Rozważanie na kanwie modlitwy Ojcze nasz
Bóg jest naszym Ojcem. Dla człowieka wierzącego to stwierdzenie wydaje się być oczywiste. Przecież od najmłodszych lat towarzyszy nam modlitwa "Ojcze nasz". Gdy natomiast zagłębimy się w tę prawdę, przestaje ona być taka po prostu "oczywista", a zaczyna być niezwykła, niepojęta, poruszająca do głębi.
Zwrócenie się do Boga - Ojcze - jest to po pierwsze naśladowanie Jezusa, wejście w Jego sposób relacji do Boga. Jezus wołał do Boga: "Abba". Ten aramejski wyraz w Biblii Tysiąclecia wyjaśniony jest jako: "Ojcze - z odcieniem serdeczności". Niektórzy natomiast tłumaczą go po prostu - "Tato, Tatusiu".
Nieraz byłam zachęcana na różnych rekolekcjach czy spotkania modlitewnych do zwracania się do Boga "Tatusiu". Ale za każdym razem wydawało mi się to strasznie sztuczne (oczywiście w moim wydaniu). Nie pasowało mi, abym do Boga Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi mogła mówić "Tatusiu". Dopiero, gdy doświadczyłam tak bardzo mocno bezradności wobec siebie, wobec swoich grzechów i słabości, taką totalną niemoc, z głębi serca samoistnie wyrwał się jęk: "Tatusiu, ratuj! Pomóż, przecież jestem Twoim dzieckiem. Nie potrafię sobie poradzić". I On przyszedł...
I to jest właśnie cały On - Miłosierdzie. Najlepszy Tata na świecie. Cierpliwy. Nawet jeśli nie zauważam, lub wątpię w Jego miłość - On się nie zniechęca. Bo przecież nie może zapomnieć o swoim dziecku.
I nawet nie chodzi o to, czy zwrócę się do Niego: "Tatusiu" czy "Ojcze", ale o moją relację, o postawę serca, taką jaką ma małe dziecko do swojego ukochanego tatusia. Dziecku nawet przez myśl nie przejdzie, że tata mógłby mu odmówić pomocy.
Bóg bardzo pragnie, byśmy przychodzili do Niego jak dziecko do Taty, bo pragnie z nami tej ciepłej, bezpośredniej i przede wszystkim pełnej ufności relacji. Nie chce, abyśmy przed Nim coś ukrywali, bali się Go, bo "w miłości nie ma lęku" (1J 4,18).
Zobaczmy też jak o tej relacji pisze Sł. B. Ks. Michał Sopoćko:
"Mamy przedstawiać sobie Boga nie tylko jako Pana i Sędziego, ale jako Ojca Miłosiernego, który każdym z nas opiekuje się i zsyła niezliczone łaski Miłosierdzia. Pan Bóg usilnie - że tak powiem - stara się, abyśmy uznali Go Ojcem naszym [...] po to głównie zstąpił Syn Boży, by świat poznał Miłosierdzie Ojcowskie Boga; On modlić się kazał codziennie: 'Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech'.
O gdyby ludzie zawsze uważali Boga za Ojca, a siebie za Jego dzieci, jakżeby wielce uwielbili Boga i uszczęśliwili siebie! Gdyby często myśleli o dobroci i nieskończonym Miłosierdziu Bożym, wówczas całe życie byłoby jednym hymnem miłości, a wszystkie pragnienia, słowa i czyny miałyby za cel jedyny przypodobanie się Bogu. Wtedy ufność dziecięca zamieszkałaby w ich sercu, a z ufnością pokój, z pokojem wesele i radość. Nic bowiem tak nie rozbudza w nas miłości i ufności, jak rozważanie nieskończonego Miłosierdzia Bożego, jakie Bóg wciąż nam okazuje i z jakim pragnie naszego dobra i dla którego nazywamy Go Ojcem.
Gdybyśmy częściej myśleli o Miłosierdziu Bożym i przedstawiali Boga w miłosiernej ku nam dobroci, na pewno modlitwy nasze byłyby żarliwsze, prace milsze, krzyże lżejsze, boleść straciłaby swoją gorycz, a życie nie byłoby tak ciężkie, jak jest obecnie dla wielu ludzi. Lecz niestety, zbyt często zapominamy, że Bóg jest Ojcem Miłosierdzia, a my Jego dziećmi, i dlatego skazujemy sami siebie na smutne sieroctwo.
Skoro więc dziećmi jesteśmy Boga Miłosiernego mamy z upodobaniem często myśleć o swoim Ojcu i cieszyć się z Jego doskonałości, z Jego nieskończonej piękności, dobroci i Miłosierdzia: odczujemy wówczas niewypowiedzianą radość i szczęście przeobfite" (O wdzięczności za Miłosierdzie Boże, s. 16-17).
Biegnijmy więc często do naszego Ojca Niebieskiego, w najdrobniejszych nawet sprawach. Pytajmy Jego o wszystko. Przychodźmy tak zwyczajnie, takimi jakimi jesteśmy. On przecież uczynił nas swymi dziećmi zanim zdążyliśmy to sobie uświadomić.
opr. aw/aw