Kim są ci ludzie? Skąd się biorą wyzwalacze wściekłości? Dlaczego tak ich nazywamy?
ISBN: 978-83-7660-448-0
Wydawnictwo Jedność
Ilość stron: 168
Oprawa: miękka
Format: 135x205
www.jednosc.com.pl
Oto ja, z piórem w dłoni, piszący wstęp do tej książki, choć poprzysiągłem sobie, że nigdy jej nie napiszę. To samo przyrzekałem przy dwóch poprzednich, ale znowu ogarnęło mnie dręczące przeczucie, że bez względu na moje deklaracje, w tym temacie jest coś głębokiego. Mam do powiedzenia coś zbyt ważnego, żebym zabrał to ze sobą do grobu.
Czy brzmi to patetycznie, zarozumiale, chełpliwie? Mam nadzieję, że nie. Jestem od tego daleki, ponieważ otrzymałem wszystkie zaszczyty i honory, na jakie mogłem liczyć jako psycholog, pisarz i wykładowca. To prawda, nie jestem powszechnie rozpoznawany, ale w środowiskach profesjonalistów i grup cieszę się poważaniem, które wykracza daleko poza moje marzenia.
Nie, to nie ma nic wspólnego z podróżą ego. Napisałem tę książkę nie dlatego, że chciałem, ale dlatego, że czułem taki przymus. Pisanie to wyczerpujące doświadczenie. Pozostawia niewiele miejsca na lektury lekkie, łatwe i przyjemne. Kiedy myślę o książce, nie jestem w stanie czytać niczego, co wykracza poza moją dziedzinę. Kiedy pogrążam się w myślach o tytule rozdziału, o jego zawartości oraz o przykładach, których powinienem użyć, aby wyjaśnić mój punkt widzenia, to zapewniam was, że czasami wpadam w rodzaj transu i może się wydawać, że uczestniczę w rozmowie, ale w rzeczywistości nie widzę mojego rozmówcy i nie słyszę ani słowa. Moja żona nieraz już kłóciła się ze mną o to, że wciąż przynoszę do domu sprawy zawodowe.
To cena, jaką pisarz płaci za tworzenie książki. Tego procesu nie może wyznaczać zegar, on toczy się kapryśnie jak rzeka, we własnym rytmie i w nieoczekiwanych kierunkach. Dobrym przykładem jest pisanie przeze mnie tego wstępu. Początkowo zamierzałem zrobić z tego tekstu początek pierwszego rozdziału. Nagle jednak, w tajemniczy i niezrozumiały dla mnie sposób, zadecydowałem o umieszczeniu go we wstępie.
Wróćmy jednak do początkowego pytania o to, dlaczego zdecydowałem się napisać moją piętnastą książkę? Odpowiedź jest prosta: uważam, że należy wyraźnie pokazać, jak skomplikowana i bolesna jest ludzka natura. Co więcej, słabo tę naturę rozumiemy i kiepsko sobie z nią radzimy.
Zatem w tej książce, prawdopodobnie już ostatniej w moim życiu, chcę zmierzyć się z tą problematyką w otwarty i odważny sposób, w jaki jeszcze nie pisano o ludziach zwanych przeze mnie „wyzwalaczami wściekłości”. Jak się wkrótce dokładniej przekonacie, tacy ludzie są wszędzie, a gdziekolwiek się pojawią, wywołują problemy, i – co najgorsze – w pewnych kręgach są nie tylko tolerowani, lecz wręcz admirowani.
Wszyscy od czasu do czasu bywamy ofiarami wyzwalaczy wściekłości. Zdarza się też, sami się nimi stajemy. Celem tej książki jest uświadomienie wam tego stanu, sposobów i form jego funkcjonowania oraz oddziaływania, a także skutecznych metod radzenia sobie z nim.
