim między sobą. Ta sytuacja, z pewnymi zastrzeżeniami, przypomina mi rok 1993, kiedy to jedna trzecia wszystkich ważnie oddanych głosów nie zaowocowała żadnym mandatem do Sejmu. Stało się tak, bo prawica była rozproszona i skłócona. Obecnie różnica polega na tym, że nastąpiło przesunięcie znacznej części preferencji wyborców w kierunku SLD.
- Czy to oznacza, że już nic nie jest w stanie powstrzymać triumfalnego pochodu postkomunistów?
- W tej chwili nie. Od kiedy Marian Krzaklewski podjął decyzję o kandydowaniu na urząd prezydenta, zaprzepaszczona została szansa na polityczne zjednoczenie centroprawicy. Rozdrobnienie prawicy było w pewnym sensie nieuchronne. Jeżeli politycy nie wyciągną żadnych wniosków z wyników wyborów, to SLD będzie rządzić przez więcej niż jedną kadencję. Chyba że wcześniej do władzy w centroprawicowych ugrupowaniach dojdzie nowe pokolenie.
- Monopol jednej partii niepokoi Pana jako socjologa?
- Oczywiście.
- Jakie mogą być jego skutki dla młodej demokracji w Polsce?
- Bardziej bolesne skutki może mieć to dla państwa niż dla samej demokracji. Znamy wiele dojrzałych demokracji, w których przez wiele kadencji rządziła jedna partia, a opozycja nie była w stanie przejąć władzy. Taka sytuacja nie jest groźna, pod warunkiem, że mamy do czynienia z demokracją ustabilizowaną. W Polsce władza jednej opcji politycznej przez więcej niż jedną kadencję spowodować może nawrót tego, co kryje się za liderami SLD: dawnego aparatu partyjnego, zwłaszcza na szczeblach lokalnych, który będzie próbował realizować interesy grupy ludzi, ukształtowane jeszcze w poprzednim systemie. Rola opozycji i elit SLD będzie polegać na tym, żeby zjawiska te ograniczyć i eliminować. Im prawica będzie bardziej zjednoczona, tym zjawisko będzie przybierało mniejsze rozmiary.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał TOMASZ GOŁĄB
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2001) and Polish Bishops Conference