Nie widać, a jest

Syndrom poaborcyjny: przemilczany, ukrywany problem. A jednak bardzo realny, dotykający i duszy, i ciała

Nie widać, a jest

Naukowcy mówią, że ten stan najczęściej pojawia się po 3-6 miesiącach. Czasami może zaatakować nawet po latach. Zawsze jednak towarzyszy mu poczucie winy, rozpacz, depresja, a nawet myśli samobójcze

Kobieta po dokonaniu aborcji nadal jest matką — nigdy nie przestaje nią być, tylko nie może realizować swego macierzyństwa. Każdego roku z powodu powikłań po aborcji umiera na świecie od 50 do 100 tys. kobiet. Zaburzenia psychiczne, określane mianem syndromu poaborcyjnego, są równie groźne jak fizyczne powikłania po przerwaniu ciąży. Najczęściej jednak kobiety nie poddają się leczeniu i z tym ciężkim urazem psychicznym są pozostawione samym sobie.

Nie widać, nie słychać, a jest...

Syndrom poaborcyjny jest jak powietrze — nie widzimy go, choć możemy poczuć. Snuje się między matką, ojcem, babcią, a nawet rodzeństwem. Zatruwa. Zespół utraty ciąży (w tym jego rodzaje: zespół poaborcyjny, zespół osoby ocalonej od aborcji) nie widnieje ani w polskich, ani w amerykańskich spisach chorób.

— Skoro syndrom nie figuruje w spisie, to można powiedzieć, że problem nie istnieje, ale my odcinamy się od politycznych dyskusji, opieramy się na nauce i na naszych obserwacjach w pracy. Widzimy, że problem istnieje — podkreśla psycholog Beata Rusiecka, związana z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Doradców Żywa Nadzieja (IHACA). Psycholog podkreśla, że psychoterapeuci ogólnie zgadzają się z tezą, że strata dziecka oznacza najboleśniejszą stratę w życiu człowieka, ale jednocześnie mamy do czynienia z silnym oporem, by oficjalnie uznać, że aborcja jest szkodliwa. Niektóre kobiety mogą po aborcji mówić o uldze, ale, jak podkreśla Rusiecka, ta ulga jest związana z tym, że kobieta nie musi już podejmować decyzji, bo jest „po wszystkim”. Uczucie to, jeśli się pojawia, trwa jednak zaledwie chwilę. Później pojawia się syndrom...

Zielone światło dla nadziei

W Polsce osoby nim dotknięte mogą znaleźć pomoc u terapeutów, korzystając z programu „Żywa Nadzieja”. Wszystko zaczęło się w Kanadzie za sprawą prof. Philipa G. Neya, psychiatry, psychologa klinicznego i psychoterapeuty. Od blisko 50 lat prowadzi on badania nad następstwami utraty ciąży, przemocy i zaniedbań wobec dzieci. Program dotarł do Polski w latach 90. ubiegłego wieku dzięki działaczom pro-life. Poza grupą psychologów i psychiatrów z „Żywej Nadziei” w Polsce są psychologowie, którzy pracują z osobami dotkniętymi syndromem poaborcyjnym. Wielu terapeutów z całej Polski zetknęło się z programem terapii prof. Neya. Program ten skierowany jest do kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli przemocy, zaniedbania lub straty dziecka (tj. poronienia, urodzenia martwego dziecka, śmierci dziecka w trakcie porodu lub po nim, ciąży jajowodowej, aborcji), a także mają za sobą trudne doświadczenia wynikające z poddania się procedurze zapłodnienia in vitro oraz technik wspomaganej prokreacji. Terapia osób dotkniętych zespołem poaborcyjnym trwa 9 miesięcy, sesja odbywa się raz w tygodniu przez 3-4 godziny w małej zamkniętej grupie.

Kluczem jest przebaczenie

Istota terapii polega na tym, by skłonić cierpiącą osobę do samodzielnego dotarcia do prawdy o sobie, do przebaczenia sobie, choć ten ostatni proces trwa najdłużej. Droga powrotu do pełni życia i zdrowia prowadzi przez dogłębne zrozumienie przyczyn, które spowodowały podjęcie decyzji o zabiciu dziecka.

Ważnym etapem jest uświadomienie sobie własnych zranień i wynikających z nich ograniczeń. Poznanie bolesnej prawdy o sobie i o swojej rodzinie pozwala na obiektywną ocenę rzeczywistości. Kolejnym krokiem jest odżałowanie tego, co zostało w życiu nieodwracalnie utracone. Przeżycie żałoby po stracie dziecka stanowi istotną część tego procesu i jest początkiem nawiązania nowej relacji z odrzuconym kiedyś życiem (kobiety piszą często list do zabitego dziecka). Dopiero wtedy możliwe staje się przebaczenie wszystkim krzywdzicielom, tym, którzy przyczynili się do tej śmierci.

