Recenzja: Brulion. „Nawrócenia”, red. R. Tekieli, M. Sieciechowicz, Warszawa 1999
Czym byłaby nasza kultura bez owych nagłych i zasadniczych zwrotów w biografiach artystów, naukowców i w ogóle wszystkich ludzi zaangażowanych w jej tworzenie? Nawrócenia św. Pawła i św. Augustyna, św. Benedykta, św. Franciszka i św. Ignacego Loyoli. Św. Katarzyny Sieneńskiej i św. Edyty Stein. Kardynała Newmana i Thomasa Mertona. Malarza — bł. Alberta Chmielowskiego i poety — Jerzego Lieberta. Dzień wielkiej spowiedzi Mickiewicza i pewna kwietniowa noc, która odmieniła życie Słowackiego. — Czy nie jest tak, że to właśnie nawrócenia wytyczają szlak dziejów kultury? Czy to nie właśnie one nadają jej nową dynamikę, ożywiają pokłady uśpionej energii i wrażliwości, a przez to otwierają nowy horyzont sytuacji na pozór bez wyjścia? Czy koniecznie należy odrzucić myśl, że kultura żywi się nawróceniami, z nich czerpie, a bez nich — umiera? Czy encyklopedia naszej kultury nie zaświeciłaby przeraźliwą bielą, gdyby wymazać z niej nazwiska nawróconych?
Wydaje się, że istnieje pewna dająca się wyśledzić logika nawróceń: zawsze pojawiają się, by zagospodarować pewną pustkę. Występują w momentach kulturowego wyczerpania i kryzysu, w momentach przełomowych, na skraju epok. Kontekstem nawróceń często bywa mniej lub bardziej powszechne odczucie nicości, bezsensu. Dzięki nawróceniom rzeczywistość, za sprawą szczególnej łaski, znów zaczyna się układać w sensowną całość.
Z nawróceniami zazwyczaj są jednak pewne trudne do uniknięcia kłopoty. Nawróceni, nie wiedzieć dlaczego, wprawiają w zakłopotanie wielu przyzwoitych ludzi. Nie chodzi chyba tylko o to, że trudno uwierzyć wczorajszym grzesznikom (zwłaszcza jeśli są to, jak św. Paweł, osoby publiczne). Chodzi też o ich sposób mówienia. Nawróceni zawsze mówią śmielej, niż się przywykło, jakoś bardziej otwarcie, niż każe obyczaj. Nawrócenie zawsze ma w sobie coś prowokującego. Niełatwo jest obok nawróconych przechodzić obojętnie.
Wszystko to przychodzi mi do głowy, gdy kolejny raz sięgam po specjalne wydanie „Brulionu”, zatytułowane właśnie „Nawrócenia”. Tworzą tę książkę — emitowane wcześniej na antenie radia „Plus” — wyznania wielu osób znanych z ekranu i pierwszych stron gazet, ale też ludzi mniej „widocznych”, w jakiś jednak sposób zaangażowanych w tworzenie cywilizacji w naszym kraju. Każdy z nas — zdają się mówić redaktorzy tomu (Robert Tekieli i Marta Sieciechowicz) — może się znaleźć w promieniowaniu łaski, której siła okazuje się również siłą kulturotwórczą. Każdy z nas może odnaleźć drogę do serca wiary...
Zapewne można potraktować tę książkę jako opis pewnego fenomenu, który pojawił się ostatnio w naszej, polskiej kulturze (zwłaszcza w obszarze muzyki rockowej). Myślę jednak, że można tę książkę czytać głębiej — jako wezwanie. „Nawrócenia” — przeczytane na serio — wzywają bowiem właściwie do przemiany życia. Po ich porządnym przeczytaniu nie powinno się żyć tak jak dawniej.