W ciągu 43 lat mojej kariery psychologa klinicznego miałem unikatową okazję dokładnego przestudiowania natury ludzkiej, we wszystkich jej niezliczonych odmianach i w całej złożoności. Nagrodą dla mnie była satysfakcja, gdy ludzie z problemami osiągali zrozumienie tych nawyków, które ich do mnie sprowadziły, i kontrolę nad nimi. W terapii kładłem nacisk na pokazanie im, w jaki sposób sami siebie denerwowali i czego potrzebują, aby przerwać tę praktykę. W ten sposób ja i tysiące doradców na całym świecie pomagamy ludziom zredukować lub niemal całkowicie wyeliminować cierpienia spowodowane niszczącym poczuciem winy, niebezpiecznym gniewem, paraliżującym strachem, wściekłą zazdrością i upośledzającym odwlekaniem. Naprawianie tych osobistych potrzeb naszych klientów wyznacza nam właściwe obszary działania. Nawet gdy pytamy ich o partnerów, rodziców, dzieci, pracodawców czy nauczycieli, czynimy to wyłącznie po to, aby umożliwić naszym klientom lepsze zrozumienie ich problemów i przyspieszenie przebiegu terapii.
Wyobraź sobie, że jesteś na polu golfowym. Trenujesz sam, doskonalisz uderzenie, dzięki któremu piłka poleci daleko. Pomimo jednak twoich wysiłków przy każdym uderzeniu piłka skręca w lewo albo w prawo, leci za nisko lub za wysoko i nie dolatuje tam, gdzie chcesz. Wciąż nie potrafisz nadać piłce długiej, idealnej paraboli lotu.
Co się dzieje? To nie kwestia pogody: dzień jest słoneczny i ciepły. Wiatru nie ma, nic nie przeszkadza piłce w prostym locie. Jesteś sam, więc nikogo nie możesz obwiniać o to, że cię rozprasza. Mówiąc krótko, problem tkwi w twoim sposobie gry i nie można go wiązać z nikim poza tobą.
Zrozumiesz to łatwo i szybko. A potem postanawiasz się zdenerwować. Przed tobą mnóstwo możliwości, leżących jak owoce na ladzie w supermarkecie. Możesz popaść w depresję, poczuć się winny, gorszy, możesz zacząć żałować siebie, stać się podejrzliwy a nawet paranoiczny, możesz poczuć zdenerwowanie, zazdrość, zawiść, strach albo panikę – co tylko chcesz. Wszystko to są zaburzenia, które możesz ściągnąć na swoją głowę. Fachowcy nazywają je „zaburzeniami intrapersonalnymi”.
Teraz wyobraź sobie, że grasz tak samo źle, jak to opisałem, ale w towarzystwie trzech osób: jednego mężczyzny i dwóch kobiet. Oczywiście pokpiwają z ciebie, gdy strzelasz piłką w piasek, a potem sami kierują piłkę dokładnie tam, gdzie trzeba. Znowu zaczynasz się denerwować, ale tym razem w reakcji na żarty, które słyszysz. W tej sytuacji możesz stać się równie zdołowany, rozgniewany, zdenerwowany i zawistny, jak poprzednio. Tym razem jednak twoje zaburzenia powstają pod wpływem innych i dlatego nazywamy je „zaburzeniami interpersonalnymi”.
Czynię to rozróżnienie po to, aby powiedzieć, że kiedy sami siebie wprowadzamy w stan zdenerwowania, to większość naszych nieszczęść nie wynika z zaburzeń intrapersonalnych. Przeciwnie, większość ludzkich zaburzeń to skutek reakcji na zagrożenia ze strony innych, to nasze interpersonalne reakcje. Widzę to wciąż od czasu, gdy zostałem psychologiem klinicznym. Ludzie ogólnie mają kłopoty z innymi, a znacznie rzadziej ze sobą. Ale gdzie są ci prowodyrzy, wyzwalający wściekłość? Mogą być tylko w trzech miejscach: w domu, pracy albo społeczności.
Moich klientów prosiłem o pozwolenie na rozmowy także z ich partnerami, krewnymi, dziećmi, rodzicami, sąsiadami i pracodawcami, aby sprawdzić, czy można przyspieszyć przebieg terapii. Czasami zgadzali się na to. Wtedy mogłem uzyskać jaśniejszy obraz dynamiki mojego klienta. Bywało, że przekonywałem się o nadwrażliwości mojego klienta. W innych przypadkach szybko dostrzegleam cały zakres niedobrych i zagrażających zachowań, którym klienci ulegali.
Zrozumiałem, że byli oni często drugoplanowymi aktorami w dramacie, w którym występowali. „Niewidzialny frustrator” był tym, z kim powinienem pracować. To on fizycznie poniżał jednego z moich klientów, wyzywając go najgorszymi słowami i ośmieszając przy każdej okazji. To mogła być dziewczyna, która krzyczała na swoją bierną matkę, oskarżając ją o samolubstwo i nieczułość. W efekcie starsza kobieta musiała czynić kolejne ustępstwa na jej rzecz, bo w przeciwnym razie histeria trwałaby godzinami. Niewidzialny frustrator do takiego stopnia kontrolował swoją żonę, że ona przestała samodzielnie myśleć, nie potrafiła już podjąć najprostszych decyzji, zaczęła pić, aż trafiła do mnie na terapię z jego polecenia, choć to on sam przede wszystkim przyczynił się do jej problemów.
Wciąż wysłuchiwałem opowieści moich klientów o utracie pewności siebie, o samobójczych myślach, wściekłości, którą tylko alkohol był w stanie wyciszyć na jakiś czas – dzięki temu zyskałem pełny obraz, kompletne równanie zaburzeń, co pozwoliło mi nazwać tych ludzi „wyzwalaczami wściekłości” i napisać tę książkę.
Równanie, które wykorzystałem do podsumowania moich spostrzeżeń, wygląda następująco:
ON + WW x C x I x O = OZ
ON (osoba niezaburzona) plus WW (wyzwalacz wściekłości) razy C (częstotliwość) razy I (intensywność) razy O (okres trwania poniżeń) równa się OZ (osoba zaburzona)
Świadomość tego powinna przynieść wyraźną ulgę większości z was. Jeśli skłaniacie się do przekonania, że wasze problemy są głównie waszą winą, to chciałbym wyjaśnić, że w co najmniej 51 procentach jesteście bezpośrednio odpowiedzialni za wasze trudne uczucia. Nikt i nic was nie wyprowadzi z równowagi, jeśli sami nie dacie na to przyzwolenia. Żaden sprawca szaleństwa sam z siebie nie doprowadzi was do wściekłości. To wy sami – zdołowani, wściekli albo przerażeni – jesteście podstawowym powodem swoich neurotycznych uczuć. Nie jesteście odpowiedzialni za frustracje, jakie wywołuje w was wyzwalacz wściekłości. Jesteście natomiast odpowiedzialni za to, jak na niego reagujecie.
Z drugiej strony, osoby wyzwalające wasz gniew są pośrednio odpowiedzialne za co najwyżej 49 procent waszych emocjonalnych cierpień, ponieważ nie mogą skrzywdzić was bezpośrednio, nie raniąc was fizycznie. Jeśli tak się stanie, są w 100 procentach odpowiedzialni za wasze cierpienie.
Dlaczego zatem postanowiłem napisać tę książkę, skoro wyzwalacze wściekłości nie są właściwie odpowiedzialni za nasze zdenerwowanie? Ponieważ poniekąd są tragarzami szaleństwa. Ludzie, jak to ludzie, zwykle reagują na frustracje w zaburzony sposób. Często ujawniają nieszkodliwe emocje, takie jak niezadowolenie, żal albo smutek. Kiedy jednak ich reakcje osiągną poziom ataków furii lub paniki, albo myśli samobójczych, reagują na frustracje niezwykle intensywnie, czego nie zrobiliby, gdyby mieli do czynienia z mniejszymi zmartwieniami.
Niosą ze sobą wszystkie poziomy zaburzeń. Niektórzy są nieszkodliwymi flejtuchami, którzy nigdy po sobie nie sprzątają i ustawiają w zlewach sterty brudnych naczyń. Możecie sobie wyobrazić, co się dzieje z ich partnerami.
Powaga sytuacji wzrasta, kiedy przyjrzymy się smarkaczom, potem nieudacznikom, maniakom kontroli, a na koniec najgorszym ze wszystkich wyzwalaczy wściekłości – tyranom. Będzie o nich mowa dokładniej na kolejnych stronach, choć w odwrotnej kolejności.
Wyzwalaczy wściekłości spotykamy wszędzie. W każdej firmie jest nieznośny szef, kierownik albo dyrektor. Mogą też być waszymi sąsiadami. Najgorzej jednak, gdy znajdziecie ich we własnych domach. Wyzwalaczami wściekłości mogą być wasi partnerzy, rodzice albo dzieci. Nie ma znaczenia płeć, wiek, poziom wykształcenia czy klasa społeczna. Są wszędzie. Nie zapominajcie jednak, że od czasu do czasu stajemy się nimi i ja, i wy.
