Uzależnienie to choroba umysłu, ciała i ducha. Największym problemem nie są wódka, hazard czy narkotyki, lecz brak zgody na własne życie
Uzależnienie to choroba umysłu, ciała i ducha. Największym problemem uzależnionego nie są wódka, hazard czy narkotyki, lecz brak zgody na własne życie.
Mało było w historii naszego kraju okresów tak sprzyjających rozwojowi jak ten, w którym żyjemy. Przyzwyczailiśmy się do niepodległości. Prawo decydowania o sobie na arenie międzynarodowej jawi nam się dziś jako oczywistość. Wraz z odzyskiwaniem podmiotowości przez naszą ojczyznę wdarła się jednak w nasze granice z siłą tsunami antykultura konsumpcji i użycia.
Kredyty, zakupomania, seksualizacja wtargnęły na początku lat 90. ubiegłego wieku w nasze tu i teraz i utworzyły krainę „tysiąca jezior”. W każdym z nich czyha na nas nieco inny, ale w swej istocie podobny potwór z Loch Ness. Sam w sobie oryginalny i egzotyczny, w dotyku miły i bardzo dużo obiecujący. Złota rybka przy nim ze swoimi trzema życzeniami to uboga krewna. Potwór, który wkroczył do owych jezior i milionów serc, zamienił nasze życie w użycie, a nasze być w ciągłą potrzebę mieć. Dlaczego mu się to udało?
„Wszystko Ci dam, tylko padnij i złóż mi pokłon”. Czym było owo „wszystko” wówczas, na Pustyni Judzkiej? I co mógł zaproponować Szatan samemu Bogu? To jasne, że ta pokusa musiała być odparta. Co innego dziś, gdy gama dóbr i możliwości jest tak szeroka, a ścieżka użycia, proponowana przez ojca kłamstwa, tak obiecująca. Ten, który zna nasze słabości i na nie liczy, umie tak ruszyć strunami naszego ego, byśmy uznali, że nie kiedyś, po śmierci, ale dziś należy nam się spełnienie życzeń „wszystkiego najlepszego”. Mamy mentalność rozpieszczonego dziecka: „Chcę mieć wszystko natychmiast i od razu, dużo i na bogato”. Ta postawa biorcy, konsumenta żyjącego ponad stan, wiecznie nie dość dojrzałego człowieka to bardzo czule i z pietyzmem hodowana roślina, która jak chwast oplata nasze serca.
Świat żeruje dziś na naszych uzależnieniach, i to nie tylko tych starych jak historia Noego, czyli pijaństwa czy cudzołóstwa. To fakt, że seksoholizm jest dziś wielkim problemem, na pewno większym niż kiedykolwiek wcześniej. Statystyki rozwodów, konsumpcja pornografii, przemoc na tle seksualnym wyraźnie tego dowodzą. Pijemy także bardzo dużo. Sprzedaż alkoholu obecnie to blisko dziesięciokrotność tego, co kupowano w Polsce 100 lat temu. Pijemy bez opamiętania. Alkohol stał się towarem traktowanym na równi z innymi produktami spożywczymi. Można go kupić wszędzie, choćby na stacjach benzynowych, o każdej porze dnia i nocy, nawet bladym sierpniowym świtem. Kosztuje niewiele i jest wszędzie. Dla uzależnionych alkohol jest narkotykiem. Mimo to jest w pełni legalny, a nawet oficjalnie reklamowany. Jest zawsze w pierwszej trójce głównych sprawców zgonów. To dlatego podpisuję się pod apelami o abstynencję, i to nie tylko w sierpniu. Abstynencja alkoholowa to doskonały sposób na poprawę zdrowia i szansa na rozwój w wielu dziedzinach życia, zwłaszcza dla najmłodszych abstynentów. Obecnie uzależnienia to jednak nie tylko alkohol.
Jednym z najbardziej powszechnych, toksycznych i darmowych uzależnień jest pornografia. Strzał dopaminy, który towarzyszy oglądaniu pornografii, jest prawie tak duży jak przy spożyciu amfetaminy. O ile spożycie białego proszku daje nam ten zastrzyk na kilka, kilkanaście minut, to tkwienie w pornografii utrzymuje podwyższony stan hormonu przyjemności przez cały czas korzystania z tego bodźca. Powodem jest błędne odczytanie przez mózg stymulacji jako nadziei na prokreację i podtrzymanie gatunku. Ta euforia uzależnia. Masturbacja i pornografia stały się dziś towarem codziennego użytku dla tysięcy młodych ludzi. Łatwość dostępu i darmowość potęgują to uzależnienie, przez co czynią z młodych ludzi niewolników własnych żądz.
Pornografia nie ma nic wspólnego z prawdą o intymnej relacji między dwojgiem kochających się ludzi. Ma za to wiele wspólnego z przemocą, łatwością, gigantomanią, użyciem. Aktorzy i aktorki są jak Ken i Barbie z koszmarnego snu. Wszystko tu jest idealne i wyolbrzymione, i na pstryknięcie palca, czyli kliknięcie. Prasa młodzieżowa, film, przemysł muzyczny wtórują macherom od przemysłu porno w podsycaniu apetytów na użycie, bo to się opłaca. Antykoncepcja i aborcja kosztują, ale dają iluzję bezkarnego posmakowania wszystkiego. Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał świat rządzony przez tych, którzy od 7. roku życia byli narażeni na kontakt z pornografią. Dziś nie trzeba umieć pisać, żeby dostać się w takie zakamarki internetu, gdzie każda perwersja ma swoje katalogi klipów wideo, często za darmo i w full HD.
Kolejną plagą dzisiejszej filozofii użycia jest uzależnienie od zakupów, hazardu i kredytów. W Warszawie, w Stowarzyszeniu Integracji Społecznej Klub Poznańska 38, wystartował pierwszy mityng wspólnoty 12-krokowej Anonimowi Zadłużeni (spotkania we wtorki o godz. 18). Niewątpliwie żyjemy ponad stan. Kupujemy setki zbędnych rzeczy, otaczamy się nimi. Popadamy w gadżetomanię i w system wymiany na nowszy model. To moda, która wciąga i uzależnia. Coraz częściej rozmowy między kolegami w szkole, w pracy, na wakacjach przestają dotyczyć tego, kim jesteśmy, co robimy, co czytamy, a zmieniają się w targowisko próżności, w pokaz gadżetowej mody: smartwatche, telefony, airPodsy i co tam jeszcze. Bombardowanie promocjami, zdrapkami, okazjami też robi swoje. Nawet karty z systemem lojalnościowym mogą sprawić, że kupujemy więcej i głupiej, niezgodnie z potrzebami. Wchodzisz po masło i mleko, a wychodzisz z marketu z koszykiem pełnym wszystkiego. Niewątpliwie także hazard z różnymi swymi odmianami, jak zakłady bukmacherskie czy wirtualne kasyna w telefonach, jest coraz większym problemem.
Wszystko może nas uzależnić — nawet tak pozytywna i trwała wartość jak praca. Pracoholizm sprawia, że czując się społecznie użyteczni, tracimy kontakt z rodziną, sobą samym i przestajemy się dziwić 18-godzinnym dniem i 7-dniowym tygodniem pracy. Jedzenie i lęk przed jedzeniem, bulimia, obżarstwo, anoreksja — to kolejne sposoby na nałogowe poprawianie swojego samopoczucia. Nie chcę czuć tego, co czuję. Muszę dostarczyć sobie swojego narkotyku znieczulającego, a czy to będą praca ponad siły, dwadzieścia pączków czy amfetamina, to już mało ważne. Ksiądz Marek Dziewiecki w swojej właśnie wchodzącej na rynek książce Człowiek uzależniony podaje trafną definicję tego zjawiska. Wyjaśnia, że człowiek uzależniony to ktoś ślepo zakochany w swoim śmiertelnym wrogu. Owo zakochanie sprawia, że jesteśmy w stanie poświęcić wszystko i wszystkich, nawet siebie, by móc wpaść w ramiona kochanek. I nie ma znaczenia, że dawno przestały nas one głaskać i tulić, a zaczynają dusić i niszczyć. Zniewolony umysł i zraniony duch tego nie zauważają.
Czy człowiek uzależniony jest w sytuacji beznadziejnej? Program Ocaleni, który od 2 lat prowadzę w Telewizji Polskiej (wtorek, TVP1, godz. 22.30), pokazuje, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że z każdym, nawet najbardziej podstępnym uzależnieniem możemy wygrać. Jaka jest do tego droga? Po pierwsze, muszę sam uznać, że potrzebuję pomocy. Zwykle, by tak się stało, potrzebny jest ból. Czasami ból ponad siły, ale ból własny, odczuwany przez chorego, a nie ból czy błagania jego bliskich. Człowiek ślepo zakochany w śmiertelnym wrogu zmierza ku zatraceniu, nie bacząc na miłość i cierpienia bliskich. Jeśli przestaniemy brać na siebie konsekwencje jego nałogu, prędzej czy później dopadną go one i ciężko mu będzie oszukiwać samego siebie, że „ogarnia” i daje radę. To dlatego pierwszy z dwunastu kroków anonimowych alkoholików i innych wspólnot pracujących na tym programie mówi o bezsilności. Tylko wtedy, gdy ją uznam, w moim życiu możliwy jest szczęśliwy ciąg dalszy. Możliwy, ale niepewny, gdyż wychodzenie z uzależnienia to długotrwały proces naprawiania swojej teraźniejszości i zadośćuczynienia za przeszłość.
Jest nadzieja dla każdego. Niezmiernie jednak ważne jest uznanie tego, że twoim problemem nie są narkotyk, alkohol, hazard czy seks, lecz jest nim fakt, że nie godzisz się na siebie i swoje życie. Że uciekasz przed życiem w użycie, że wolisz iluzję niż codzienne konfrontowanie się z trudem życia i gamą niechcianych uczuć. Jeśli jednak zgodzisz się na ten oczywisty fakt, że potrzebujesz pomocy, i wskrzesisz w sobie wiarę, choćby tak niewielką jak ziarenko gorczycy, to wtedy Ten, który przyszedł na świat, by nas ocalić, ocali i Ciebie. Nie wyręczy Cię w niczym, co jest w Twojej mocy, ale da Ci wsparcie tam, gdzie nie masz mocy. Gdy będziesz wybierać miejsce, do którego zapukasz po pomoc, oprócz kratek konfesjonału, miej w sobie pewność, że osoba uzależniona choruje równie mocno ciałem, umysłem, jak i duszą. Tak jak z próchnicą górnej szóstki nie idę na Jasną Górę, lecz do dentysty, podobnie w obliczu uzależnienia mam szukać specjalistów, grup wsparcia, klubów abstynenta. Ostatecznie Tym, do kogo odwołują się owi specjaliści, a których skuteczność działań jest weryfikowana tysiącami ocalonych, jest miłujący Bóg. Ten, który wymyślił ciebie z miłości i do miłości, do wolności, a nie do zniewoleń i upokorzeń. >>n
opr. mg/mg