Fragmenty książki "Sztuka rozmawiania" cz. 2
Sposób, w jaki prezentujemy siebie i tworzymy więzi międzyludzkie, ma decydujący wpływ na nasze osobiste szczęście i rozwój zawodowy. Dawniej pierwszą lokatę zajmował tutaj wrodzony talent - posiadanie go lub brak. Obecnie jesteśmy bardziej uwrażliwieni na zdolności komunikacyjne i rozwój osobowości. Nic więc dziwnego, że wiele osób w naszym kraju w ostatnich latach zetknęło się z psychologią komunikacji międzyosobowej - na rynku pojawiło się mnóstwo książek na ten temat, pod tym kątem prowadzi się terapię, zajęcia w grupach otwarcia, kursy w ramach doskonalenia zawodowego, godziny wychowawcze w szkole. Można powiedzieć, że psychologia komunikacji jest obecna zarówno w kształceniu zasadniczym, jak i szkoleniu specjalistycznym, gdy chodzi o nauczycieli i lekarzy, bankowców i policjantów, techników i żołnierzy, ekipy kierownicze i ludzi biznesu. Na przykład, doskonalenie ekip kierowniczych w zakresie komunikacji wychodzi z założenia, że ludzie ci - po latach kształcenia zawodowego - nagle wchodzą "między ludzi" i to od razu na płaszczyźnie instytucjonalnej, którą wyznaczają czynniki tak sobie przeciwstawne jak: współpraca i konkurencja, hierarchia i kolegialność, humanizm i efektywność, współodpowiedzialność i konieczność samodzielnego podejmowania decyzji, otwartość i dyskrecja. Badania prowadzone wśród ekip kierowniczych i ekspertów w dziedzinie doskonalenia zawodowego mówią, że przed szefami i kierownikami "jutra" staje przede wszystkim wyzwanie pod hasłem komunikacja i rozwój osobowy1* - cokolwiek by te słowa miały znaczyć.
Również w innych dziedzinach życia społecznego wobec nowych zadań stare typy relacji nie "wytrzymują". Stosunek lekarz - pacjent, polityk - wyborcy, "trener" - uczestnicy zajęć, sprzedawca - klient - wszystko to zmienia swoje oblicze. To samo dotyczy życia prywatnego. Wiele kobiet bardziej świadomie woła o prawo do własnego głosu. Zmienia się też komunikacyjny "przydział ról" związany z płcią. Dawniejszy, tradycyjny styl (uczuciowo zdystansowany mąż, dominujący swoim uwydatnionym intelektem i pouczająco--poniżającym "ojcowaniem", umacniający w razie konieczności swoją przewagę zachowaniami imponującymi i agresywnymi, i żona, uległa i wycofująca się, podporządkowana mężowi, usiłująca od czasu do czasu ożywić dom i stworzyć atmosferę intymności wyrażaniem swoich uczuć) nie wchodzi już dzisiaj w grę, a nowe formy partnerstwa często wciąż jeszcze nie są zasymilowane - stare pierzyny przeszywamy na nowoczesne kołdry, nie biorąc pod uwagę tego, że pierze jest wciąż to samo.
Tak więc w swoim marszu triumfalnym psychologia komunikacji robiła postępy dzięki instytucji kształcenia dorosłych. Dzisiaj, kiedy spotykam policjanta z drogówki, urzędniczkę na poczcie, stewardessę czy kierownika, z dużym prawdopodobieństwem mogę przypuszczać, że mam do czynienia z człowiekiem "przeszkolonym". Czy nie rodzi się w was tutaj jakieś niemiłe uczucie? Że kontakt międzyosobowy już od dawna stał się dziedziną profesjonalizmu, psychologizmu, perfekcjonizmu? Albo czy rzeczywiście tędy biegnie droga do lepszych relacji międzyludzkich, na które czekają nasze domy, miejsca pracy i świat polityki?
W pierwszej części Sztuki rozmawiania zebrałem rozmaite komunikacyjne propozycje różnych szkół psychologicznych i skierowałem się z nimi w stronę praktyki. Pod hasłem "Od ulepszenia zachowań do rozwoju osoby" starałem się uwrażliwić na to, że humanistyczna psychologia komunikacji nie chce być "nowym sposobem mówienia", formą per-fekcjonizmu językowego, ale wskazówką, jak rozszerzać wewnętrzną bazę dialogu. Co to dało? Czy dzisiaj jesteśmy bardziej autentyczni, potrafimy więcej zrozumieć, otwieramy się szerzej na dialog? Czy już doszliśmydo tego, jak słuchać? Czy wiemy, jak w tym, co słyszymy, odnajdywać to, co wypowiedziane? Czy zdobyliśmy więcej odwagi, by spojrzeć "w siebie" i jasno mówić o tym, co myślimy, czujemy i jakie są nasze pragnienia? Czy nie przebraliśmy się we "wzorowych uczniów", którzy opanowawszy jak język obcy psychologiczną "nowomowę", celebrują codzienność ze starym przepychem?
