Jak chrześcijaństwo rozumie znaczenie i rolę państwa. Jakimi zasadami powinno kierować się państwo zgodnę z wizją chrześcijańską?
Szukanie odpowiedzi na pytanie o ocenę instytucji państwa zacznijmy od Pisma Świętego. Gdyby jego czytelnik systematycznie, od początku, przeszukiwał je pod tym kątem, znalazłby w pierwszych pięciu księgach, zwanych Prawem, wielką ilość reguł moralnych i prawnych obowiązujących w życiu społecznym — ale prawie nic na temat władz państwowych. Te proporcje są znaczące: w państwie najważniejsze są właśnie dobre, stałe prawa, a nie sam rząd! Jest to oczywiście spojrzenie zupełnie inne niż dzisiaj, gdy media zajmują się losem ministrów i partii, a prawa są często złe: niesprawiedliwe, zbędne, niejasne. Księga Izajasza mówi: „Biada tym, co bezbożne wydają ustawy” (10,1), mając na myśli zwłaszcza te, co krzywdzą słabych.
Na temat władzy królewskiej znajdziemy tylko jedną wypowiedź — a chodzi w niej o to, że król nie powinien się wywyższać i nadmiernie zbroić, a zarazem że powinien strzec Prawa (Księga Powtórzonego Prawa 17,14-20). Władza podlega prawu, a nie odwrotnie. I znowu jest to spojrzenie inne od dzisiejszego...
Potem znajdziemy też dwa ciekawe teksty atakujące wprost monarchię, czyli typową starożytną formę państwa. W Księdze Sędziów Jotam, którego brat właśnie pochwycił władzę, mordując innych, opowiada znaczącą bajkę (9,7-15). Oto drzewa chciały wybrać sobie króla. Drzewa szlachetne nie przyjęły tej godności, woląc jak dotąd dostarczać owoców, oliwy, wina. Królem został więc cierń, który natychmiast zagroził podwładnym spaleniem.
W 1 Księdze Samuela 8,4-22 prorok i kapłan Samuel proszony jest przez Izraelitów o wyznaczenie króla. Odmawia, podając dwa powody. Pierwszy jest religijny: królem jest tylko Bóg, człowiek go nie zastąpi (władza świecka istotnie ma skłonność do samoubóstwienia i konkurowania z religią). Drugi — praktyczny (prorok liczył się z naturą ludzką): przyszły król z dworzanami ograbi poddanych, zabierając im ziemię, ściągając podatki, przymuszając do rozmaitych posług.
Izraelici obstają przy swoim i króla otrzymują, może dlatego, że wymagała jednak tego ważna przyczyna: naród potrzebował sędziego po Samuelu, konieczny był też król-wódz, który obroni kraj. Niestety, z długiej linii późniejszych królów izraelskich, niewielu zasłużyło na pochwałę autorów biblijnych, a nawet ci najlepsi, jak Dawid i Salomon, popełniali wielkie grzechy.
W Nowym Testamencie, w Apokalipsie, napotkamy z kolei mocne potępienie państwa rzymskiego, które występuje pod symbolami Bestii i Wielkiej Nierządnicy. Chodzi o państwo domagające się kultu i prześladujące chrześcijan.
Przekładając to wszystko na zdania bardziej ogólne: państwo jest potrzebne dla ochrony wspólnego bezpieczeństwa i sprawowania sądów; najistotniejsze jest w nim dobre prawo. Rządzący skłonni są jednak do przemocy wobec poddanych, do podatkowego zdzierstwa i do żądania czci kosztem Boga.
Z tych względów krytycyzm wobec rządzących łączy Pismo Święte z zasadą lojalności wobec władzy, gdyż jednak powołana jest ona do dobrych celów. Św. Paweł (List do Rzymian 13) stwierdza, że wszelka władza pochodzi od Boga. To zdanie bywało często źle rozumiane, jako aprobata dla wszystkich władców. Tymczasem użyte tu słowo greckie „władza”, exousia, oznacza władzę legalną, prawowity autorytet. Św. Paweł zaraz potem mówi o tym, że władza złych karze, a dobrych nagradza — istotnie, bez tej cechy nie zasługiwałaby na uznanie. Ma rpzy tym prawo używać miecza wobec przestępców. Pisze też Apostoł, że należy płacić podatki.. To samo stwierdził Jezus, mówiąc, żeby oddać „co cesarskie, cesarzowi, a co Bożego — Bogu” (Marek 12,17). Przy tej kwestii warto uściślić, że podatki tej epoki były umiarkowane; Jezusa zapytano o „pogłówne”, równoważne kilku dniówkom rocznie.
Warto zauważyć, że gdy św. Paweł pisał te słowa, rządzili cesarze rzymscy, a więc władza świecka i pogańska. Konkretnie, w imieniu nieletniego jeszcze Nerona rządził sprawiedliwy filozof Seneka. Jeśli taka władza zachowuje się właściwie, też należy się jej posłuch. Za rządzących należy się modlić (1 List do Tymoteusza 2,2), starając się o ich nawrócenie (Dzieje Apostolskie 26,29).
Podobnie myśleli chrześcijanie następnych pokoleń. Nawet w okresie prześladowań starali się raczej przekonać władze niż buntować się przeciwko nim. Wobec gwałtownych poruszeń społecznych Kościół często zajmował stanowisko krytyczne, sądząc, że choć rządy są z reguły niedoskonałe, bunty i rewolucje przynoszą więcej złego niż dobrego. Wobec władzy tyrańskiej przysługuje jednak prawo do oporu.
Starożytność znała pytanie o najlepszy ustrój, rozważając zalety i wady rządów monarchy, elity i ludu. Chrześcijaństwo akcentowało raczej sprawiedliwość praw i samych rządzących, niż sposób ich dobierania. Żaden ustrój polityczny nie jest bezwzględnie lepszy. Św. Tomasz z Akwinu zauważył na temat demokracji: „Jeśli lud jest zrównoważony, poważny, pilnie stoi na straży dobra powszechnego, wprowadzenie prawa pozwalającego mu wybierać sobie urzędników do zarządzania sprawami publicznymi jest rzeczą słuszną; lecz o ile lud ten, deprawując się po trochu, z wyborów czyni przedmiot handlu i powierza zarząd ludziom złym i zbrodniczym, wówczas sprawiedliwą rzeczą jest odebrać mu władzę wybierania swych urzędników”. Choć demokracja stwarza warunki dla wolności i odpowiedzialności osoby ludzkiej, źle funkcjonując staje się szkodliwa.
Podobny problem jest z ustrojem gospodarczym. Kościół nie dekretował żadnego, choć w nowszych czasach papież Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus wypowiedział się za kapitalizmem jako ładem sprawiedliwszym. Można tak twierdzić, gdyż kapitalizm w odróżnieniu od socjalizmu szanuje własność (a więc przykazanie „nie kradnij”) i zapewnia wolność gospodarczą, nieodłączną od wolności osoby ludzkiej w ogóle. Nie oznacza to jednak, że kapitalizm jest bez zarzutu i że się nie występuje w formie zdeprawowanej.
Od późnej starożytności rysuje się problem relacji Kościoła do państwa, w którym przeważa religia chrześcijańska. Wielowiekowe doświadczenia wskazują, że bliskie związki między nimi mogą Kościołowi zaszkodzić: wiążąc się ze strukturami państwowymi, nawet w zamiarze ich ulepszenia, Kościół popadał w uzależnienie od państwa. Lepszym rozwiązaniem jest autonomia i współpraca; państwo ma swoje kompetencje, ale niezależny Kościół może oceniać państwo i jego funkcjonariuszy: czy dążą do właściwych celów i czy stosują właściwe środki. Przez Kościół rozumiem tu naturalnie nie samych duchownych, lecz wspólnotę wierzących; chrześcijanin jest jednocześnie członkiem Kościoła i obywatelem państwa — co winno być respektowane.
Stary Testament pokazuje państwo narodu izraelskiego, a także pochwala odwagę i poświęcenie w obronie ojczyzny. Nowożytna świadomość narodów Europy rodziła się nie bez tej biblijnej inspiracji, słusznie więc uważamy przynależność narodową i patriotyzm za wartość, a państwo narodowe za miejsce realizacji tych wartości.
Jednak Nowy Testament idzie dalej: wobec Chrystusa, który umarł za wszystkich, zburzył mur wrogości między narodami, nie ma już, jak mówi List do Kolosan „Greka ani Żyda” (3,11). Sugeruje to, że różne kraje mogą się jednoczyć, ale nie na samej płaszczyźnie świeckiej, lecz na zasadzie wspólnego przyjęcia kultury chrześcijańskiej.
Oczywistą rzeczą jest odrzucenie totalitarnej formy państwa, potępienie ustrojów takich jak hitleryzm i komunizm, praktykujących ludobójstwo i wyzysk, a chrześcijaństwu wrogim — nawet jeśli z ich przedstawicielami się paktuje, żeby zahamować lawinę zbrodni. Te ideologie powstały m.in. z kultu państwa i laicyzmu.
Niejednoznaczna byłaby ocena dzisiejszego państwa świeckiego, takiego jak w Europie. Choć spełnia w znacznej mierze swe zadania, pewne jego cechy są dla chrześcijan nie do przyjęcia, jak dopuszczanie zabójstwa nienarodzonych, chciwa i liczna biurokracja, brak troski o majątek pojedynczych obywateli (tylko o budżet), przyjmowanie pod szyldem neutralności ideologii laickiej.
Można odnieść wrażenie, że gdy Kościół mówi o obowiązkach państwa, państwo troszczy się raczej o swe uprawnienia. Ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo — ale najpierw powiększa możliwości kontrolowania i karania. Powinno zapewnić warunki dla poprawy bytu materialnego — a utrzymuje wysokie podatki i na różne sposoby krępuje inicjatywę gospodarczą. Ma obowiązek troszczyć się o szkołę i służbę zdrowia — a próbuje uczynić te dziedziny swoim monopolem; tymczasem nie chodzi o to, by władza bezpośrednio się nimi zajmowała, lecz by stworzyła dla nich warunki (przecież to głównie Kościół w dawnych wiekach zajmował się oświatą; potem władze zabrały przeznaczony na to majątek, przejęły szkoły i jeszcze robią łaskę, pozwalając uczyć dzieci religii). Koncepcji państwa rozdętego, jakie dziś dominuje, zajmującego się wszystkim, Kościół przeciwstawia tzw. zasadę pomocniczości: chodzi o to, że to co może zrobić osoba, rodzina, samorząd, parafia, organizacja społeczna, przedsiębiorstwo, powinno być im pozostawione, a władza ma jedynie udzielić potrzebnej pomocy.
Katoliccy politycy powinni więc dążyć do zmiany modelu państwa: z rozbudowanej biurokratycznej machiny, zajmującej się wszystkim, ale źle, iść ku instytucji strzegącej dobra wspólnego, a zwłaszcza sprawiedliwych praw, sprawnej w dziedzinie bezpieczeństwa obywateli, a w innych dziedzinach stwarzającej warunki dla pracy i inicjatywy.
(Źródło: Niedziela [warszawska] 2001 nr 31, s. VI), publikacja w naszym serwisie za zgodą Autora.
opr. mg/mg