Nowotwór to długa i trudna lekcja. O tym, że choroba nie jest karą oraz o doświadczeniach kobiet, które wygrały walkę z rakiem piersi
W zmaganiu z chorobą robimy wszystko, co powinniśmy i co po ludzku możemy zrobić. Resztę zostawiamy Panu Bogu - mówią amazonki. Nowotwór jest dla nich długą i trudną lekcją, o której nigdy nie zapomną.
Raka piersi nie nazywa się dziś chorobą śmiertelną, ale przewlekłą. Obserwujemy ciągły rozwój medycyny na tym polu i wzrost świadomości wśród kobiet. Nie zmienia się tylko jedno. Im wcześniej wykryjemy guza, tym większe mamy szanse na wyleczenie. Amazonki i lekarze nawołują do podejmowania działań profilaktycznych. Podkreślają, że aż 70% wszystkich niepokojących zmian wykrywane jest już podczas samobadania. Choroby nie można lekceważyć i uznawać jej za karę. Warto podjąć walkę; dla siebie i swoich bliskich. Przewodnicząca bialskich amazonek wzywa, by w obliczu choroby i jej objawów, nie chować głowy w piasek. - Nie można udawać, że nie ma problemu, bo potem może być już za późno - tłumaczy Bożena Grąszko.
Nowotwór dotyka coraz więcej kobiet. W klubach i stowarzyszeniach amazonek nie ma jednak tłumów. Panie ukrywają swoją chorobę, wstydzą się jej i cierpią w samotności.
- Amazonki to nie tylko kobiety po zabiegu mastektomii. Tak nazywamy wszystkie panie dotknięte nowotworem piersi. Warto obalić też kolejny stereotyp. Podczas naszych spotkań rozmawiamy o wszystkim, nie tylko o chorobie. Wspólnie bierzemy udział w różnych pielgrzymkach i spotkaniach integracyjnych. Razem uczyłyśmy się nordic walking, uczestniczymy w warsztatach terapii zajęciowej (ostatnio robiłyśmy bombki i kartki świąteczne) i korzystamy z wykładów psychologa. Teraz planujemy wspólne wyjścia na basen. Choroba nie zdominowała naszych rozmów, kiedy jednak chcemy się wzajemnie poradzić, nie potrzebujemy wielu słów. Wszystkie świetnie się rozumiemy - mówi B. Grąszko, przewodnicząca Bialskopodlaskiego Stowarzyszenia „Amazonki”, które w ubiegłym roku obchodziło 15-lecie swojego istnienia.
Do takich grup należą kobiety, które z chorobą zetknęły się całkiem niedawno, jak również i te, które walczą z nią od wielu lat. Przynależność do amazonek przynosi wiele korzyści.
- Nasze stowarzyszenie jest po to, by dać kobietom zastrzyk pozytywnego nastawienia na przyszłość. Choroba nowotworowa uczy wyciszenia, cierpliwości, innego patrzenia na życie, świat i na ludzi. Obserwuję swoje koleżanki i przekonuje się, że potrafią być naprawdę dzielne. Spotykamy się raz w tygodniu. Na początku dużo rozmawiałyśmy o chorobie. Nie dusiłyśmy w sobie naszych trudnych przeżyć, wyrzucałyśmy je z siebie. Żadna z nas nie obawiała się, że ktoś ją z tego powodu odrzuci, czy skrytykuje. Teraz rzadko kiedy rozmawiamy o raku; chyba, że pojawi się jakaś nowa koleżanka. Otaczamy ją wtedy opieką i oferujemy niezbędną pomoc. Mam znajomą, która trzy lata temu przeszła mastektomię. Teraz jest już na bardzo dobrym etapie. Kiedy do nas trafiła, nie potrafiła odezwać się przez kilka spotkań. Nie umiała rozmawiać, tylko siedziała i słuchała. Odezwała się dopiero po około pół roku i wreszcie głośno powiedziała o swojej chorobie. Wyznała, że o tym problemie mówi po raz pierwszy. Nikt z jej rodziny i znajomych nie miał pojęcia, że jest po zabiegu usunięcia piersi. Tamto wydarzenie pokazało, jak wielką jesteśmy siłą. Osoby, które nie mają wokół siebie bliskich, zawsze znajdą u nas ciepłe słowo. Mogą na nas liczyć w każdej chwili - deklaruje Henryka Piłat ze stowarzyszenia „Amazonki Siedleckie”.
