Fragmenty książki "Bóg wie, że jesteś zestresowany. Proste sposoby na odzyskanie równowagi"
Anne Bryan Smollin Bóg wie, że jesteś zestresowany Proste sposoby na odzyskanie równowagi |
KTO NIGDY NIE DOZNAŁ W CZYMŚ PORAŻKI,
NIE MOŻE BYĆ WIELKIM CZŁOWIEKIEM.
Herman Melville
Kto w ogóle powiedział, że musimy być doskonali? Dążenie do perfekcji — cokolwiek to znaczy — stawia nas na przegranej, bardzo stresującej pozycji. W końcu ludzie chyba nie mogą być doskonali. Doskonałość nie jest częścią naszej człowieczej natury. Wiele świadczy o naszej niedoskonałości. Badania wykazały, że przeciętny Amerykanin spędza rok życia na szukaniu rzeczy położonych nie tam, gdzie trzeba. Zapominamy o rzeczach, popełniamy błędy, mówimy nie to, co trzeba, i ogólnie robimy bałagan. Nawet nie jesteśmy bliscy doskonałości. Dlatego, aby uciec od tej wywołującej stres wady, zacznij od podjęcia decyzji, że będziesz niedoskonały!
Pamiętasz, jak nauczyłeś się jeździć na rowerze albo prowadzić samochód? Nie od razu opanowałeś te umiejętności. Czułeś się niezdarny i niezręczny, ale nie głupi. Wiedziałeś, że musisz nauczyć się utrzymywania równowagi na rowerze, pedałowania i kierowania. Wiedziałeś, że musisz nauczyć się korzystać z lusterek, trzymania swojej strony drogi i oceny dystansu między innymi pojazdami. Wiedziałeś, że musisz się tego nauczyć.
Nauka jazdy albo kierowania rowerem była procesem. Kiedy już opanowałeś te umiejętności, prawdopodobnie zapomniałeś o błędach i odczuciu niezdarności i niezręczności. Kiedy opanowałeś te umiejętności, nie myślałeś już więcej o ustawianiu siedzeń i lusterek. To stało się dla ciebie czymś absolutnie naturalnym.
Nie ma czegoś takiego jak natychmiastowy sukces. Aby go osiągnąć, trzeba podejmować wiele prób, często wprowadzać różne zmiany. Hiszpańskie przysłowie uczy: „Niezależnie od tego, jak wcześnie wstaniesz, nie przyspieszysz jutrzenki”. Thomas Edison przeprowadził ponad tysiąc eksperymentów, zanim odkrył, jaki żarnik użyć do żarówki jarzeniowej.
Blokujemy się przed podejmowaniem nowych wyzwań, ponieważ boimy się niepowodzenia — zatrzymujemy się na poziomie przeciętności, stajemy w miejscu, nie rozwijamy się. Poddawanie się w obliczu niepowodzeń albo pozwolenie na to, aby błędy i niepowodzenia stawały na przeszkodzie naszym sukcesom, wywołuje w nas smutek. Wielki hokeista Wayne Gretzky powiedział kiedyś: „Tracimy sto procent strzałów, których nigdy nie wykonujemy”. Natomiast Izaak Newton oświadczył: „Nigdy nie dokonano żadnego wielkiego odkrycia bez śmiałego zgadywania”.
Gdy jeszcze się uczymy albo gdy pojawiają się przed nami nowe wyzwania, możemy polegać na swojej kreatywności w ich realizacji — śmiało zgadywać. Przypominam sobie sytuację, w której byłam zupełnie bezsilna i nie miałam pojęcia, co robić. Kiedy miałam siedemnaście lat, wstąpiłam do katolickiej wspólnoty zakonnej Zgromadzenia Sióstr św. Józefa. W budynku przypominającym akademik mieszkało 135 osób. Gotowałyśmy, sprzątałyśmy, zajmowałyśmy się stolarką, hydrauliką i wszystkim, czego wymagała troska o budynek.