Z oczywistych przyczyn nie mogę opisać wszystkich typów wyzwalaczy wściekłości; powstałaby księga tak wielka, że na pewno nikt z was by jej nie przeczytał. Skupię się na kilku typach osobowości, które są tak powszechne i tak wkurzające, że powinniście wiedzieć, jak je rozpoznawać i z nimi sobie radzić.
To ludzie, którzy nauczyli się pewnych zachowań w okresie dorastania i tak się z nimi zżyli, że bardzo trudno ich zmienić. To przede wszystkim ich można nazwać wyzwalaczami wściekłości, a nie tych, którzy nie mają stałego nawyku wyprowadzania z równowagi swoich partnerów. Są sztywni, zadufani i nie dbają o to, co inni o nich myślą.
Osobowość rozwija się na dwa sposoby: poprzez uczenie się oraz poprzez fizyczne i/albo psychiczne wyposażenie. Pierwszy sposób to wszystko to, czego nauczyli nas rodzice w procesie wychowania. Część z nas miała rodziców, którzy ciężko pracowali, rozsądnie wydawali pieniądze, byli życzliwi i odpowiedzialni. W efekcie ta grupa wyrosła na dojrzałych i zrównoważonych dorosłych – stała się taka dzięki modelowaniu. Jak powiadają: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”. W powszechnym rozumieniu przysłowie to oznacza, że uczymy się, nie zdając sobie z tego sprawy. Nauczyliśmy się schludności, uprzejmości, szczerości i odpowiedzialności, ponieważ często je widzieliśmy i zaadaptowaliśmy na własne potrzeby. W taki sposób uczymy się posługiwać językiem naszych opiekunów. Czy choć przez chwilę jesteście w stanie wyobrazić sobie dorastające we Włoszech dziecko włoskich rodziców, które mówi tylko po rosyjsku?
Skoro jednak pozytywne cechy zdobywamy poprzez uczenie się, to tak samo nabywany cechy negatywne. Rodzice, którzy rozwiązują każdy problem krzykiem i wyzwiskami, tego samego uczą swoje dzieci. Dzieci z takich domów, już jako dorośli, fizycznie nękają współmałżonków i dzieci, a także okazują gniew za każdym razem, gdy są sfrustrowani. Kiedy taki proces uczenia się zachodzi w okresie wczesnego dzieciństwa i jest intensywny, można mieć pewność, że tego rodzaju nawyki będą niemal nie do usunięcia.
Nasze rozumienie szaleństwa czy obłędu, jak chcą je nazywać profesjonaliści, zmienia się w zależności od czasu i miejsca. W niektórych społeczeństwach uznają was za obłąkanych, jeśli oznajmicie, że otrzymaliście wiadomość od Boga poprzez odbiornik telewizyjny; inne uznają was za świętych, gdy opowiecie o wizji Maryi Dziewicy.
W początkach mojej kariery zawodowej pracowałem jako szef zespołu psychologów w stanowym szpitalu psychiatrycznym. Dzięki temu widziałem praktycznie każdy rodzaj skrajnie zaburzonych zachowań. Wszystkie pasowały do stereotypów wyobrażeń o zachowaniach obłąkanych ludzi – mówili niezrozumiale i cierpieli z powodu manii wielkości. A tak przecież powszechnie rozumiemy obłęd.
W znacznej mierze to rozumienie jest prawdziwe. Jednak słowo „szalony” zyskało szersze znaczenie za sprawą jego wejścia do języka potocznego, objęło bowiem zachowania irracjonalne, a nawet ewidentnie dziwaczne. Z tego powodu przestaliśmy używać terminu „szalone” na określenie zachowań wyraźnie sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem. Tym niemniej to określenie jest przydatne do opisania ludzi wysoce denerwujących, z którymi trudno wytrzymać, pomimo że są inteligentni, pracowici, towarzyscy i mają rodziny.
Nie myślcie jednak, że moje podejście do tego typu osób jest przesadzone. Pokażę wam, dlaczego uważam sięganie po takie terminy za w pełni uzasadnione. Skoro na przykład zachowania takich wyzwalaczy wściekłości można łatwo znaleźć niemal w każdym podręczniku psychiatrii, czy przyniesie wam jakąkolwiek ulgę spojrzenie na te osoby jak na szaleńców? Jeśli nie, to co wam pomoże? Jak się wkrótce przekonacie, cztery typy wyzwalaczy wściekłości, które opisuję na kolejnych stronach, zdecydowanie potrzebują pomocy psychiatrycznej. Właściwie ci ludzie nie są obłąkani, ale im dłużej ich znacie, tym mocniej wam się wydaje, że owszem, są.
