Zdrowie duchowe nie istnieje bez pełnej integracji duszy i ciała. Nie możemy owocnie dążyć do duchowej szczerości i intymności z Bogiem, jeśli żyjemy w ciele naznaczonym przez wstyd – w ciele, które nauczyłyśmy się traktować jak wroga.
Zdrowie duchowe nie istnieje bez pełnej integracji duszy i ciała. Nie możemy owocnie dążyć do duchowej szczerości i intymności z Bogiem, jeśli żyjemy w ciele naznaczonym przez wstyd – w ciele, które nauczyłyśmy się traktować jak wroga.
Ta książka to historia mojego życia, którą przez ostatni rok przemierzałam od nowa – w drodze do odzyskania samej siebie, w wędrówce wiodącej od wypalenia, wstydu i ukrywania własnych przeżyć ku nadziei i uzdrowieniu. Nie dotarłam jeszcze do końca tej podróży, nie odrobiłam wszystkich lekcji i nie poprawiłam, jak należy, wszystkich jaskrawych błędów. Nie przypominam doświadczonego mędrca na końcu wędrówki, a raczej akrobatkę cyrkową stojącą na linie rozpiętej między dwiema skrajnościami, uczącą się znajdować oparcie dla stóp i manewrować między pogłębionym rozumieniem integracji ciała i duszy a przeciwległym biegunem, którym jest – no cóż – bycie w zupełnej rozsypce. Mięśnie nóg mam jednak coraz mocniejsze i powoli uczę się zachowywać równowagę. Coraz łatwiej pojmuję własne ciało i duszę, odkrywam i obnażam samą siebie, odsłaniając kolejne warstwy, które trzeba usunąć.
Tym, co zaskoczyło mnie najbardziej, a zarazem jedną z najważniejszych rzeczy, jakiej się przez ten rok nauczyłam, jest fakt, że zdrowie duchowe nie istnieje bez pełnej integracji duszy i ciała. Nie możemy owocnie dążyć do duchowej szczerości i intymności z Bogiem, jeśli żyjemy w ciele naznaczonym przez wstyd – w ciele, które nauczyłyśmy się traktować jak wroga. Zostałyśmy wszak stworzone równocześnie jako dusza i ciało i oba te przejawy naszego człowieczeństwa noszą odciski palców Boga.
Jako kobiety jesteśmy dziś otoczone ze wszystkich stron rzeczywistością, która w obu skrajnych przejawach przekonuje nas o całkowitym rozdzieleniu naszej duchowej i fizycznej tożsamości. Na jednym krańcu skali religia i wiara piętnują ciało jako coś, co sprzeciwia się dobru, jako słaby element naszej istoty, najczęściej oddalający nas od Boga. Na przeciwległym biegunie świat przekonuje nas, że ciało jest jedynie pięknym opakowaniem, z którego mamy czerpać jak najwięcej przyjemności, a zatem możemy dowolnie je kształtować i stylizować, manipulować nim i manewrować wedle własnej woli, choćby tylko po to, by zyskać chwilową przyjemność, której akurat teraz pragniemy.
Te skrajności sprawiają, że mnóstwo chrześcijańskich kobiet odczuwa mgliste niezadowolenie: dokucza im dyskomfort i brak łączności z własnym ciałem, ale przy tym nie potrafią wskazać przyczyny tego rozdźwięku. Wszystkie zgodzimy się bez wahania, że całkowite obnażenie przed światem – czy to naszego ciała, czy też naszej prawdziwej osobowości – jest dla nas olbrzymim wyzwaniem, obarczonym ciężarem emocjonalnym i ryzykiem zranień, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Często popadamy we frustrację, że jako dorosłe kobiety pod wpływem byle emocjonalnego impulsu rumienimy się i tracimy pewność siebie jak małe dziewczynki. Odżywianie i tusza, ubranie i figura, seks i intymność, przyjaźń i współzawodnictwo – nasze życie pełne jest doświadczeń, które są zarazem naszym błogosławieństwem i przekleństwem, a które sprawiają, że czujemy się obco we własnym, dziwnie nieopanowanym ciele.
Jeśli tak właśnie się czujesz, wiedz, że nie jesteś w tym odosobniona. Wiele kobiet czuje dokładnie to samo.
Chcemy dzielić się swoimi doświadczeniami i szukać drogi powrotu do pełnej integralności duszy i ciała, która stanowi dziedzictwo naszej niebieskiej ojczyzny.
