Różnie bywa na naszych drogach do Emaus, na naszych drogach życia
Uczniowie idący do Emaus są mi bardzo bliscy.
Chyba dobrze bym się wpasował w ich drogę, jako trzeci uczeń. Idę razem z nimi przez życie. Jestem zaaferowany swoimi problemami. Chętnie bym z nimi porozmawiał o tym wszystkim, co się wydarzyło, ale nawet gdyby przyłączył się do nas sam Jezus, w ferworze życiowej walki, pewnie bym tego nie zauważył.
Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali.
Niby wiem, że Jezus jest ze mną, że mnie kocha, że mogę na nim polegać. Ale to, że wiem, nie zawsze oznacza, że faktycznie tym żyję. On ciągle ma powody, by mi powiedzieć, jak w drodze do Emaus:
O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia …
Żebym miał na tyle cierpliwości, by wsłuchiwać się po drodze w Jego wskazówki. A jako, że wiara jest interakcją między mną a Bogiem, obym miał czasem na tyle determinacji, bym chciał Boga „przymusić”:
Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił.
Różnie bywa na naszych drogach do Emaus, na naszych drogach życia.
Proszę Cię jednak Panie o tę łaskę, by przynajmniej raz w tygodniu na niedzielnej Eucharystii był ten moment, gdy potrafię Cię poznać jako Zmartwychwstałego przy łamaniu chleba. Niech to będzie ta chwila, która ciągle na nowo pozwala mi obierać kierunek na Niebieskie Jeruzalem.
Alleluja!
Andrzej Cichoń
opr. ac/ac