Następnym etapem jest rozpoznanie krzywd wyrządzonych innym i zadośćuczynienie za nie. Przebaczenie i uzyskanie przebaczenia otwiera drogę do pojednania, ustanowienia nowej relacji z innymi osobami. Najczęściej prowadzi także do otwarcia się na miłość Bożą. Proces ten trwa niekiedy wiele lat i jest bardzo trudny.

Gdy kalendarz rani...

Ból po stracie dziecka najczęściej i najmocniej odczuwa matka, ale dosięga on również innych członków rodziny, bo kiedy do ojca czy dziadków dociera, że za ich przyzwoleniem lub przez ich obojętność doszło do śmierci kogoś bliskiego, trudno im żyć spokojnie. Aborcja wpływa również na żyjące rodzeństwo zabitego dziecka. Matki, które jej dokonały, traktują żyjące dzieci w bardzo różny sposób: są to zachowania oscylujące pomiędzy uwielbieniem i emocjonalną oziębłością, nadopiekuńczością i dystansem.

Na terapię przychodzą też mężczyźni, choć znacznie rzadziej. Przeważnie wówczas, gdy żona dokonała aborcji bez ich zgody czy wiedzy. Ale pojawiają się też mężczyźni, którzy wiedzieli o aborcji, zawieźli matkę dziecka do szpitala i nawet zapłacili za zabieg. Taki człowiek żałuje, że nie wsparł kobiety. Skutkiem takiego poczucia może być asekuracja, ucieczka w pracę, nałogi i w końcu — odejście.

Opisane wyżej konsekwencje ujawniają się po kilku miesiącach, latach, ale czasem już po kilku dniach. Mówimy wtedy o rozpaczy po dokonanej aborcji. Taki stan trwa nawet do 6 miesięcy.

Jest też druga grupa osób, w której skutki aborcji kobiety zaczynają odczuwać nawet po 6, 10, 20 latach. Pojawiają się w ich życiu sytuacje wyzwalające syndrom. Wcześniej żyły w miarę normalnie, wypierając aborcję ze swej świadomości. Na tym polegał mechanizm obronny, tłumiący wspomnienie o tej traumie. Jej silne echa wyzwala np. data aborcji, ślub córki czy narodziny wnuka.

Jak to robią w Ameryce?

W Stanach Zjednoczonych osoby dotknięte syndromem poaborcyjnym mogą skorzystać z programu „Rachel”. W archidiecezji Milwaukee działa on od 1984 r. Jego inicjatorką jest psycholog Vicki Thorn, niekwestionowany autorytet w dziedzinie pokonywania traumy poaborcyjnej. Prywatnie nauczycielka akademicka, żona i matka szóstki dzieci. Swój czas i energię poświęca na działalność terapeutyczną. Inspiracją do opracowania i uruchomienia projektu stały się przeżycia jej przyjaciółki, która nie mogła poradzić sobie z syndromem poaborcyjnym. Thorn stworzyła grupę wsparcia dla kobiet, które doświadczyły przerwania ciąży. Program „Rachel” pomaga im uporać się z trudnymi przeżyciami po stracie dziecka, do której same dopuściły. Początkowo program obejmował indywidualne rozmowy z kobietami. Teraz składają się na niego zajęcia z terapii grupowej oraz terapia indywidualna. Wprowadzono także formy terapii dla mężczyzn oraz dla personelu medycznego biorącego udział w procederze aborcji. Program z poziomu lokalnego rozszerzył się na poziom ogólnokrajowy, a potem międzynarodowy (Australia, Nowa Zelandia, kraje Europy). Jest skierowany do wszystkich, niezależnie od światopoglądu i systemu wartości.

Dla Polaków

Z inicjatywy kard. Francisa George'a program „Rachel” działa od 2009 r. w środowisku Polonii. Na zaproszenie purpurata odpowiedziały Siostry Misjonarki Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. S. Maksymiliana Kamińska od 2 lat prowadzi program terapeutyczny „Rachel”, udziela profesjonalnej pomocy. Dzięki niej docieram do osób korzystających z terapii. Kilka z nich zgadza się na rozmowę. Wszystkie jednoznacznie podkreślają, że łatwiej jest pracować podczas terapii, rozmawiać w zaciszu, niż spotykać się z dziennikarzem i mówić o tak trudnym wydarzeniu życiowym, ale zgadzają się, bo uważają, że może to sprawi, że jakieś życie ludzkie zostanie uratowane. Życie i dziecka, i kobiety, bo większość z nich mówi, że ofiarami zabiegu nie były wyłącznie ich dzieci. „Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy” — tę sentencję w szczególny sposób można odnieść do skutków aborcji, a więc zabicia nienarodzonego...

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama