Refleksje byłego członka Świadków Jehowy: czy świadkowie traktują wszystkich swoich członków jednakowo?
Od Redakcji. Niniejsza publikacja jest relacją opartą na osobistym doświadczeniu. Nie rości sobie ona prawa do bycia uznaną za publikację naukową - to wymagałoby szerokich badań, które byłyby sprawą bardzo trudną lub wręcz niemożliwą, z racji na brak jawności w funkcjonowaniu organizacji Świadków Jehowy. Osobiste doświadczenie ma jednak również swój walor poznawczy, pokazując aspekty, do których badacz z zewnątrz mógłby nigdy nie dotrzeć lub nie zrozumieć ich należycie. Zachęcając więc do lektury, prosimy czytelników o wzgląd na to, że jest to zapis osobistego doświadczenia, a nie praca naukowa - nie należy więc wyciągać z tekstu zbyt uogólniających wniosków.
Dużo piszę o przywilejach i pewnie się zastanawiacie co to są te przywileje.
Już spieszę z wyjaśnieniem, przywilej to nic innego jak funkcja sprawowana w danym zborze. Nie jest to funkcja dożywotnia i można ją stracić pod właściwie błahym pozorem, i tak na przykład gdy miałeś przywilej przewodzić w zebraniach czyli odmawiałeś wstępną modlitwę na początku zebrania, możesz ten przywilej utracić - wystarczy, że nie będzie ciebie na kilku zebraniach. Już wtedy starsi uznają, że coś jest nie tak z tobą, że może kulejesz pod względem duchowym no i niestety nie możesz publicznie się modlić.
Inny rodzaj utraty przywilejów to może być jakieś drobne przewinienie, za które nie można ciebie wykluczyć ale funkcje możesz utracić.
Chciałbym w tym miejscu opisać szczególny przypadek utraty przywilejów jak i zarazem ich przywrócenie. Syn pewnego starszego ze zboru X, gdzie cała rodzina, czyli rodzice i rodzeństwo są świadkami, poznaje dziewczynę ze świata, nie było by może w tym nic dziwnego gdyby nie to, że świadkom wolno się pobierać tylko w obrębie swoich. Co się dzieje? Ów syn zostaje pozbawiony wszelkich przywilejów, a przecież tak naprawdę nic złego nie zrobił, przecież serce nie sługa i na siłę szukać sobie żony wśród swojej wiary to jakaś bzdura. Rodzice a w tym i ojciec który jest starszym cały czas potępiali ten związek i byli przeciwni, a pytam się gdzie ta szumnie głoszona teza o miłości do innych. I raptem ślub oczywiście rodzice którzy nie akceptowali tego związku na ślub syna nie pojechali, ja osobiście bym się czuł tak jak bym w ogóle nie miał rodziny. Co pomyślała sobie rodzina dziewczyny? Co następuje później? Już jako małżonkowie zamieszkują pod jednym dachem z rodzicami młodego i raptem okazuje się że ta dziewczyna nie jest wcale taka zła, i jak znam życie to na pewno będą chcieli prędzej czy później urobić ją na swoją modłę. A co z tym synem? Okazuje się nagle że może pełnić funkcje w zborze i to mimo tego, że wbrew rodzicom i temu, że powinien mieć żonę ze świadków. Ciekawe, prawda? I znowu, masz plecy - to masz lżej. Tak więc nie jest to tak nieskazitelny monolit jak by się to wydawało i jak sami oni to mówią.
opr. mg/mg