Pewnego dnia, kiedy miałam dyżur w kuchni, osoba odpowiedzialna za całość prac musiała na chwilę wyjść. Powiedziała mi, abym zrobiła pudding z tapioki. Umieściłam w dużym garnku wszystkie składniki. Poleciła, abym włożyła to do podwójnego garnka. Nie miałam pojęcia, czym był podwójny garnek. Nie było kogo zapytać. Umieściłam więc ogromny gar między dwoma palnikami i zaczęłam mieszać.
Kiedy wróciła, musiała podjąć próbę uratowania puddingu. W tempie, w jakim się gotował, nie byłby gotowy do Bożego Narodzenia! Dowiedziałam się, co to takiego podwójny garnek, wspólnota miała deser, a ja poszłam naprzód bogatsza w doświadczenie.
Skoro możemy być niedoskonali, możemy być sobą. Możemy akceptować swoje wady i zalety, mocne i słabe strony, nie dawać się paraliżować własnej nieporadności. Kiedy cieszymy się swoimi zdolnościami w takim samym stopniu jak ograniczeniami, ogarniamy swe życie całościowo. Nie doskonałe, ale całe. Miłowanie siebie samego oznacza miłowanie wszystkiego tego, kim jesteśmy.
I musimy też siebie lubić. Lubienie to co innego niż miłowanie. Lubienie zakłada poznanie i troskę o siebie. Zakłada delikatność wobec siebie. Dopóki tak nie jest, funkcjonujemy pozbawieni zdrowego, twórczego życia. Stracimy spontaniczność i ograniczymy swoje zdolności. Nie docenimy żadnej nowości i nigdy nie nauczymy się bawić ani odpoczywać, ani cieszyć się z siebie. Decyzja zaakceptowania niedoskonałości — naszego człowieczeństwa — pozwala zrzucić nam z pleców wielki ciężar i „odstresować” swoje życie.
JEŚLI MYśLISZ, ŻE POTRAFISZ
ALBO JEŚLI MYŚLISZ,
ŻE NIE POTRAFISZ,
TO ZAWSZE MASZ RACJĘ.
Henry Ford
Ciesz się ze swojej niedoskonałości w następujący sposób:
DĄŻĄC DO PRAWDY, MOŻNA
POPEŁNIĆ DWA BŁĘDY:
NIE PRZEJŚĆ CAŁEJ DROGI
I NIE ROZPOCZĄĆ JEJ.
Siddhartha Gautama
Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale depresja w jakiś sposób doprowadziła moje życie do stanu równowagi. Terapia rzeczywiście uwolniła mnie od okropnego stresu wywołanego przekonaniem, że wciąż powinienem zwyciężać i być we wszystkim doskonały. Zasmuca i zdumiewa mnie to, że większość życia spędziłem, walcząc pod presją perfekcjonizmu. Moja głowa wiedziała, że nie muszę być mistrzem we wszystkim, ale reszta mnie nie dostosowała się do tego. Kiedy wpadłem w poważną depresję, nagle zdałem sobie sprawę, że albo muszę pozbyć się tej nieświadomej siły pchającej do bycia doskonałym, albo prawdopodobnie nigdy nie wydostanę się z ciemności i strapienia.
Kiedy opowiadałem o swojej depresji, uderzyły mnie dwie historie, dzięki którym uświadomiłem sobie, jak byłem nawiedzony. Poczułem smutek. Odebrałem sobie pewne szanse rozwoju, ponieważ zawsze musiałem być najlepszy. Szczególnie odczuwałem to, kiedy uczęszczałem do liceum.
Byłem biegaczem na półtora kilometra w drużynie sportowej. W pierwszej klasie ustanowiłem rekord, poprawiłem wynik w drugiej i byłem niedościgniony w trzeciej, kiedy spotkałem chłopaka, którego nazwę Taylor. Pochodził z rodziny znakomitych biegaczy. Przez pierwsze trzy rundy byłem za nim. Jak tylko zadzwonił dzwonek dający sygnał do ostatniego biegu, wystartował. Biegłem w najlepszym wyścigu mojego życia, a on po prostu mnie pokonał. W tamtej chwili przyjąłem do wiadomości, że nigdy nie uda mi się go prześcignąć. To było okropne uczucie. I jeszcze się pogłębiało.
W ostatniej klasie liceum znowu dobrze biegałem. Ale wiedziałem, że był też i Taylor pokonujący każdego, z kim się zmierzył. Zbliżały się wyścigi okręgowe. Żeby przejść do finałów stanowych, musiałem wziąć w nich udział. Taylora miało tam nie być, ale wiedziałem, że w zawodach stanowych znów mnie pokona. Nie mogłem się z tym pogodzić. Zastosowałem więc jedyny unik, na jaki wpadłem.
Nie czułem się zbyt dobrze, ale biegałem nieźle, będąc w o wiele gorszym stanie. Tak czy siak, udałem się do lekarza do kontroli. Faktycznie wiedziałem, że ten lekarz nie popierał ciężkiego treningu, jaki zalecał nasz trener. Wiedziałem też, że dałby mi zwolnienie, abym przestał biegać, a także zwolnienie z wyścigów okręgowych. Teraz, patrząc wstecz, wiem, że podświadomie czułem, że po prostu nie mogę ponownie zmierzyć się z Taylorem i zostać pokonanym. Życie ze świadomością, że nawet nie podjąłem próby, było jednak lepsze niż przegrana z Taylorem. Co za stracona szansa.
W moim życiu marnowałem dobre szanse tylko dlatego, że myślałem, że nie mogłem odnieść sukcesu czy być doskonały. Jeszcze inny przykład świadczy o szczególnym kalectwie. Oto żyję w erze komputerów, a nie potrafię pisać na klawiaturze. W ostatniej klasie liceum miałem okazję uczestniczyć w kursie nauki pisania na klawiaturze, ale nie zdecydowałem się podjąć trudu. Moją średnią było doskonałe 4,0 — same A przez cztery lata [najwyższą oceną w USA jest A, odpowiadająca średniej 4,0 — przyp. tłum.]. Ponieważ moje zdolności manualne były dość ograniczone, obawiałem się, że ocena z kursu byłaby niższa od celującej i nie byłbym prymusem. I tak zostałem prymusem nieumiejącym pisać na klawiaturze. Miałem doskonałą średnią, ale nie posiadałem jednej z podstawowych praktycznych umiejętności. Kolejna stracona szansa.
Moje życie było dobre, nie zrozum mnie źle. Nawet uległo poprawie, odkąd po depresji przyjąłem do wiadomości, że nie muszę być najlepszy. Teraz biegam dla rozrywki, ale wciąż ktoś musi dla mnie przepisywać teksty na komputerze.
Vincent Hatt
ABY DOROSNĄĆ, TRZEBA SIĘ
ZDOBYĆ NA ODWAGĘ
I STAĆ SIĘ TYM,
KIM SIĘ NAPRAWDĘ JEST.
e.e. cummings
Tom, czterdziestojednoletni mężczyzna, umierał na AIDS. Rodzina się go wyparła, a rodzice dosłownie zamknęli go w sypialni na piętrze. Dzięki Bogu zapewniali mu to, co najpotrzebniejsze do przeżycia — jedzenie i wodę.
Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Toma w domu jego rodziców, zaprowadzono mnie do jego sypialni. Ten wielki, przystojny mężczyzna był teraz strasznie chudy i ginął w wielkim łożu. Pochyliłam się, aby go ucałować, i usiadłam obok łóżka. Wzięłam go za rękę i powiedziałam: „Teraz powiedz, co chcesz, abym wiedziała”.
„Nikt mnie już nie dotyka”.
Trzymając go za rękę, pozwoliłam mu opowiedzieć swoje dzieje.
Byłam u Toma jeszcze kilkakrotnie. Jego stan stale się pogarszał, więc trzeba było zabrać go do szpitala. Codziennie po pracy jechałam go odwiedzić. Próbowałam włączyć do rozmowy jego matkę i ojca. Bez powodzenia. Mając świadomość, że rozmowa o stanie Toma byłaby dla nich wszystkich terapią, próbowałam wielu różnych technik. W końcu udało mi się przekonać jego brata i szwagierkę, niestety rodzice zbudowali wokół tego tematu wysoki mur. Stan Toma z każdym dniem się pogarszał.
