Dobrze widzi się tylko sercem. Każdego dnia udowadniają to podopieczni Siedleckiego Hospicjum Domowego dla Dzieci. O małych cichych cudach w artykule.
Świat, w którym żyjemy, przypomina czubek góry lodowej. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” - zwykł powtarzać tytułowy bohater „Małego Księcia” w słynnej powiastce Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. To prawda.
Natalka, podopieczna Siedleckiego Hospicjum Domowego dla Dzieci, choruje na rzadką chorobę genetyczną, która uniemożliwia jej samodzielne funkcjonowanie. Porusza się specjalnie przystosowanym wózkiem, jest otoczona serdeczną opieką najbliższych. Piękna dziewczynka o głęboko rozwiniętej inteligencji emocjonalnej! Od kiedy zaczęliśmy się spotykać, rodzice mieli jedno marzenie: Pierwsza Komunia córci! Najpierw planowaliśmy uroczystość w parafii - indywidualną, na wieczorowej Mszy św. Natalka niekoniecznie dobrze znosi hałas, duże zgromadzenie ludzi. Niestety, pandemia koronawirusa pokrzyżowała wszystko. Zbyt duże ryzyko. Zresztą i stan zdrowia Natalki się pogorszył. Postanowiliśmy, że dziewczynka po raz pierwszy przyjmie Pana Jezusa w domu, w gronie najbliższych, dokładnie w dzień swoich dziewiątych urodzin. Tak też się stało.
Wiele rzeczy w życiu widziałem, ale Natalka udowodniła nam, że tak naprawdę mało wiemy o rzeczywistości, która nas otacza. W czasie Mszy św. była delikatnie pobudzona: dużo emocji, najbliższa rodzina zgromadzona w niewielkim pokoiku i na korytarzu blokowego mieszkania, nowa sytuacja, ale też lekkie przeziębienie robiły swoje. Rozpoczęła się Msza św. Kiedy Natalcia przyjęła Jezusa w malutkim kawałeczku konsekrowanej Hostii, znieruchomiała… Uśmiechnęła się… I zobaczyliśmy nagle w niej niesamowitą, trudną do opisania, jasność!...
Było to tak nieziemskie zjawisko, tak bardzo uderzające, że na dłuższą chwilę zamilkliśmy. Jakby ktoś nagle uchylił drzwi do bardzo jasnego pomieszczenia. Jakby do ciemnego pokoju wpadł jasny snop światła! Patrzyliśmy na nią. Ona spoglądała w jeden punkt i promieniała. Kogo widziała? Można się tylko domyśleć…
***
Świat, w którym żyjemy, przypomina czubek góry lodowej. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” - zwykł powtarzać tytułowy bohater „Małego Księcia” w słynnej powiastce Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. To prawda.
Dziś nasze pole widzenia zawęża się najczęściej do kręgu spraw codziennych, empirycznie weryfikowalnych, pospolitych. To, co widać, jest ważne - za tym gonimy, zabijamy się, walcząc o ochłapy czasu, kontrolując nerwowo stan konta, zabezpieczając się ponad miarę na życie, które i tak do nas nie należy. Świat dramatycznie zmierza do zagłady - niczym statek kierowany ręką zaślepionego chciwością kapitana, zachłannie myślącego tylko o skarbach, które odkryje na nieodkrytym dotąd lądzie - niedostrzegającego w swoim zaślepieniu ostrej rafy, o którą rozbijają się spienione fale, przecinającej ostro kurs okrętu.
Nie widzimy już Tego, który ten świat stworzył, odkupił, który go nieustannie uświęca i ożywia. Ciągle nam mało. Gonimy za błyskotkami. Więcej, dalej, mocniej...
„Dlaczego przegrałem?” - pyta sam siebie Hemingway’owski stary człowiek w opowiadaniu o tym samym tytule. I odpowiada: „Bo odpłynąłem za daleko”.