To, co się z wami dzieje, gdy mieszkacie lub pracujecie z wyzwalaczami wściekłości, zależy z jednej strony od tego, jak radzicie sobie z ich zachowaniami, a z drugiej jacy sami jesteście, mierząc się z nimi. Oczywiście nie bez znaczenia jest to, czy macie do czynienia z tyranem, który znęca się nad wami fizycznie i psychicznie, czy też jesteście kochającymi rodzicami, którzy do granic możliwości rozpieścili swoich potomków.
Do najgorszych konsekwencji zmagań z tyranem trzeba zaliczyć strach, przerażenie, poczucie winy, depresję, niską samoocenę i gniew. To tylko niektóre z częściej spotykanych emocjonalnych skutków życia ze skłonnymi do przemocy i wiecznie rozgniewanymi ludźmi. Fizycznie możecie doznać poważnych obrażeń i znaleźć się w szpitalu.
Kiedy przyjdzie wam dzielić życie z maniakiem kontroli, to w pierwszej kolejności stracicie pewność siebie. Będziecie pozwalać, aby wami kierował, aż w końcu zniechęcicie się do wszystkiego. Zamiast zbuntować się przeciwko dyktatorowi, nauczycie się trzymać język za zębami. Często spotykany emocjonalny dyskomfort ma swoje źródło w depresji, strachu i gniewie. Obwinianie siebie – za tchórzostwo, które doprowadziło do tego, że inni kontrolują wasze życie – prowadzi do poczucia winy i niższości, a taka kombinacja przyczynia się do rozwoju depresji.
Jeśli mieszkacie lub pracujecie z rozpuszczonym egocentrykiem, wcześniej czy później staniecie się wiecznie zdenerwowani, wyprani z miłości, będziecie się czuć wyczerpani i wykorzystani. Wreszcie spotka was oskarżenie o samolubstwo. Wyraźnie osłabnie wasze poczucie sprawiedliwości, ponieważ wasze przekonania na temat tego, co jest właściwe i moralne, zostaną naruszone przez te wciąż czegoś chcące i jęczące, wiecznie niezadowolone „dzieci”. Także w tym przypadku dopadnie was depresja, zazwyczaj spowodowana poczuciem winy, zaś strach przed odrzuceniem wywoła w was napięcie albo niepokój. Aby uniknąć takich konsekwencji, będziecie ulegać tym samolubom, ale to nic nie da. Nie ma znaczenia, jak bardzo będziecie się starać, i tak nie dacie rady: ich żądania nie mają końca.
Teraz popatrzmy na nieudaczników. To biedne, żałosne dusze, tak zaniedbane, że ci, którzy kochają je i chcą im ulżyć, w końcu zaczynają sobie wyrywać włosy z głowy z powodu bezsilności, jakiej doświadczają, próbując pomagać. Nieudacznicy cierpią z powodu dręczącego ich stale albo czasami pragnienia śmierci. Przemożne przekonanie o własnej bezwartościowości, z powodu której zasługują na wszelkie możliwe cierpienia, wywołuje skurcze twarzy tych, którzy kierowani miłością starają się przekonać ich do działań dla nich korzystnych. Konflikt między nieudacznikami a pragnącymi im pomagać może doprowadzić do wściekłości.
Mógłbym długo jeszcze przytaczać kolejne, frustrujące nas typy osób, ale nie uważam, by było to konieczne. Z pewnością macie już wyobrażenie o tym, jak irytujący mogą być wyzwalacze wściekłości dla swoich ofiar.
A fizyczne skutki ich działań? Fizyczna presja na ofiary jest stałym elementem portretu wyzwalaczy wściekłości, ale często pojawia się też fizyczna przemoc, czasami ze strony maniaków kontroli, jednak znacznie częściej ze strony tyranów.
Tacy wyzwalacze są niemal zawsze mężczyznami, i to w różnym wieku. Testosteron – męski hormon – jest cechą przede wszystkim męską. Kiedy kobiety dopuszczają się przemocy, zazwyczaj są zepsutymi egoistkami, które nie uzyskują poziomu uwagi zgodnego z ich wymaganiami, mogącymi nawet zagrażać życiu. Gdy czują się lekceważone, działają jak mężczyźni.