W ciągu kolejnych pięciu tygodni zdawało mi się, że rodzina codziennie czeka na chwilę, kiedy przychodziłam do szpitala. Były momenty, które spędzałam z Tomem sama. Chciał i potrzebował opowiedzieć mi różne fragmenty swojej historii. Był wspaniałym człowiekiem, który popełnił jeden błąd, a jego konsekwencje teraz ponosił. Wydawało się, że przy mnie czuł się bezpiecznie. Nie osądzałam go. Często się śmialiśmy — ten śmiech dochodzący z jego pokoju wywoływał uśmiechy przechodzących korytarzem.
Tom uważał, że był nieudacznikiem. Chociaż każdy, kto go znał, określał go jako wielkodusznego, życzliwego, troskliwego i zainteresowanego innymi, to Tom skupił się na „tym błędzie”, który popełnił. Dzielił się swoim zawstydzeniem. Co by inni o nim pomyśleli? Tom nigdy nie wdawał się w szczegóły, nigdy więc nie dowiedziałam się, w jaki sposób zachorował.
Tom martwił się o swoich przyjaciół, od których się odsunął. Tyle nieodebranych telefonów i wiadomości! Przyznał, że chronił siebie i usunął się w cień. Doświadczył okresów wielkiego zawstydzenia. Desperacja była nieraz jego jedyną towarzyszką. Zwierzył się ze spowodowanej takim postępowaniem samotności.
Pewnego dnia poprosił mnie, abym skontaktowała się z jego znajomą Anną i zapytała, czy chciałaby go odwiedzić. Tom i Anna byli dobrymi przyjaciółmi, lecz nie widzieli się ponad dwa lata. Zbytnio się wstydził, aby jej powiedzieć o swoim stanie.
Z rozmowy z Anną wynikało, że poczuła się zdradzona i porzucona. „Dlaczego nie powiedział mi, co się dzieje?” — zawołała. Nie miałam pewności, czy odwiedzi Toma.
Następnego poranka zadzwoniła do mnie i zapytała o godziny odwiedzin w szpitalu. Zaproponowałam, że zabiorę ją ze sobą. Kiedy weszłyśmy do pokoju, obydwoje wyglądali na przestraszonych. Ale kiedy się przytulili, rozmowa stała się łatwiejsza.
„Co zrobiłam, że zerwałeś ze mną kontakt?” — zapytała Anna.
„Nic. Tak bardzo się wstydziłem powiedzieć ci o sobie”.
„Dla mnie to nie ma znaczenia. Brakowało mi ciebie, bardzo się martwiłam”.
„Anno, cieszę się, że przyszłaś. Przepraszam. Wybacz mi, proszę”.
Popłynęły łzy. Dwoje przyjaciół znów się spotkało.
Jedną z ostatnich rozmów Tom odbył z bratem. Powiedział: „Mam AIDS. Ale wiem, że jestem dobrym człowiekiem, i mam nadzieję, że mnie kochasz”.
Brat Toma podszedł do łóżka i przytulił go. „Tak, kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Nie dbam o to, że jesteś chory. Kocham cię”.
Ojciec Toma w dalszym ciągu stał w oddali, ale zdawało mi się, że dzieląca ich przepaść nieco zmalała, zanim Tom umarł. W noc przed jego pogrzebem, ojciec Toma objął mnie i powiedział: „Chciałem mieć doskonałego syna. Przez jakiś czas myślałem, że był nieudacznikiem. Ale w ciągu tych tygodni w szpitalu zacząłem go od nowa poznawać. Tak bardzo go kochałem. Był dobrym chłopakiem. Jestem z niego dumny”.
Tom umarł, wiedząc, że jego ojciec akceptował i kochał go i że nawet kiedy popełniamy błędy, możemy być doskonali.