Może to jest największym grzechem wyszkolonych, że c=g3\ niedoskonałą osobistą tkankę usiłują zakryć wytresowaną na ^-^ błyskawicznych kursach "techniką komunikacji"?
Wciąż jeszcze brakuje szerszych badań empirycznych w tej dziedzinie. W moim przekonaniu mamy do czynienia z ambiwalentną mieszaniną "wszystkiego po trosze". Będzie trzeba więc uważnie oddzielić nastawienie na człowieka od nastawienia na kontekst społeczny.
Teraz jednak - jak mi się wydaje - nastał taki moment, kiedy częściowa rewizja psychologii komunikacji jest możliwa i konieczna. Psychologia komunikacji wychodząc z trafnego założenia, że jej zadaniem jest nie tylko objaśnianie (na przykład, jak dochodzi do typowych zaburzeń), ale także formowanie (jak lepiej się porozumiewać), proponowała klasyczne narzędzia: "wypowiedź ja", "aktywne słuchanie", oddzielenie płaszczyzny rzeczowej od płaszczyzny wzajemnych relacji, metakomuni-kację, informację zwrotną (feedback), ujawnienie siebie. Idealna komunikacja oparta na takich propozycjach mogła tylko wzbudzać entuzjazm. Doprowadziło to do tego, że psychologia komunikacji jakoś przyczyniła się do powstania nowej "konkurencji", gdzie "doskonały" sposób porozumiewania się stał się ważniejszy od treści rozmowy. Wymienione wyżej narzędzia są dobre do uwrażliwienia się na międzyludzkie zachowania w rozmowie, jednak ograniczona i nieraz wątpliwa jest ich przydatność przy dochodzeniu do ideału porozumienia. Nie chcę przez to powiedzieć, że ślepą uliczką jest poszukiwanie ideału przy ich pomocy. Jestem natomiast przekonany, że konieczne jest podwójne rozróżnienie:
1. Jest konieczne łączenie idealnych (pożytecznych, sensownych, adekwatnych) sposobów komunikowania się z ogólnym charakterem sytuacji, z jej genezą i z treściami, które w niej dostrzegam. Nie każda sytuacja wymaga aktywnego słuchania. Także "wypowiedź ja" niekiedy może być nie na miejscu. Zdarza się, że metakomunikacja może wszystko popsuć. Rozwój umiejętności harmonizowania stylu komunikacji z ogólnym charakterem sytuacji wymaga innych form kształcenia niż tylko klasyczny trening komunikacji.
2.Konieczne wydaje się uwrażliwienie nie tylko na czynnik sytuacyjny w komunikacji, ale także na czynnik osobowy. W pierwszych latach kursów komunikacji w naszych "trenerskich" plecakach nosiliśmy plik teorii, ćwiczeń, propozycji zachowań, co do których byliśmy przekonani, że są skuteczne i przydatne zawsze i dla każdego. Chodziło więc na przykład o towarzyszenie partnerowi rozmowy w jego przeżyciach wewnętrznych i empatyczne odczytywanie między wierszami jego uczuć - narzędziem było aktywne słuchanie. Albo o bardziej precyzyjny wgląd w siebie i o jasne wyrażanie własnego wnętrza, jednocześnie o pozbycie się lęku przed ujawnieniem siebie, który zlecał zakładanie masek na niechciane części naszej osobowości - narzędzie: "wypowiedź ja". Jak na razie w porządku - zasadniczo dla wszystkich ludzi naszego kręgu kulturowego takie umiejętności wchodzenia w relacje są dobre, a dla wielu wręcz konieczne. Z biegiem czasu zauważyliśmy jednak, że nie dla każdej osobowości te same propozycje i ćwiczenia są jednakowo dobre. Przeciwnie, niektórzy mają niejako zbyt wiele tego, czego innym brakuje! Narażaliśmy się na niebezpieczeństwo - o czym jeszcze powiem - dawania "właściwych" rzeczy "niewłaściwym" ludziom. Jeżeli chodzi o umiejętności, które dotykają serca człowieka, okazuje się niezbędne odejście od szkolenia standardowego i spojrzenie na indywidualną osobę - na jej rodzaje typowych reakcji, na jej sposób tworzenia więzi. Ujawniają się przy tym możliwości i "potencjały", ale także zranienia i uzależnienia, których przezwyciężenie u każdego z nas wymaga zupełnie innych impulsów.
O takich właśnie różnicach mówi ta książka. Początkowo miałem zamiar oba kroki - podejście sytuacyjne i indywidualne - potraktować łącznie. Jednak - jak się okazuje - to ostatnie jest tak obfite, że wymaga osobnej publikacji (zob. Sztuka rozmawiania, część trzecia).
Względem pierwszej części Sztuki rozmawiania kąt widzenia teraz się poszerzył. Tam w centrum uwagi stały aroganckie techniki imponowania, ukrywanie własnej niedoskonałości i nagości pod maską doskonałości, sprawności i nienaruszalności. Ten "styl" zachowania (chociaż częsty w naszym społeczeństwie - umężczyzn), mimo że wygląda na "przypadek specjalny", jest tylko jednym z ośmiu stylów kształtowania kontaktu. Ich prezentacja i omówienie (rozdział trzeci) jest trzonem tej części2:
> | |||
Styl bierno-zależny czyli "pomóż mi" | Styl ratownika, czyli "na mnie możesz liczyć" | Styl altruistyczny, czyli Ja się nie liczę | Styl poniżające gresywny, czyli "wszystko przez ciebie" |
Styl uzasadniający siebie, czyli "ja jestem w porządku" | Styl kontrolująca-określający, czyli "jo mam rację ty nie masz racji)" | Styl dystansujący się, czyli "tylko bez emocji" | Styl dramatyzujące- wylewny, czyli "zobaczcie jaki jestem" |
Nowego znaczenia nabrało teraz także słowo "maska". W potocznym znaczeniu jest przeważnie nieadekwatne. Może bowiem sugerować, że wobec otoczenia trzymamy przed sobą gładką tarczę, która dokładnie zasłania wszystko, co za nią utajone, co własne i prawdziwe. Słowem - że rzeczywiście da się nie pokazać tego, jakim się "naprawdę" jest. Jest prawdą, że każdy sposób prezentowania siebie na zewnątrz koresponduje z tym, co wewnątrz, z tym co nie od razu wpada w oko i co dla samego zainteresowanego jest wyczuwalne mniej lub bardziej. Ale ta zewnętrzna strona zachowania idzie wyraźnie w parze z rozwojem indywidualnym i przypomina raczej starannie wykonaną i elastyczną maskę, która jednak pozwala odkryć zarys tego, co się pod nią dzieje. Ona jest własnością człowieka tak samo, jak jego stłumione czy znieczulone uczucia, pragnienia, lęki. Jej wytworzenie było konieczne, żeby w otoczeniu osób znaczących w pierwszych latach życia zdobyć własne miejsce i ochronić się przed zranieniami. Z tego punktu widzenia "zewnętrzna strona" zachowania przestaje być fałszywą "obrzydliwością", którą jak najprędzej trzeba "rozmontować", a zaczyna być godną szacunku częścią osobowości, tak "prawdziwą", jak prawdziwym świadkiem przerażenia jest napięta skóra na twarzy. Zmieniamy więc treść apelu. Już nie: "Precz z maskami!", ale: "Rozwiń świadomość na temat sposobu, w jaki prezentujesz siebie i wchodzisz w kontakt z innymi. Dojdź do tego, co ten styl ci daje, czego ci oszczędza i przed czym cię chroni. Nie musisz identyfikować się ze swoim typem zachowań - on jest ważny i jest twój, ale za nim jest jeszcze coś więcej, jest wewnętrzne zdarzenie, które ciebie tworzy, i z nim nie powinieneś zrywać kontaktu, względnie powinieneś kontakt odnowić". Zerwany kontakt mianowicie oddala nas od samych siebie i redukuje do roli automatów, i - jak w raz zaprogramowanym komputerze - skazuje nas na to, żeby ten sam "input" niezmiennie wywoływał taki sam "output".
Przedstawiając osiem podstawowych stylów komunikacji będę posługiwał się trzema "narzędziami". Chodzi o następujące modele strukturalne (zob. s. 19).