Skupmy się na mężczyznach. Ewidentnie stanowią większość wśród tyranów. Swoje ofiary biją, zastraszają, a nawet mordują. Zazwyczaj nie doświadczają poczucia winy, towarzyszy im silne przekonanie, że frustrujący ich ludzie są źli i że najlepszy sposób, by zmienić ich w ludzi dobrych to być wobec nich skrajnie surowym.
Poza psychologicznymi i fizycznymi cierpieniami, jakie ci ludzie przynoszą swoim rodzinom i podwładnym, pojawia się jeszcze potężny stres, wywoływany przez małżeństwa i wykonywaną pracę. Zwyczajny człowiek, który nie posiada odpowiedniego przygotowania w zakresie terapii racjonalno-emotywnej behawioralnej (REBT), nie poradzi sobie tak samo skutecznie z tego rodzaju sprawcą wściekłości, jak ktoś, kto praktykuje REBT.
Skupiam się przede wszystkim na tyranach i maniakach kontroli. Ci pierwsi stosują przemoc w większości sytuacji. Z kolei maniacy kontroli sięgają po nią dosyć rzadko i nawet wtedy zachowują się w sposób mniej brutalny niż tyrani.
Z innymi wyzwalaczami wściekłości, których opiszę w tej książce, po prostu z różnych powodów trudno żyć w zgodzie. Choć nie stwarzają zagrożenia dla życia, żądają, grożą, stosują emocjonalny szantaż i generalnie są tak irytujący, że w końcu jedynym wyjściem staje się wizyta w gabinecie terapeutycznym.
Nie można też zapomnieć smutnym wpływie wyzwalaczy wściekłości na dzieci. Nie trzeba być geniuszem, aby zobaczyć negatywne konsekwencje, jakie dla dzieci ma mieszkanie z wiecznie krzyczącymi i walczącymi ze sobą rodzicami. Przerażenie, nieufność, bezradność, poczucie winy i niższości pojawiają się w różnych kombinacjach niemal zawsze wtedy, gdy trzeba żyć w takich warunkach.
Tacy ludzie są niemal pewnymi kandydatami na pacjentów szpitali psychiatrycznych, ponieważ okres ich dorastania był nieprzewidywalny. Już w okresie dorastania lub dorosłości mogą trafić do więzienia. Nie powinno nas to dziwić, ponieważ przemoc i lekceważenie podstawowych standardów przyzwoitości uczą rozwiązywania problemów z wykorzystaniem gniewu i nienawiści. Zawsze przerażało mnie, że brutalne zachowania dorosłych są wprost przejmowane przez dzieci, które też traktują się brutalnie. Jak to wyjaśnić? Dlaczego ludzie powtarzają zachowania, które kiedyś ich przerażały? Odpowiedź jest prosta: nauczyli się ich. Możecie nie lubić brzmienia języka, którym mówicie, ale jeśli jest to jedyny język, jaki znacie, to na pewno będziecie się nim posługiwać.
W ten sam sposób dzieci, które widziały, jak rodzice piją, palą, klną, kradną czy zdradzają się, są niebezpiecznie narażone na naśladowanie tego, co widziały i słyszały. Jak mogą robić to, czego nigdy się nie uczyły? W ten sposób dochodzimy do smutnego wniosku, że wielu dorosłych przestępców zaznało w dzieciństwie przemocy.
Przedstawię cztery zagadnienia, które będą pomocne w zmaganiach z zaburzonymi osobami. Nie będę szczegółowo wyjaśniał, jaką metodę i dlaczego stosować w konkretnym przypadku. Chcę natomiast pokazać, że nie jesteście tak bezradni, jak wam się wydaje, i że istnieją dziesiątki strategii, sprawdzających się w zmaganiach z takimi „frustratorami”.
Fizyczne metody ochrony
Ten temat dotyczy przede wszystkim radzenia sobie z tyranami, czasami z maniakami kontroli, rzadziej z samolubami, nieudacznikami i flejtuchami. Najlepszą metodą fizycznej ochrony jest wzmacnianie własnej siły. Jeśli jesteś niewielkim mężczyzną albo drobną kobietą, te sugestie będą w sam raz dla ciebie. Z pewnością niczym nie zagrozisz 16-latkowi, który waży ponad 80 kilogramów. Masz natomiast szanse z kimś twojego wzrostu i twojej wagi. Mówiąc wprost, im jesteś silniejszy/a, tym większe masz szanse, aby obronić się przed kimś, kto jest słabszy. Zapisz się na siłownię albo na ćwiczenia wzmacniające. To cudownie podbuduje twoją pewność siebie. Ustalając odpowiednią hierarchię, sprawisz, że życie stanie się przyjemniejsze.
Jeśli nie chcesz chodzić na siłownię, skorzystaj z jakiegoś programu ćwiczeń. Ja postępowałem zgodnie z książką dr. Kennetha H. Coopera „The New Aerobic”. Dowiedziałem się z niej, że jeśli chcę być sprawny, to powinienem ćwiczyć i biegać cztery razy w tygodniu po 20 minut. Kiedy było zimno, skakałem w domu na trampolinie zamiast biegać na dworze. Potem robiłem 30 pompek, 30 „brzuszków”, 50 głębokich skłonów, kilka ćwiczeń pleców, a na koniec znowu 30 pompek. Ten zestaw ćwiczeń zajmował mi zaledwie około pięciu minut. Dzięki temu krótkiemu programowi, wykonywanemu cztery razy w tygodniu, mogę grać w tenisa przez dwie godziny, przejeżdżać na rowerze ponad 80 kilometrów albo jeździć na nartach cały dzień.
Pomimo tego, wciąż nie dałbym rady w bezpośrednim starciu z doświadczonym i silniejszym przeciwnikiem. Nie wahałbym się jednak bronić siebie w sporze, ponieważ po prostu mniej się boję fizycznego zdominowania. (Niektóre kobiety potrafią obronić się przed niebezpieczeństwem, ponieważ są na tyle silne, aby pokonać napastnika, albo na tyle sprawne, aby przed nim uciec.)
Oprócz zdobywania fizycznej siły i szybkości, zalecam kobietom i mężczyznom udział w kursach sztuk walki. Weźcie lekcje boksu albo karate. Zdolność do zadania bólu napastnikowi bardzo pomaga w przezwyciężaniu poczucia własnej bezsilności. Kupcie też dobre zamki, zainstalujcie systemy antywłamaniowe i zadbajcie, aby wasi najbliżsi zapamiętali numery telefonów alarmowych – to wszystko sprawi, że poczujecie większy spokój.
Społeczne metody ochrony
Ważna lekcja: bądźcie ostrożni, bo możecie dostać coś zupełnie innego niż chcieliście. Zakochujemy się w ludziach, którzy stają się naszymi najgorszymi koszmarami. Nie pozwólcie zatem, aby miłość uczyniła was ślepymi na związek, który według przyjaciół albo rodziny może zakończyć się katastrofą. Cieszcie się urokiem i życzliwością ukochanej osoby, ale też zadajcie sobie pytanie, jakie są jej negatywne cechy. Jednym słowem, bądźcie choć trochę sceptyczni.
Jeśli związek wywołuje w was uczucie niepewności albo obawy, to prawdopodobnie lepiej będzie opóźnić decyzję o małżeństwie albo nawet z niego zrezygnować – bez względu na to, ile czasu zostało do ślubu.
Zawsze mądrze jest nie wdawać się w spory z ludźmi znanymi ze swojej porywczości, zwłaszcza gdy znajdują się pod wpływem alkoholu albo narkotyków.
Finansowe metody ochrony
Nigdy nie lekceważcie korzyści, jakie w walce z tyranem mogą przynieść oszczędności. Umożliwiają one ofierze podjęcie treningów samoobrony czy sztuk walki albo zakup wytresowanego psa obronnego. Dzięki pieniądzom można wybudować mur wokół swojej posiadłości, a nawet wynająć strażników do jej pilnowania. Na całym świecie te strategie sprawdzają się przez długi czas. Niestety, ograniczają je możliwości finansowe. Nie musicie jednak być bogaci, aby odejść od obecnego pracodawcy, który stanowi dla was zagrożenie. Najpierw znajdźcie nową pracę, a potem zostawcie poprzednią. Pieniądze umożliwią też przeprowadzkę w nowe miejsce, jeśli trudno wam wytrzymać z obecnym sąsiadem. Posiadając oszczędności, macie możliwość opuszczenia nękających rodziców czy partnera/ki. Pieniądze nie tylko przynoszą szacunek innych, lecz także zapewniają poczucie bezpieczeństwa i spokoju, gdy dokonujecie przelewów za kupno nowego domu i przeprowadzkę.
Zawsze namawiam moje klientki do oszczędzania, żeby mogły w jednej chwili spakować siebie oraz dzieci i wynieść się do hotelu. Ukrycie kilku banknotów w samochodzie, torebce czy bucie bardzo przydało się kilku z nich, kiedy musiały uciekać z domu przed tyranizującymi je mężami.
Jedną z największych zalet posiadania pieniędzy są możliwości uzyskania pomocy prawnej. Ograniczenie kontaktów, separacja albo rozwód – szybko uzyskcie konieczne dokumenty, jeśli tylko macie pieniądze na opłacenie doradcy.
Zatem nie lekceważcie błogosławieństwa posiadania pieniędzy. Mogą przynieść zdrowiu psychicznemu więcej korzyści niż wiele godzin terapii. Być może nie dają szczęścia, ale na pewno zapewniają poczucie bezpieczeństwa. A tego wszyscy potrzebujemy.
Prawne metody ochrony
Nigdy nie ignorujcie potęgi prawa. Nawet bez pieniędzy wciąż macie możliwość poproszenia policji o ochronę przed tyranem. Kiedy jednak przybędą, trwajcie w oskarżeniach pod jego adresem. Nie wycofujcie się, jeśli on ochłonął i spokojnie rozmawia z funkcjonariuszami. Nie dopuśćcie do tego, aby wasze postępowanie było dla niego nagrodą. Jeśli tolerucie jakieś zachowanie, to znaczy, że do niego zachęcacie. Jeśli po przybyciu policji nie podtrzymujecie zarzutów, to tyran zrozumie, że tylko blefujecie i – co za niespodzianka! – poczuje się bezkarny.
Najwyższy czas, aby społeczeństwo, a zwłaszcza ofiary przemocy, podjęło działania polityczne i ustanowiło prawa chroniące kobiety i dzieci przed takimi złowrogimi i groźnymi ludźmi. To już się dzieje, ponieważ przygotowywane jest prawo antystalkingowe. Choć zadanie wydaje się trudne, warto wiedzieć, że wiele z naszych praw zaczęło swoje życie w trakcie dyskusji kilku osób zebranych w niewielkim pokoju czyjegoś domu, a osiągnęło jego pełnię w trakcie głosowania w parlamencie.
Psychologiczne metody ochrony
Ten temat jest mi najbliższy. Powyższe zalecenia mają ograniczone zastosowanie w chronieniu siebie. Nie każdy jest silny, szybki, albo odważny, i tego się nie da przeskoczyć. Wiele osób nigdy nie będzie umiało obronić się przed tyranami czy maniakami kontroli. Jedyne, co im pozostanie, to żyć w wielkiej frustracji i półniewolnictwie.
Ochrona psychologiczna jest dostępna praktycznie dla wszystkich. Ludzie poszukują wiedzy o sobie, a zwłaszcza o tym, jak myślą. W tym mogę im najbardziej pomóc.
Wszyscy mogą skorzystać z terapeutycznych teorii zwanych ogólnie terapią kognitywno-behawioralną (CBT). Mnie najbliższa jest szkoła zwana terapią racjonalno-emotywną behawioralną (REBT), o której już wspomniałem. Tym razem nie będę się nad nią rozwodził, natomiast wyjaśnię jej techniki i ich zastosowanie wobec tych osób – typów wyzwalaczy wściekłości, które będę omawiał w kolejnych rozdziałach.
W trakcie lektury spróbujcie odnosić moje poglądy do samych siebie i do osób, z którymi mieszkacie albo pracujecie. Dostrzeżcie, jak ci ludzie stają się dla was bólem głowy i nauczcie się jak najskuteczniej sobie z nimi radzić. Żałuję, że nie ma magicznych rozwiązań; nic nie przychodzi łatwo. Dam wam jednak psychologiczne techniki i wglądy, które złagodzą waszą frustrację, nawet gdy nie da się jej usunąć całkowicie. Dzięki temu uczynicie wasze życie łatwiejszym, być może pomożecie prześladowcom dojrzeć i odkryjecie elementy szaleństwa w waszym zachowaniu.
opr. aś/aś