Łzy prowadzą do prawdy

O sensie smutku i łez

Płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi (Łk 23,28) - mówił Jezus do kobiet, które lamentowały nad Jego męką. Tym samym pokazał, że ludzki płacz ma wielki sens i jest bardzo potrzebny. Łzy to oznaka naszego człowieczeństwa.

Kiedy patrzę na siódmą stację Drogi Krzyżowej, przypominają mi się słowa pewnej piosenki: „Nie płacz, to tylko krzyż, przecież tak trzeba...”. Męka, cierpienie i śmierć Jezusa z Nazaretu były potrzebne wszystkim ludziom. Bez tej ofiary nie dostąpilibyśmy zbawienia. Nasze życie bez krzyża, wiary i miłości byłoby niepełne. Szlochające kobiety pokazują, że płacz może być początkiem nawrócenia oraz środkiem do wyrażenia swojego żalu i skruchy. Nie może on być jednak celem samym w sobie. Chrystus prosił, by nasze łzy były twórcze, by niosły przemianę i aby wypływały z serca.

Zapłakane uczennice

O płaczących kobietach, które wyszły Jezusowi na spotkanie, mówi tylko św. Łukasz. Pisze, iż córki jerozolimskie szły za Chrystusem, lamentowały i płakały nad Nim. Daje do zrozumienia, że w swojej postawie są jak uczennice, które idą za Mistrzem i są zaangażowane w Jego cierpienie. Według Prawa nikt publicznie nie mógł opłakiwać skazańców. One sprzeciwiły się temu nakazowi. Wyszły na męczeński szlak Nauczyciela, pokazując tym samym, że nie uznają Go za przestępcę. Był dla nich prorokiem, który dzielił los swoich poprzedników. Wyczuwały, że Ten wychłostany, ukoronowany i poniżony Człowiek jest niewinny. Nie mogły Mu pomóc, więc zwyczajnie zapłakały nad Jego tragicznym losem. Zbolały i umęczony Jezus dostrzegł je na swojej drodze. Wiedział, że mają dobre intencje, że są wrażliwe i czułe. Ostatkiem sił, przed trzecim upadkiem dał im ostatnie swoje pouczenie. „Nie płaczcie nade Mną, płaczcie nad sobą i swoimi dziećmi, bo to wasze grzechy doprowadziły do tego, co widzicie. To ludzkie winy i niewierności wtłoczyły Mi na głowę koronę, kazały dźwigać krzyż i zaraz Mnie do Niego przybiją” - zdaje się mówić Jezus do niewiast. Medytacja nad siódmą stacją to Chrystusowe zaproszenie do nawrócenia i pokuty oraz Jego prośba o zerwanie z grzechem.

Łzy Boga i Człowieka

Jezus rozumiał i wielokrotnie widział ludzkie łzy. On doskonale wiedział, że płacz jest jedną z najgłębszych i najdelikatniejszych reakcji człowieka. Wzruszył się łzami wdowy opłakującej umarłego syna, docenił łzy Marii Magdaleny, które obmyły Mu nogi i wiedział o gorzkim płaczu św. Piotra. Dostrzegał również płacz tych, którzy stali pod Jego krzyżem. Trzy dni później widział łzy w oczach Marii, która szukała Jego ciała w pustym grobie. Sam też płakał niejednokrotnie. Wzruszył się śmiercią Łazarza i wylewał łzy nad niewierną Jerozolimą. Słonych kropel na pewno nie zabrakło także podczas męki i w chwili agonii na krzyżu. Jego duchowy i fizyczny ból był wtedy nie do zniesienia. Jezusowe łzy zmieszały się z krwią i potem, dlatego trudno było je zauważyć. Mistrz był nie tylko Bogiem, ale również Człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim, oprócz grzechu. Płakał więc tak samo, jak my...