Amazonki opowiadają, że wiele kobiet nie traktuje poważnie ich apeli, a także oznak choroby. Uciekają przed prawdą, być może dlatego, że jest ona bardzo trudna. A jak wygląda życie po zabiegu?
- Niektóre panie chcą zapomnieć o nowotworze, ale tak się nie da. Nie można wymazać choroby, bo ona siedzi gdzieś w podświadomości - tłumaczy pani Bożena. O przebytym nowotworze nie pozwalają zapomnieć także systematyczne kontrolne badania i długoterminowe leczenie.
- Tutaj nie ma bohaterów. Nie należę do bojaźliwych, ale kiedy odbieram wyniki, zawsze trzęsą mi się nogi. Jeśli ktoś jest zdrowy, nie zwraca uwagi na jakieś pojedyncze bóle i ukłucia. Z nami jest inaczej. Kiedy ból utrzymuje się dwa-trzy dni, pojawiają się strach i myśli o przerzutach. Od takiej reakcji nie da się uwolnić. Nie myślimy jednak cały czas o chorobie, bo życie toczy się dalej - wyznaje pani Danuta.
Pani Henryka zaznacza, że chorobę trzeba zaakceptować. - Z natury jestem wrażliwa. Choroba pokazała, że mogę być także bardzo silna. Byłam z siebie dumna, że potrafiłam przyjąć chorobę. Teraz została nam nadzieja, to ona trzyma nas przy życiu - mówi siedlecka amazonka.
Nowotworu nie można traktować jak wyroku. Pani Halina z Białej Podlaskiej choruje od 15 lat. Na początku, mimo wyraźnych objawów, bagatelizowała chorobę. Potem wszystko potoczyło się lawinowo. Najbardziej bała się o swoją młodą córkę. Nie mówiła jej o szczegółach leczenia. Pragnęła ją chronić. Nie chciała, żeby córka przejmowała się jej problemami. Wypłakiwała się przed synem i mężem. Pomimo długiej walki jest pogodna, ciepła i uśmiechnięta. Jej osoba daje nadzieję i napawa optymizmem.
- Kiedy zachorowałam, lekarze zaproponowali, by moi krewni poddali się badaniom genetycznym na podatność na nowotwór. Na raka chorowała już także moja mama. Siostra nie chciała skorzystać z badań. Stwierdziła, że nie widzi takiej potrzeby. Niestety, potrzeba była, bo ona także zachorowała na raka piersi. Dopiero wtedy poddała się testom genetycznym, ponieważ zaczęła się bać o swoją córkę. Kiedy pojawiło się zagrożenie, szybko pobiegła z nią do lekarza. Choroby zaczęła się bać dopiero wtedy, gdy mogła dotknąć jej dziecka - wspomina pani Danuta.
B. Grąszko, w co trudno uwierzyć, przekonuje, że amazonki mają szczęście. - Wiele osób wychodzi z domu i do niego nie wraca. My, wiedząc o diagnozie, mamy jeszcze trochę czasu na to, by uporządkować swoje życie, aby poukładać swoje relacje z Bogiem i ludźmi, żeby ogarnąć swoje myśli. Nikt z nas nie zna dnia i godziny swojej śmierci. Miałyśmy wiele koleżanek, które chorowały na raka, a zmarły na serce. Nie każdy ma czas, by przygotować się na odejście. My mamy szczęście, ponieważ rak umiejscowił się w piersi, a ten narząd w naszym wieku nie jest niezbędny, bo już urodziłyśmy i wykarmiłyśmy swoje dzieci. Od jakiegoś czasu modlimy się przez wstawiennictwo św. Rity i ciągle wszystko zostawiamy Panu Bogu - wyznaje pani Bożena.
Na zakończenie naszego spotkania jeszcze raz zachęca do badań wszystkie kobiety i dziękuje darczyńcom, którzy podarowali im 1% ze swojego podatku. W tym roku też jest taka możliwość. Na koniec prosi o modlitwę za wszystkie amazonki, bo tego wsparcia nigdy nie ma za wiele...
Agnieszka Wawryniuk
Echo Katolickie 6/2013
Czwarta pielgrzymka kobiet walczących z rakiem piersi zgromadziła kilkadziesiąt pań, zrzeszonych w klubach amazonek. Tematem tegorocznego spotkania była „Godność kobiety w świetle wiary”.
Do Kodnia przybyły głównie amazonki z Siedlec i Białej Podlaskiej. Pielgrzymka do tronu Pani Podlasia rozpoczęła się w bazylice modlitwą różańcową.
Uroczystej Eucharystii o 12.00 przewodniczył o. Paweł Gomulak OMI, który w imieniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej - kustoszów sanktuarium Maryjnego w Kodniu - powitał wszystkich pielgrzymów i zaprosił, by w Roku Wiary wpatrywali się w Maryję, powierzali się Jej wstawiennictwu i wiernie kroczyli za Chrystusem w codziennym życiu, często naznaczonym walką i cierpieniem. Słowo Boże podczas Mszy św. wygłosił ks. Piotr Pielak, duszpasterz służby zdrowia diecezji siedleckiej. W homilii, nawiązując do pokusy patrzenia na drugiego człowieka przez pryzmat pozorów - tak jak mieszkańcy Nazaretu spojrzeli na Chrystusa - zachęcił do głębokiego przeżywania wiary. Podkreślił również rolę wiary w zmaganiu się z chorobą nowotworową i siłę świadectwa. Wyraził także wdzięczność wobec Misjonarzy Oblatów, iż wspierają pielgrzymkę amazonek, która jest okazją do wzrastania w wierze i wsparcia we wspólnym doświadczeniu przeżywania trudności życia. Apelował, aby przeżywać je w łączności z Chrystusem i Jego Matką.
Po Eucharystii uczestnicy pielgrzymki udali się cerkwi neounickiej w Kostomłotach. Na miejscu powitał ich ks. Zbigniew Nikoniuk. Opowiadając o tamtejszym Sanktuarium Męczenników Podlaskich, ukazał ich piękno trwania przy Chrystusie. Przybliżył również dzieje parafii oraz budowania jedności Kościoła Chrystusowego.
Po powrocie do Kodnia uczestnicy pielgrzymki zgromadzili się na wspólnym posiłku, podczas którego mogły wybrzmieć wolne głosy, przemyślenia i sugestie. O. P. Gomulak wyraził wdzięczność uczestnikom pielgrzymki. Podziękował też ks. P. Pielakowi za animację spotkań oraz zaprosił na kolejną pielgrzymkę w przyszłym roku, zaznaczając, że dom Matki Bożej Kodeńskiej jest otwarty przez cały rok. Przypomniał, że w Roku Wiary kodeńska bazylika jest szczególnym miejscem łaski.
Pielgrzymka zakończyła się nabożeństwem zawierzenia, podczas którego przedstawicielka amazonek odczytała w imieniu zgromadzonych akt zawierzenia Matce Bożej, po którym celebrans udzielił zgromadzonym błogosławieństwa lourdzkiego Najświętszym Sakramentem.
o. Paweł Gomulak, opr. AWAW
opr. ab/ab