***
W pociągu jechał ojciec ze swoim siedmioletnim synkiem. Wracali z wizyty lekarskiej ze specjalistycznej warszawskiej kliniki. Był grudzień, nic więc dziwnego, że po 17.00 mrok za oknem zgęstniał - owszem, dało się rozpoznać kontury mijanych budynków, drzew, ale były one rozmyte. Poza tym siąpił nieprzyjemny deszcz - małe kropelki pomieszane z okruszkami lodu delikatnie stukały o szybę, gdy pociąg zatrzymywał się na kolejnych stacjach. W przedziale wagonu byli sami. Świeciło jasne światło. Wojtek zmęczony wizytą, mało przyjemnymi badaniami, patrzył w okno. Przysypiał.
- Wojtuś, spójrz za okno! - powiedział w pewnej chwili ojciec. - Zobacz, w oddali widać wieże kościoła! Zobacz, jakie wysokie!
- Gdzie, tato? - ożywił się chłopiec.
- Spójrz w lewo! Oooo, teraz dobrze widać... - mężczyzna wskazał palcem mijany, dość dobrze widoczny na tle nieba kształt.
- Gdzie?! Widzę tylko swoje odbicie na szybie!...
Mignęły drzewa porastające wał oddzielający tory kolejowe od pola. Budowla zniknęła za horyzontem. Pociąg pomknął dalej. Wagony sunęły cicho, bezszelestnie. Ktoś, kto spoglądał nań z zewnątrz, mógł przez moment zobaczyć setki ludzi zaparzonych w swoje odbicie na oknie. Wielu z nich patrzyło poza szybę, ale nie widziało nic. Poza sobą.
Wojtek nie „umiał” patrzeć przez szybę - widział tylko swoje, rozświetlone lampami przedziału wagonu, odbicie. Trzeba było dostosować wzrok, sięgnąć w głąb - „poza” najbliższy obraz, poza rzeczywistość wagonu. Nie potrafił. A może nie chciał? Sen był silniejszy.
To historia o nas.
***
Klara stała się pacjentką hospicjum zaraz po swoich narodzinach. A nawet przed nimi. Miała nie żyć. To znaczy nie dawano jej szans na życie jeszcze w okresie prenatalnym: zespół wad genetycznych (tzw. zespół Edwardsa), którym była dotknięta, marnie rokuje.
Żyła siedem miesięcy. Nazywaliśmy ją „małą wojowniczką” - walczyła do końca. A my byliśmy obok niej. Odeszła cichutko, na rękach taty. Po prostu zasnęła.
Po co to wszystko? - ktoś może spytać. Przecież od początku było wiadomo, że nie ma szans na przeżycie. - Jaki jest sens ratować dzieci, które i tak odejdą? - dziwią się sceptycy. - Albo urodzą z defektem praktycznie uniemożliwiającym samodzielną egzystencję, np. bez kości czaszki - tak, jak Natalka, która przeżyła dokładnie cztery dni...
Zapytajcie ich rodziców. Dla mamy Klary ważny był każdy dzień. Każdy stał się bezcennym darem. Skarbem bezcennym. Dla rodziców Natalki był to wystarczający czas, by córeczkę ochrzcić, przytulić, poznać z dziadkami, którzy w warszawskim szpitalu mogli się z nią przywitać i zarazem pożegnać.
Odeszła cichutko, otulona miłością. Do nieba. Tam będzie dorastać, pięknieć. Nie mam wątpliwości, że rodzice od razu ją rozpoznają, gdy się spotkają. Miłość otwiera oczy i pokonuje granice światów.
***
Tego dziś potrzebujemy. Takiego spojrzenia, takiej miłości. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Kiedyś Dziecko ocaliło świat. Też chciano je zabić. Stanowiło zagrożenie dla świata rządzącego się swoimi prawami. Gdy dorosło, Jego spojrzenie przywróciło życie wielu ludziom.
Jezus uczył spotykanych ludzi patrzeć daleko głębiej niż tylko na swoje odbicie. Potrafił dostrzec piękno nawet tam, gdzie inni szafowali pogardą. Uczył patrzeć „przez szybę” - poza ludzki egoizm. Poza siebie.
Może jeszcze nie jest za późno.
Ks. Paweł Siedlanowski
opr. nc/nc