O spokojnej konfrontacji - wstęp
ISBN: 978-83-7505-459-0
wyd.: WAM 2009
Spis treści | |
Wstęp | 5 |
Rozdział 1 | |
O CZYM TU DEBATOWAĆ? | 9 |
Zacznijmy od rozmowy | 9 |
Rozprawa i dyskurs | 11 |
Spór czyli konfrontacja | 13 |
Mam grać? | 16 |
Aktorzy i Publiczność | 18 |
Nie wystarczy mieć rację | 22 |
Rozdział 2 | |
PRZEPIS NA UDANĄ DEBATĘ | 27 |
O co się spieramy? | 27 |
Przejdźmy do uczestników | 30 |
Jasne reguły | 33 |
Wspólny język | 35 |
Kontakt... nie tylko wzrokowy | 38 |
A co z publicznością? | 41 |
Rozdział 3 | |
CO PROWADZĄCY WIEDZIEĆ POWINIEN | 45 |
Kto to jest moderator? | 45 |
Badanie gruntu i zbieranie informacji | 48 |
Na dobry początek | 51 |
Scenariusze i ściągi | 55 |
Jak się (dobrze) powtarzać | 59 |
Sztuka uników | 61 |
Nie dać się sprowokować | 64 |
W klinczu, w emocjach | 67 |
Musimy już kończyć | 71 |
Rozdział 4 | |
DEBATUJĄCYCH PORTRET WŁASNY | 77 |
Czarodziej | 78 |
Narcyz | 79 |
Mędrzec | 79 |
Technokrata | 80 |
Trefniś | 81 |
Ironista | 82 |
Egzekutor | 83 |
Śledczy | 84 |
Terapeuta | 85 |
Rozdział 5 | |
JAK BYĆ KOCHANYM? | 95 |
Po pierwsze: samokontrola | 96 |
Urok gry zespołowej | 101 |
Różnić się pięknie | 108 |
Rozdział 6 | |
JAK SIĘ NIE DAĆ? | 115 |
Na tropie prowokacji | 116 |
Gra pozorów | 120 |
Szach i mat? Niekoniecznie | 124 |
Ostrożnie, latające siekiery! | 128 |
To nie jest typowy podręcznik, choć sporo się z niego można nauczyć. To nie jest także klasyczny poradnik, choć dobrych rad w tej książce jest moc. To coś w rodzaju pamiętnika znalezionego w telewizyjnym studiu, który może służyć za poradnik, a nawet podręcznik. Nie jest to pozycja naukowa, autor nie jest bowiem naukowcem, ale publicystą, praktykiem (choć tu i ówdzie wykłada teorię dziennikarstwa). Przed napisaniem tej książki nie prowadził żmudnych badań, nie czynił kwerend. Brak bibliografii na końcu nie wynika z przeoczenia, choć nie jest także skutkiem lenistwa...
Przyznaję się od razu: wszystko co zostało tu napisane jest po prostu bezwstydnie oryginalne... co wcale nie znaczy, że stojące w zasadniczej sprzeczności ze wszystkim, co dotychczas o debatach napisano. Oryginalne w tym sensie, że sprawdzone na skórze własnej oraz osób w debatach mi towarzyszących. Świadomie i z wyrachowania nie podpieram się autorytetami, nie cytuję „stanu badań nad...”, bo wolę przykłady z życia niż z książek wzięte. Podpatrzone i komentarzem oprawione. Przy tej okazji gwarantuję sporo nazwisk i anegdot w stu procentach prawdziwych. Obserwacje, na podstawie których powstała ta książka poczyniłem bowiem w trakcie niezliczonych debat publicznych i programów telewizyjnych, które w ciągu ostatniej dekady zdarzyło mi się poprowadzić, a nie tylko oglądać. Wiem zatem jak ich tworzenie wygląda od kuchni. Co więcej, jako wciąż praktykujący w tej dziedzinie kucharz, mam do sprzedania kilka sprawdzonych przepisów: jak się w trakcie publicznej debaty nie ugotować, jak nie przesolić (albo przesłodzić) i generalnie być dla widzów strawnym.
Nie robię tego według klasycznej, podręcznikowej formuły, bo, choć na naukę nigdy nie jest za późno, nie uważam, by sposobu rozgrywania debat można się było nauczyć, jak gry w szachy czy jazdy na nartach. No, chyba, że się ktoś uprze... tylko po co? Tak naprawdę każdy z nas ma „z tyłu głowy” wszystkie chwyty retoryczne opisywane w najróżniejszych, uczonych księgach (od starożytnych mędrców po „Erystykę” Schopenhauera). Mało tego, większość z nas posługuje się nimi, ale intuicyjnie, niczym Molierowski pan Jourdin prozą. Rzecz zatem nie we wkuwaniu, ale w świadomym posługiwaniu się słowem, gestem, rekwizytem. Bo też powiedzmy to sobie bez fałszywej skromności, jesteśmy nieoszlifowanymi retorycznymi diamentami. Oczywiście każdy w swoim niepowtarzalnym stylu. Trzeba tylko dobrze siebie w tej grze, jaką jest debata obsadzić, właściwie wykorzystać swój talent. Aby to się udało, należy poznać jej reguły, scenariusz, didaskalia. Celem, jaki sobie w tej książce stawiam, jest zatem uświadamianie, a nie nauczanie. Aczkolwiek dołożę wszelkich starań, by proces uświadamiania był nie tylko ciekawy, ale i pouczający.
Ponieważ zazwyczaj nie prowadziłem debat za darmo, lecz za konkretne, płatne przez TVP wynagrodzenie, poczuwam się teraz w obowiązku, zwłaszcza wobec rzetelnych płatników abonamentu, podzielić się zgromadzoną wiedzą i pozyskanym doświadczeniem. Kto z tej wyjątkowej oferty skorzysta, ten bez zbędnych wydatków na kursy i szkolenia, a jedynie po cenie kupna tej niewielkiej pozycji uzyska większe niż dotąd poczucie pewności siebie. Po przeczytaniu wszystkich zawartych tu obserwacji, wskazówek, ostrzeżeń i dobrych rad, na pewno trudniej będzie go przegadać, zapędzić do narożnika, wkręcić, czy zakrzyczeć, co w sytuacjach publicznych jest dziś jak najbardziej realnym zagrożeniem. Realnym dla każdego.
Przestrzeń publiczna staje się bowiem w coraz większym stopniu przestrzenią medialną. Telewizja się zdemokratyzowała i zmultiplikowała, a debata publiczna przestała być czymś ekskluzywnym. I tak po prawdzie — nie znasz dnia, ani godziny, kiedy padnie na Ciebie. Jeszcze nie widziałaś/nie widziałeś siebie na szklanym ekranie czy monitorze komputera, dyskutującego zawzięcie na ważny temat? Wkrótce zobaczysz! Uruchom wyobraźnię. To nie musi być program Elżbiety Jaworowicz czy Tomasza Lisa. Udział w debacie przeprowadzonej na uczelni, w firmie czy w radzie miasta, a transmitowanej przez Internet, czy prezentowanej na telebimie, jest równie ważny. Wymaga dokładnie takich samych umiejętności i kompetencji. Na te ostatnie wpływ mam niewielki. Za to w kwestii warsztatu mogę się przydać.
opr. aw/aw