Te trzy modele mają tak zasadnicze znaczenie dla uwrażliwienia na przestrzeń więzi międzyludzkich, że najpierw chcę szczegółowo je omówić (rozdział drugi). Kwadrat wypowiedzi przedstawię krótko, ponieważ w pierwszej części Sztuki rozmawiania odegrał on główną rolę jako model podstawowy w ogólnej
Treść Wypowiedź Relacja |
||
zob. rozdział drugi, A |
(relacji międzyludzkich)", zob. rozdział drugi, B |
I ROZWOJU OSOBOWEGO, zob. rozdział drugi, C |
psychologii komunikacji. Teraz zastosuję go z nieco innym nastawieniem. "Kwadrat wypowiedzi" posłuży jako ekran ukazujący cztery aspekty (zawartość rzeczową, "coś o sobie", określenie wzajemnych relacji, apel) orędzia podstawowego każdego z ośmiu podstawowych stylów komunikacji. To "orędzie podstawowe" może nigdy nie zostać wyrażone werbalnie, a jednak w jakiś sposób wypływa od człowieka, który wciela określony styl zachowania, i dopada partnera wyczuwalnie lub "pod-progowo".
Diabelskie koło (relacji międzyludzkich) mówi o tym, że nasz styl komunikacji jest nie tylko wypadkową naszych cech osobowych i samopoczucia, ale że wiąże się także z określoną dynamiką relacji, które go uruchamiają i napędzają. Kierując uwagę na tę dynamikę, podążam za pragnieniem połączenia podejścia indywidualnego i systemowego i ukazuję związek, jaki zachodzi między "pracą nad sobą" a "pracą nad relacjami"6.
W kwadracie wartości i rozwoju osobowego dochodzi do głosu wreszcie teza, że wartość osobista i umiejętność porozumiewania się mają strukturę dialektyczną. Czyli istnieją w postaci uzupełniających się par biegunowych, nie umniejszając siebie nawzajem. Każda wartość czy umiejętność A musi mieć (dokładnie określoną) pozytywną wartość biegunową B. Zatem akceptacja na dłuższą metę będzie konstruktywna dla partnera w relacji tylko wówczas, kiedy zostanie połączona ze zdolnością do konfrontacji. Akceptacja bez konfrontacji przeradza się w uchylającą się od konfliktów uległość. Odziera ona więź z życia podobnie, jak nieustanna konfrontacja, która nie mając w sobie nic z akceptacji, prowadzi do niszczącego pozbawiania wartości. Jak się jeszcze okaże, na niedomogi osobowościowe, "słabość charakteru" i osobowościowy bałagan można spojrzeć jako na jednostronną "pół-cnotę". Takie spojrzenie pozwala wytyczyć kierunek rozwoju. Poszukiwanie "drugiej połowy" nie będzie niczego "wyłączać", ale tylko uzupełniać. Umieszczając kwadrat wartości Helwiga7 w przestrzeni zdarzeń komunikacji międzyludzkiej i w kontekście kształtowania osobowości, otrzymuję kwadrat rozwoju osobowego. I w ten sposób podsuwam propozycję psychologicznej "nauki o cnocie". Jak się jeszcze okaże, każdy z ośmiu stylów niesie w sobie konkretne wartości, konieczne do codziennego życia - z jednoczesnym niebezpieczeństwem, że są one niedostatecznie zrównoważone przez odpowiednie wartości biegunowe i przez to mogą się stać obciążeniem.
Te myśli w psychoedukacji dorosłych podpowiadają, jak dla konkretnego człowieka określać kierunek jego rozwoju osobowego i jak dawać impuls do pierwszego kroku. Ułatwiają także ogólnie bardziej pozytywne patrzenie na człowieka, a niecodzienne czy zaskakujące zachowania innych, obserwowane dotąd okiem osądzającym i doszukującym się patologii, chronią przed naiwnymi, emocjonalnymi atakami. Chcą nam pomóc odkryć z kompetentnym zrozumieniem ich prawdziwe znaczenie i nauczyć, jak reagować z empatią i dystansem jednocześnie. Toteż w tej książce chodzi o rozszerzenie osobowej substancji i o zrozumienie człowieka, nie zaś o wypracowanie jakiejś "optymalnej postawy wzmacniającej kontakt". Nazbyt często ulegamy naciskowi, żeby robić więcej, nie pytając wcześniej, czy zaczęło się już bardziej być.
opr. aw/aw