Kiedyś się rozsmucę

Rozważając stację z płaczącymi kobietami, patrzę na ich smutne twarze i załamane ręce. Spoglądam na umęczonego Jezusa, który jedną ręką przytrzymuje krzyż, a drugą wskazuje na niebo. Pytam samego siebie: kiedy ostatni raz zapłakałem nas sobą, jak św. Piotr? Czy kiedykolwiek żałowałem za swoje grzechy, jak Maria Magdalena? Czy zdarzyło mi się porzucić wysokie mniemanie o sobie i zapomnieć na chwilę o sukcesach, a w zamian pomyśleć o własnych upadkach i niewiernościach? Czy dostrzegłem jak bardzo musiał za mnie cierpieć Chrystus? Siódma stacja to także rachunek sumienia dla rodziców. Czy podziękowałem Bogu za moje wierzące dziecko? Czy byłem Mu wdzięczny za to, że czuwał nad moim synem, który wyrósł na ludzi? A może przyzwyczaiłem się do grzechów moich dzieci i nawet nie chcę ich upomnieć? Może teraz, w Wielkim Poście, przyszedł czas na to, by zapłakać nad pociechami, które zbłądziły i odłączyły się od wspólnoty ludzi wierzących? Może trzeba zapłakać nad dzieckiem, które nie szanuje Boga i drugiego człowieka? Płaczące kobiety przypominają o wielkiej odpowiedzialności za dzieci. Za każdy błąd i zaniedbanie rodziców płacą tak naprawdę ich córki i synowie. Wśród późniejszych płaczących kobiet były wielkie święte. Warto wspomnieć chociażby o św. Monice i św. Ricie, które za radą Jezusa nie tylko płakały nad synami, ale także modliły się za nich. Dziś warto brać z nich przykład.

„Jeśli tak czynią z drzewem zielonym, to co stanie się z uschniętym?” (Łk 23,31) - zastanawiał się podczas męki Jezus. Jak będą postępować ludzie i kim będą, skoro zabijają żywego Boga? Uschnięte drzewo to krzyż, który dziś jest odrzucany i wyśmiewany. Co się z nim stanie? To zależy od nas, wierzących...

AGNIESZKA WAWRYNIUK

Echo Katolickie 11/2012

MOIM ZDANIEM(?)

s. Anna Maria Pudełko, apostolinka, Skierniewice

Łzy... ileż mogą one wyrażać: ból, cierpienie, złość, smutek, skruchę, wzruszenie, zachwyt, radość, wdzięczność, wrażliwość, subtelność... Widzimy je w oczach dzieci, młodzieży, dorosłych, starszych, kobiet i mężczyzn. Łzy zazwyczaj towarzyszą głębokim przeżyciom, które trudno jest ubrać w słowa. Jeśli są szczere i prawdziwe, wyrażają „niewyrażalne”. Także «Jezus zapłakał» (J 11,35) wobec tajemnicy śmierci i rozstania z przyjacielem Łazarzem. W dzisiejszych czasach coraz bardziej wstydzimy się wrażliwości, wzruszeń i łez. Chcemy ukazywać się innym jako twardzi i niezniszczalni.

Bóg wie, że łzy są nam potrzebne do tego, aby dotrzeć do własnego sumienia. Dlatego Jezus podczas swojej męki, kiedy spotkał płaczące kobiety, nie zabraniał im płakać i wyrażać w ten sposób ich najgłębszych przeżyć. Zapraszał je jednak do właściwego ukierunkowania ich żalu. Na nic zda się płacz nad cierpieniem Jezusa czy każdego innego człowieka, jeśli nie poruszy on w sercu osoby płaczącej czegoś bardzo osobistego i głębokiego. Dopóki płacz dotyczy innych, będzie co prawda poruszał pewną wrażliwość serca, lecz na tym się jedynie skończy. Nie dokona się żadna głębsza przemiana w sumieniu człowieka.

«Płaczcie raczej nad sobą» (Łk 23,28). Co mówi mi to konkretne zaproszenie Jezusa? Moja obojętność, brak wrażliwości, moja słabość i grzech mogą być przyczyną i konsekwencją cierpienia bliźniego. Zapłakać nad sobą, znaczy uznać za potrzebne, wręcz konieczne, cierpienie Jezusa - potrzebne dla mnie, abym został zbawiony. Abym doświadczył, że jestem kochany miłością bezinteresowną, uprzedzającą i przebaczającą. To doświadczenie kruszy twardą skałę serca, wzrusza je dobrocią Boga, otwiera na zaufanie i miłość, uzdalnia do konkretnej przemiany.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama