Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę misjonarzem, mówi o sobie Nick Vujicic
Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę misjonarzem, bo stale miałem przed oczyma Schlatterów, którzy byli ludźmi wyjątkowymi, funkcjonującymi w ekstremalnych warunkach życiowych. Niemniej dzięki nim starałem się robić, co tylko mogę, by pomagać biednym na całym świecie.
Schlatterowie wyświetlali swoje slajdy w kościele i oglądaliśmy, jak nagie dzieci z Nowej Gwinei zajadają jakieś korzonki czy owady. Modliliśmy się za nich i opróżnialiśmy skarbonki, by pomóc w ubraniu i nakarmieniu ich. Naprawdę podziwiałem Victora i Elsie za to, że poświęcili własne życie w imię realizacji Bożego posłannictwa.
Jako nastolatek usłyszałem dramatyczną historię misjonarza, którego samolot rozbił się na niegościnnym wybrzeżu Papui-Nowej Gwinei. Jacyś ludzie wzięli go w niewolę, ale udało mu się uciec. Oglądałem wywiad z tym człowiekiem. Mówił, że ucieczka wydawała się niemożliwa, ale Bóg sprawił, że jego oprawcy ogłuchli, dzięki czemu wziął ich samolot i odleciał. Zrobiono o tym film zatytułowany Ee-Taow.
Później wpadła mi w ręce książka Człowiek z nieba, napisana przez chińskiego ewangelizatora – brata Yuna, przywódcę podziemnego Kościoła chrześcijańskiego w Chinach. Mogłem się utożsamić z jego opowieściami o więzieniu i torturach, jakich doświadczył z rąk chińskich władz – moi rodzice i dziadkowie także uciekali z Serbii ze względu na prześladowania chrześcijan.
Yun pisał w swej książce, że Bóg zawsze interweniował, by chronić go w najtrudniejszych momentach. Podczas pobytu w więzieniu brat Yun wielokrotnie uniknął śmierci. Miał zostać powieszony, ale za każdym razem w dniu egzekucji więzienny kat stwierdzał, że jest przemęczony, że ogarnął go jakiś dziwny paraliż. Kat ten powiedział później Yunowi, że dopilnuje, aby Brat nie został w tym więzieniu zabity.
Brat Yun pisał też o swej ucieczce z więzienia o najwyższym możliwym rygorze. Duch Święty powiedział mu pewnego dnia, żeby po prostu wyszedł główną bramą. Yun posłuchał Jego głosu i wyszedł bez żadnych pytań ze strony strażników – zupełnie jak gdyby stał się niewidzialny. Choć wiele osób nie wierzy w tę historię, chiński rząd przyznał, że ucieczka Yuna była „kompromitującą wpadką”.
Kolejną ważną książką, którą przeczytałem w wieku nastoletnim, była Uciekaj, mały, uciekaj – autobiografia byłego szefa nowojorskiego gangu, Nicky’ego Cruza. Jest to klasyczna opowieść o tym, jak zbuntowany dzieciak wychowany przez ulicę spotyka Chrystusa, a jego życie odmienia się do tego stopnia, że porzuca złą drogę i zostaje misjonarzem głoszącym Ewangelię innym młodym ludziom.
W 1970 roku nakręcono inspirujący film o życiu Nicky’ego: Krzyż i sztylet. Obejrzało go ponad pięćdziesiąt milionów ludzi w stu pięćdziesięciu krajach. Podobnie jak Brat Yun, Nicky Cruz doświadczył licznych trudów, ale Bóg zawsze interweniował, gdy zagrożone było jego życie. Cruz pisze, że raz ktoś celował do niego z pistoletu, ale gdy napastnik nacisnął spust, broń nie wypaliła, dzięki czemu uszedł z życiem.
Książki takie jak Człowiek z nieba czy Uciekaj mały, uciekaj oraz historie opowiadane przez Schlatterów na tyle dodały mi odwagi, że w wieku dziewiętnastu lat porzuciłem bezpieczeństwo rodzinnego domu i ruszyłem w pierwszą ewangelizacyjną podróż do RPA. Opowieści te nauczyły mnie bowiem, że najbezpieczniej jest tam, dokąd prowadzi Cię Bóg.
Gdy jesteśmy młodzi, trudno nam rozeznać, co zaplanował dla nas Bóg. Niemniej gdy patrzę na swoje życie z obecnej perspektywy trzydziestokilkulatka, który przejechał miliony kilometrów i przemawiał do milionów ludzi, widzę, że wszystkie młodzieńcze inspiracje i doświadczenia ostatecznie naprowadziły mnie na Bożą ścieżkę.
Chce mi się również śmiać – zwłaszcza gdy sobie przypomnę, jak mój wujek Sam poklepał mnie kiedyś po głowie i powiedział: „Zobaczysz, Nicky – pewnego dnia będziesz podawał rękę prezydentom”. Wtedy brzmiało to dla mnie co najmniej absurdalnie. Dziś wiem jednak, że chyba sam Bóg włożył wujkowi w usta te słowa, ponieważ jak dotąd poznałem osobiście kilkunastu prezydentów czy innych przywódców państw. Co prawda – z oczywistych powodów – nie podałem żadnemu z nich ręki, ale za to większość z nich uściskałem!
Jak pisałem w innych książkach, jedną z osób, która wywarła na mnie duży wpływ, gdy dorastałem, był woźny z mojej szkoły – pan Arnold. Wszyscy tak go nazywali i do dziś nie wiem, jak brzmiało jego nazwisko. W każdym razie zarówno ja, jak i inni uczniowie zawsze mogliśmy na niego liczyć. To on zachęcał mnie, bym mówił otwarcie o swych zmaganiach z niepełnosprawnością i wierze – najpierw dzieciakom z chrześcijańskiej grupy młodzieżowej, którą prowadził, a następnie innym uczniowskim organizacjom z okolicy.
Na tym etapie życia nadal kompletnie nie myślałem o sobie jako o ewangelizatorze. Bardziej interesowało mnie znoszenie barier między ludźmi i dzielenie się tym, że dopiero gdy poprosiłem Boga o pomoc, w moim życiu pojawiła się nadzieja. Po jakimś czasie zauważyłem, że moje przemówienia inspirują innych – zwłaszcza gdy mówiłem o tym, jak zrozumiałem, że nie jestem pomyłką Boga; że w Jego oczach wszyscy jesteśmy pięknymi, doskonałymi stworzeniami.
Pierwszym profesjonalnym mówcą motywacyjnym, którego spotkałem, był Reggie Dabbs, który przemawiał w mojej szkole. Z zachwytem patrzyłem, jak uciszył tysiąc czterysta młodych gaduł, opowiadając im po prostu historię swojego życia, która niosła ze sobą przesłanie nadziei: „Nie możecie zmienić przeszłości, ale macie wpływ na swoją przyszłość”.
Reggie pokazał mi, że publiczne przemawianie jest czymś, co można robić zawodowo. Ponieważ przez jakiś czas czułem się odmieńcem z uwagi na brak kończyn, w swych mowach zawsze podkreślałem, że wszyscy jesteśmy piękni i kochani przez Boga. Uważałem, że jest to coś, co każdy powinien usłyszeć. Wszyscy jesteśmy piękni jako Boże stworzenia.
Gdy moja kariera mówcy motywacyjnego zaczęła się rozwijać, wciąż pozostawałem w raczej świeckim nurcie inspiracji. Czułem, że ludzie nie chcą słuchać przesłania odnoszącego się bezpośrednio do wiary, jednak gdy opowiadałem o życiu, miłości, nadziei i – bardzo ogólnikowo – religii, wiele osób zaczynało zadawać mi pytania dotyczące wiary. Niemniej nawet wtedy nie traktowałem siebie jako wzorcowego chrześcijanina, którego wiara mogłaby pociągać innych. Podobnie uważał mój ojciec, który nadal zachęcał mnie do studiów w zakresie księgowości i finansów. Poszedłem za jego radą w przekonaniu, że gdyby kariera mówcy jednak nie wypaliła, zawsze będę miał w zanadrzu jakiś inny plan.
Książkę można kupić na stronach Wydawnictwa Aetos
opr. ab/ab