Na kartach tej książki swoimi przeżyciami dzielą się kobiety o różnej wrażliwości, uzdolnieniach i historii, właśnie po to, żebyś mogła się przekonać, iż ta podróż wiodąca do odzyskania własnej cielesnej tożsamości jest przedsięwzięciem uniwersalnym – takim, z którym każda uczciwa kobieta musi się zmierzyć na pewnym etapie swojego życia. Są wśród nas kobiety zamężne i samotne, matki biologiczne i adopcyjne, młodsze i starsze, z różnym bagażem życiowych doświadczeń. Każda przeżyła i nadal przeżywa chwile rozrachunku z cielesnym wymiarem swojej kobiecej egzystencji, konfrontuje się z tym, jak wygląda życie w kobiecym ciele. Wszystkie zmagamy się ze wstydliwymi zranieniami i zapewne odniosłyśmy już pewne zwycięstwa, a także odkryłyśmy miejsca wymagające dalszej pracy.
W 1932 roku Edyta Stein, późniejsza św. Teresa Benedykta od Krzyża, stwierdziła w eseju Chrześcijańskie życie kobiet: „Nie możemy pominąć kwestii, czyimi jesteśmy i co powinnyśmy czynić”2. Jako kobiety często jednak czujemy silną presję, by unikać tych głębokich pytań, a zamiast tego po prostu zajmować się tym, co mamy w życiu do zrobienia. Nierzadko same wolimy ich unikać, bowiem pozbywanie się masek i schematów radzenia sobie w życiu, by sięgnąć w głąb, do prawdy, jest bolesnym procesem, na który – być może słusznie – czujemy, że po prostu nie mamy czasu.
Co jednak, jeśli się okaże, że tak naprawdę było to nasze jedyne zadanie tu, na ziemi? Co, jeśli zadaniem, jakie Bóg przed nami postawił, jest nieunikanie pytań o to, kim jesteśmy i kim mamy się stać, oraz poszukiwanie na modlitwie, jeśli nie odpowiedzi, to przynajmniej okruchów prawdy zawartych w samych pytaniach? A gdybyśmy tak pozwoliły sobie na zadawanie trudnych, dociekliwych pytań na temat naszego ciała oraz planu, jaki ma dla niego Bóg? Gdybyśmy zgodziły się na to, że nasze przeżycia w ciele mogą być bardzo różne, a przy tym niesamowicie podobne i że być może nigdy nie znajdziemy ostatecznej odpowiedzi? Gdybyśmy odrzuciły docierające do nas zewsząd żądanie, by wreszcie wziąć się za siebie, wepchnąć swoje ciało w błyszczące, choćby nie wiem jak źle dopasowane opakowanie, owinąć je i przewiązać wstążeczką, i przestać wreszcie mówić o zmaganiach, bólu i niepewności, których doświadczamy?
Jeśli moje rozmowy z kobietami są choć trochę miarodajne, to jesteśmy skłonne posłuchać rady św. Teresy Benedykty od Krzyża i jesteśmy gotowe zacząć poszukiwanie prawdy o tym, kim jesteśmy jako kobiety i co w związku z tym powinnyśmy czynić, dążąc do świętości i uzdrowienia. W tej książce zaczynamy zadawać takie pytania i w poszukiwaniu odpowiedzi delikatnie uchylamy zasłony Bożej tajemnicy. W ten sposób wracamy razem do rajskiego ogrodu i próbujemy przypomnieć sobie, kim byłyśmy, gdy każda z nas była Ewą, żyjącą w pozbawionej wstydu nagości kobiecego ciała przed Bogiem i mężczyzną.
Zastanowimy się razem, kim jesteśmy i co powinnyśmy czynić.
Przeczytaj dłuższy fragment „Każda z nas była Ewą” »
Bez pouczania i moralizatorstwa o kobietach i dla kobiet na przykładach zaczerpniętych ze Starego i Nowego Testamentu. Autorka podejmuje tematy, które rzadko omawia się w kontekście wiary, takie jak: przyjemność seksualna, fizjologia kobieca, brak akceptacji własnego ciała, pozytywne przeżywanie swojej seksualności przez kobiety niezamężne. Książka napisana w sposób szczery i bezpruderyjny a zarazem czysty. Na końcu zawiera modlitwy – litanię dziękczynną za własne ciało, powierzenie Bogu swoich emocji.
Książka jest tutaj>>
opr. ac/ac