To, co sprawia, że jesteśmy naprawdę ludźmi

Żyjemy w świecie zdominowanym przez niepokój o teraźniejszość, gdzie indywidualizm i rywalizacja przysłoniły bliskie relacje z ludźmi

Żyjemy w świecie zdominowanym przez niepokój o teraźniejszość i strach przed przyszłością, w świecie, gdzie indywidualizm i rywalizacja przysłoniły macierzyństwo, relację dla nas podstawową.

Pisze wielki psychoanalityk angielski Donald W. Winnicott: «Wydaje mi się, że w ludzkim społeczeństwie coś się gubi. Dzieci dorastają i stają się ojcami i matkami, ale generalnie nie rosną ze świadomością tego, co matki zrobiły dla nich na początku życia (...) Lecz czy to nie właśnie dlatego, że wkład oddanej matki jest tak ogromny, że nie jest uznawany? (...) Bez prawdziwego uznania roli matki pozostaje mglisty lęk przed uzależnieniem. Ten lęk przyjmie niekiedy formę lęku przed kobietą lub lęku kobiety, innym razem przyjmie formy niełatwo rozpoznawalne, w których zawsze kryje się lęk przed podporządkowaniem».

Nie wystarczy z pewnością bycie matkami, by mieć cechy macierzyńskie, ale paradygmat jest prawidłowy mimo licznych wyjątków, a termin «mater» ze swoim korzeniem «materia» zachowuje symboliczną wartość, którą przypisała mu historia, choć dziś wiele rzeczy uległo zmianie.

Matka, którą Freud definiuje jako «ten prehistoryczny, niezapomniany Inny, któremu później nikt nigdy nie dorówna», budzi impulsy miłości i nienawiści, ale zazwyczaj, dzięki jej poświęceniu, miłość przeważa i przez projekcję jest odnajdowana, nie bez dwuznaczności, w kobiecie, którą mężczyzna wybiera sobie na towarzyszkę życia.

W świetle tego stwierdzenia gest kobiet, które się przeciwstawiają męskiej przemocy swoim kobiecym i macierzyńskim ciałem, nabiera nowego znaczenia, które zmusza do zastanowienia się nie tylko nad naszą tożsamością, ale nad złożoną relacją między płciami.


To, co sprawia, że jesteśmy naprawdę ludźmi

Przyglądając się opublikowanym fotografiom, widzimy z jednej strony ponury, groźnie wyglądający czołg i, częściej jeszcze, oddział do tłumienia zamieszek, złożony ze specjalnie wyekwipowanych żołnierzy, wyrażających opartą na przemocy władzę męską, bezimienną i bezosobową. Z drugiej strony stoi kobieta, sama, lekko ubrana, nawet jeśli nosi chustę, to jej twarz jest odsłonięta, i przeciwstawia się im pokazując światu — i na to czekają fotoreporterzy — swoją tożsamość i swoje emocje. Asymetria jest oczywista i wynik starcia faktycznie już przesądzony.

Jednakże świadomość naszej słabości może być źródłem wywrotowej siły, jak pokazuje wartość męczeństwa w historii Kościoła. Jako wybrana ofiara męskiej przemocy kobieta z własnej woli wystawia się na atak napastnika, ale jej postawa nie wyraża rezygnacji, lecz opór i pragnienie mediacji. Cóż jednak może powiedzieć milczenie kobiety w obliczu groźby użycia broni? Jej ciało mówi za nią przez skojarzenie ze słodyczą miłości — pamiętacie slogan «wkładajcie kwiaty w lufy armatnie», którym całe pokolenie przeciwstawiało się wojnie w Wietnamie? — i mocą prokreacji. Jak pisze Adrienne Rich w latach, kiedy młodzi byli naprawdę młodzi: «Całe życie ludzkie na naszej planecie rodzi się z kobiety. Jedyne doświadczenie jednoczące, niezaprzeczalne, łączące wszystkich, mężczyzn i kobiety, to okres formowania się w łonie kobiety... Przez całe życie i nawet w momencie śmierci nosimy piętno tego doświadczenia. Nieprzypadkowo pierwszym i ostatnim słowem jest właśnie ‘mama'».


To, co sprawia, że jesteśmy naprawdę ludźmi

W wielowiekowej ikonografii Matki Bożej, która ukształtowała kobiecą podświadomość, obraz Dzieciątka Jezus i Chrystusa zdjętego z krzyża, jeden na rękach, drugi na łonie Matki, nawzajem się do siebie odwołują, jak Życie i Śmierć.

Nie oznacza to, że wszystkie kobiety muszą być matkami, ale że wszystkie potencjalnie nimi są, przez swoje przesłanie prokreacyjne, które może być negowane lub wyrażane na różne sposoby.

Jednym z nich jest promowanie sprawiedliwości i pokoju, o czym dają świadectwo Kobiety w Czerni lub Matki z Plaza de Mayo. Tam matki dzieci, które trzeba ratować od śmierci i zapomnienia, tu kobiety, które bronią życia i praw wszystkich, kobiety, które sprzeciwiając się bezwzględności silniejszych, domagają się uznania innego prawa, prawa do życia. Z jakiego tytułu przypisują sobie tę siłę?

Na mocy ciała matki, jego kształtu, jego funkcji. Ciała pojemnego, nastawionego na przyjęcie, ochronę w swoim wnętrzu, odżywianie dziecka i na koniec, jak pisze Massimo Cacciari w Generare Dio («Zrodzenie Boga»), na symboliczne uczestniczenie w jego odejściu, na zewnątrz, daleko, w jego wyjściu z niej.

