Autorka, doświadczona psychoterapeutka, prowadzi nas przez ciemne korytarze ludzkich słabości. I pokazuje drogę ku światłu. Drogę pełną nadziei i zrozumienia.
Katarzyna Bosowska ŻYCIE PO PICIU |
|
Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to, jak niszczysz życie swoje, moje i dziecka. Nasze wspólne plany. Stąd bierze się moja złość na Ciebie — z bezsilności i wściekłości. Po kilku dniach wściekłość mija i zostaje zdenerwowanie obecnością w domu kogoś, z kim nie chce się mieć do czynienia, to znaczy z pijącym, bezwolnym, tępym Tobą. Życie toczy się swoim torem, mija, a Ty leżysz i pijesz, albo wychodzisz i wracasz kompletnie pijany. Po jakimś czasie przyzwyczajam się do myśli, że znowu pijesz. Problemy pojawiają się i odchodzą bez Twojego udziału w moim życiu. Mam swoje sprawy, zamierzenia, plany, w których Ciebie nie ma, a jednak nie da się o Tobie całkiem zapomnieć, bo na co dzień widać Cię, czuć w całym mieszkaniu, czasem słychać.
Kiedy pijesz, syn najpierw wchodzi do domu i sprawdza, gdzie jesteś i co robisz, a dopiero potem wpuszcza kolegów. Kiedy pijesz, wstydzę się, że ten zapijaczony, nietrzeźwy, ledwo trzymający się na nogach, śmierdzący facet jest moim mężem.
Wiele lat temu przestałam się denerwować, że coś Ci się stanie, gdy wychodzisz z domu pijany, nie spędzam już bezsennych nocy, martwiąc się o Ciebie. Co dziwne, mam te wszystkie obawy, kiedy jesteś trzeźwy — to znaczy martwię się, czy coś Ci się nie stanie, martwię się o Ciebie. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, że nie uważam tej osoby, którą się stajesz, jak pijesz, za Ciebie — to tak, jakbyś wyjechał i nie było z Tobą kontaktu. Czekam wtedy, aż wrócisz. Kiedy Twoje picie trwa już długo, dociera do mnie, że to jednak Ty; wtedy boję się, że zapijesz się na śmierć, że któregoś dnia znajdę Cię martwego.
Pijesz od kilku lat. Twoje okresy niepicia są coraz krótsze. Właściwie już nie pamiętam Ciebie z wcześniejszego, kilkuletniego okresu, kiedy odstawiłeś alkohol. Zresztą z tego, co mi mówili nasi znajomi, wynika, że ilekroć wtedy gdzieś wyjeżdżałam — piłeś. Rzuciłeś stałą pracę, nadal uważając, że możesz przestać pić bez niczyjej pomocy. Nie chciałeś się leczyć. Potem straciłeś prawo jazdy i chyba wtedy dotarło do Ciebie, że sam sobie nie poradzisz z nałogiem, że straciłeś nad nim kontrolę.
Idąc na obecne leczenie odwykowe mówiłeś, że po raz pierwszy przestajesz pić też dla siebie. A moim zdaniem za każdym razem, kiedy przestawałeś pić, robiłeś to tylko dla siebie, nie dla nas. Przestawałeś pić, bo kończyły Ci się pieniądze, albo po prostu już nie mogłeś pić, bo organizm nie przyjmował alkoholu, więc przestawałeś pić, by móc pić dalej. Sądzę, że tak naprawdę sam nie wiesz, czy chcesz przestać pić. Udawałeś przed sobą, że wytrzymujesz w trzeźwości, wydawało Ci się, że w ten sposób masz kontrolę nad nałogiem. Tak było przez ostatnie trzy lata, kiedy zdarzały Ci się niby przerwy w piciu. Dlatego nawet kiedy jesteś trzeźwy, nie można na Tobie polegać ani Ci wierzyć. Wręcz odwrotnie, mogę być pewna, że kiedy będę Cię potrzebować, będę w trudnej sytuacji — Ty zawiedziesz.
Rok temu miałam skończyć ten koszmar i rozwieść się. Wreszcie wymogłam na Tobie, żebyś się spakował i wyprowadził, ale po kilku dniach, kiedy dotarło do mnie, że już nie będziemy razem, zamiast ulgi poczułam, że strasznie mi Ciebie brakuje. Pogodziliśmy się, bo na chwilę przestałeś pić, ale po kilku dniach spokoju znowu zacząłeś.
To chyba wtedy tak naprawdę zrozumiałam, że jesteś chory, że to, co robisz, jest wynikiem choroby. Dlatego zmieniło się moje nastawienie do Ciebie i tego, co robisz.
Wcześniej sądziłam, że z premedytacją nas ranisz, bawisz się naszymi uczuciami, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo to boli, że nie zależy Ci na nas. Dlatego chciałam odejść.
Przez kolejne odwyki inaczej odbierałam Twoje picie, zrozumiałam, że tak naprawdę robisz sobie krzywdę, że starasz się zapanować nad nałogiem, ale kompletny brak silnej woli uniemożliwia Ci to, że pociąg do alkoholu jest tak silny, iż nie liczy się nikt i nic poza piciem. Tak też początkowo odbierałam Twoje picie, kiedy po raz kolejny wróciłeś do alkoholu.
Właściwie to wiem, czuję, że nie powinnam z Tobą dłużej być, a z drugiej strony nie jestem na to gotowa psychicznie ani emocjonalnie — i nie chcę przeżywać życia bez Ciebie, choć od kilku lat i tak przeżywam je samotnie...
Poprzedni rok był straszny, ale dał mi nadzieję, bo zacząłeś się naprawdę leczyć, teraz jesteś na leczeniu stacjonarnym. To jest postęp, bo w ogóle nie chciałeś się leczyć. Mam nadzieję, że to robisz, bo dotarło wreszcie do Ciebie, w jak poważnym jesteś stadium alkoholizmu, że leczysz się dla siebie i nawet jak nikt nie będzie widział, nie sięgniesz po alkohol.
Mam nadzieję, że alkohol nie przejął całkiem Twojej osobowości i umysłu i zostawił nam Ciebie. Mam nadzieję, że wreszcie wrócisz do nas na STAŁE... Że zaczniemy nowe życie. Nasze życie, po Twoim piciu...
opr. ab/ab