Proszę Cię Boże, by codziennie stawał się koniec mojego świata: moich słabości, grzechów, podłości.
Są w Piśmie Świętym takie fragmenty wobec których stoję bezradny i nie wiem, co myśleć. Czytamy w dzisiejszej Ewangelii słowa Jezusa o końcu świata:
Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie.
Przecież wszyscy wiemy, że minęło nie tylko jedno pokolenie, ale 2000 lat i nic. Świat trwa. Co się więc stało? Pan Jezus się pomylił – niemożliwe. Bóg zmienił zdanie – niemożliwe. Ewangelista lub późniejszy tłumacz coś źle zapamiętał lub przekręcił – bardziej prawdopodobne.
A przecież każdy z nas w momencie śmierci wypadnie poza rachubę czasu:
Wielu zaś, co śpi w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.
Co zrobić, by uniknąć hańby i wiecznej odrazy? Jak obudzić się do wiecznego życia? Jedno jest pewne, jeśli będę czekał na koniec świata, to… marny mój los.
Budzić się do wiecznego życia muszę tu i teraz, dziś i każdego dnia. Jak? Choćby przez uświadamianie sobie, iż:
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem,
to On mój los zabezpiecza.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy,
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.
Proszę Cię Boże, by codziennie stawał się koniec mojego świata: moich słabości, grzechów, podłości. Bym coraz bardziej wpatrywał się w Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Tego, który jedną ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani.
Boże daj mi piękny koniec świata, z Tobą, na wieki.
Andrzej Cichoń
Rozważanie napisane na niedzielę 18. 11. 2018 r.
opr. ac/ac