Matka jest jedynym na świecie tyranem, który z własnej woli emancypuje swojego poddanego, jedynym właścicielem, który chętnie uwalnia swojego niewolnika, jedynym strażnikiem więziennym, który otwiera drzwi swojemu więźniowi.

Jest to «pozwolenie na odejście», które nigdy nie zrzeka się odpowiedzialności i pomocniczości. Ale nie tylko to, ciało matki było przez wieki symbolem, zanim nowoczesny mechanicyzm nie zastąpił dawnego witalizmu, mocy Matki Ziemi. Metafora ta łączy rodzenie dzieci ze zbiorami i żniwami, cykl ludzkiej płodności z gwiezdnym rytmem wszechświata. Kobieta, która daje i prosi o Pokój, jest symbolem natury, która nas otacza, i natury, która jest w nas. Jej ciało, tygiel materii i formy, mówi dwoma językami: bezosobowym językiem Życia bez przymiotników i symbolicznym językiem życia relacji, historii, genealogii rodzinnej, biografii, która sprawia, że każdy z nas jest nieporównywalny i niezastąpiony. Mężczyźni, którzy ją otaczają w milczeniu, twarze zasłonięte przyłbicami hełmów, lękają się mocy osoby, która się nie boi tylko dlatego, że jest po słusznej stronie, i, nie wiedząc, jak zareagować, mają pokusę, by użyć wobec niej przemocy typowej dla ich płci, gwałtu. W gruncie rzeczy kobiety zawsze były uciszane przemocą silniejszego. I nie wydaje się, by uległo to zmianie, jeśli popatrzymy na tragedię zabójstw kobiet, na wciąż przelewaną krew, po tragediach przeszłości, w wieku, który miał być inny. Jednakże coś się dzieje.

W obliczu odważnego ciała kobiety poświęcającej się w imię wartości, w które wierzy, przez chwilę, przynajmniej przez chwilę przestrzeń się kurczy, czas się zatrzymuje i na burzliwej, pełnej hałasu scenie konfliktu, zapada surowa cisza sacrum. Nagle wertykalna kreska przecina horyzontalną, mechaniczną, rytmiczną linię czasu chronologicznego. Inny tok myślenia prosi o rozejm w toczących się wydarzeniach, w nieobliczalnym następstwie wymuszonego posłuszeństwa, przyjętego, ale nie przemyślanego, obowiązującego w wojsku.

Nic więcej niż symboliczna granica, nieoczekiwane zawieszenie, podobne do wielkiego napięcia linoskoczka, który stoi na rozkołysanej linie, lecz właśnie w tym odstępie czasu i przestrzeni to, co oczekiwane, ustępuje miejsca rzeczy nieoczekiwanej, dając wolny dostęp do nadziei. Co może zrobić jednostka w obliczu wydarzeń, nad którymi nie ma kontroli, jeśli nie dawać świadectwo?

Ona mogłaby mówić, sugerować, przekonywać, powiewać flagą, skandować slogan. Tymczasem najczęściej woli posłużyć się spojrzeniem i gestem, jak w fazie przedporodowej, kiedy dwie osoby są jedną, zanim jeszcze do początkowej dwójki dołączy ojciec. I to w tej przedhistorycznej epoce z mocą zwraca się ona do swojego przeciwnika.

Chce mu przypomnieć, że wszyscy rodzą się jako czyjeś dzieci i że zanim jeszcze przyszedł na świat, zanim stał się dzieckiem, on też przez dziewięć miesięcy przebywał w łonie matki. Tak jak zresztą i jego przyszłe dzieci. Spotkanie zainicjowane przez kobietę, która nie ma do tego żadnego tytułu oprócz swojego uporu i determinacji, w aspekcie historycznym nawiązuje do przeszłości, do macierzyńskiego społeczeństwa, które nigdy nie istniało, do nigdy nieurzeczywistnionego matriarchatu. A jednak w wyobraźni owa epoka wciąż istnieje jako świat pokoju, równości, sprawiedliwości, ten sam, który leży u podstaw wszelkich utopii. W niespokojnej relacji między płciami, w ich asymetrycznej konfrontacji możemy dostrzec pragnienie, by rozpocząć na nowo, zawrzeć nowe przymierze, powiedzieć «jeszcze».

Lecz załagodzenie licznych konfliktów, które nękają nasz świat, spowodowanych przez agresywne i autodestrukcyjne popędy człowieka, jest problemem, który może pozostać nierozwiązany.

Jak pisze Freud w zakończeniu swojej książki Kultura jako źródło cierpień: «Teraz musimy oczekiwać, że druga ‘potęga niebieska', odwieczny Eros, zrobi wysiłek, by uzyskać przewagę w walce ze swoim równie nieśmiertelnym przeciwnikiem (Thanatosem). Któż jednak może przewidzieć, jaki będzie tego wynik, i czy będzie on pomyślny?».

Jak zwykle, kiedy stajemy w obliczu najbardziej radykalnych pytań, pozostaje nam jedynie odwoływanie się do edukacji, do możliwości zapobiegania starciom przez budowanie nowego modelu człowieczeństwa, potrafiącego skierować naturalną agresję w stronę podzielanych ideałów. W dążeniu do tego celu w dalszym ciągu to matce przypada w udziale fundamentalne zadanie zastąpienia mężczyzny silnego, bohatera niestroniącego od przemocy, jednostki rywalizującej, przez podmiot zdolny do realizacji siebie dzięki akceptacji biernych elementów swojej tożsamości, takich jak zależność, słabość, przemijalność: to, co sprawia, że jesteśmy naprawdę ludźmi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama