Między światłem a ciemnością

Czym jest uroczystość Objawienia Pańskiego?

Przez cały rok na drzwiach wielu mieszkań zobaczyć można napisane kredą litery K+M+B wraz z liczbą oznaczającą kolejny rok. Jednoznacznie kojarzą się nam one z uroczystością Objawienia Pańskiego, zwaną popularnie świętem Trzech Króli, obchodzoną 6 stycznia.

Ranga tego święta w Kościele jest bardzo wysoka, o czym może świadczyć choćby fakt, że w wielu krajach (od niedawna również w Polsce) jest to dzień wolny od pracy. Ulicami miast przechodzą w tym dniu uroczyste orszaki Trzech Króli. Jak widać, to właśnie te postacie najmocniej kojarzą się nam ze wspomnianą uroczystością - choć nie zawsze w Kościele było to tak oczywiste. Na przestrzeni wieków Objawienie Pańskie kojarzono także z chrztem Jezusa w Jordanie oraz z pierwszym cudem Jezusa - przemianą wody w wino w Kanie Galilejskiej.

Skupmy się jednak na Trzech Mędrcach - nie tyle w aspekcie ich historyczności, imion, pochodzenia, a nawet liczby (które to kwestie są przedmiotem ożywionych dyskusji), ale raczej duchowego przesłania, jakie niesie fragment Ewangelii św. Mateusza, mówiący o spotkaniu Mędrców z Herodem, hołdzie, jaki złożyli Jezusowi oraz ich powrocie do ojczyzny.

Poszli za Światłem

Tradycyjnie uważa się, że Mędrcy odnaleźli Jezusa, prowadzeni przez gwiazdę. I znów - wiele jest dyskusji, czy było to zjawisko astronomiczne, czy innej natury. Chodzi jednak o samo przesłanie: oto oni, którzy posiedli wielką mądrość w oczach tego świata, potrafią zostawić swoje domy i wyruszyć w nieznane. Cel ich podróży również zastanawia: idą oddać pokłon nowo narodzonemu Królowi. W pierwszej chwili ich postawa wydaje się być trudno zrozumiała: oni, otoczeni wielkim szacunkiem, posiadający ogromną wiedzę, idą, aby uznać nad sobą duchową władzę kogoś większego. To znaczy, że kieruje nimi ogromna pokora wobec Prawdy. I to właśnie pokora jest słowem-kluczem, które przewija się przez ich pielgrzymkę wiary. Najpierw trzeba było uznać władzę nowo narodzonego króla i wyruszyć. Pokonać zniechęcenie, trudności, może niezrozumienie otoczenia. Później Mędrcy nie wstydzą się pytać. Udają się najpierw do Jerozolimy. Zgodnie z logiką szukają nowego króla w królewskim pałacu. Tam spotykają się ze zdziwieniem, a trop okazuje się fałszywy. Oni jednak nie ustępują. Pytają. I znajdują odpowiedź. Ruszają do Betlejem, gdzie ich wiara znów wystawiona zostaje na próbę. Okazuje się bowiem, że Król, którego szukali, nie mieszka w pałacu, ale narodził się w stajni, bo nie było dla Niego miejsca w gospodzie. Choć z tekstu biblijnego wynika raczej, że to nie stajnia była miejscem ich spotkania z Jezusem (prawdopodobnie Józef wynajął skromny dom w Betlejem, zaś sam pokłon miał miejsce kilka, kilkanaście miesięcy po narodzeniu Jezusa). Jednak ów akt - połączony z ofiarowaniem darów złota, kadzidła i mirry - nie był tylko zwykłym okazaniem szacunku czy też wymianą grzeczności. Jak mówi papież Benedykt XVI, „w istocie według mentalności panującej w owych czasach na Wschodzie, [złożone dary] stanowią uznanie danej osoby za Boga i Króla: są zatem aktem posłuszeństwa. Mówią, że od tego momentu ofiarodawcy należą do władcy i uznają jego władzę”. Mędrcy są zatem dla nas nauczycielami wiary pokornej i poszukującej prawdy. Wiary, która nie zatrzymuje się na tym, co ludzkie i zewnętrzne, ale szuka prawdziwego sensu. Wiary, która jest spotkaniem z prawdziwym Jezusem - Bogiem pokornym i cichym. Wiary, która przemienia życie.

Wybrał ciemność

Jakby na drugim biegunie tej opowieści znajduje się król Herod - postać na pewno tragiczna. Akurat co do jego historyczności wątpliwości nie ma. Źródła mówią, że był sprawnym władcą i zarządcą, zainicjował budowę wielu ważnych obiektów (m.in. portu w Cezarei czy twierdzy Antonia) oraz rozbudował świątynię w Jerozolimie. Tylko tak naprawdę - co z tego?  W powszechnej świadomości zapisał się jako bezwzględny, okrutny zabójca. Gdybyśmy przeprowadzili sondę „Co zrobił król Herod?”, kto odpowie, że rozbudował świątynię? Może nawet 100% odpowiedzi mówiłoby o zleceniu rzezi dzieci w Betlejem.

Co więcej, on nawet pomaga Mędrcom w ich pielgrzymce wiary! Spotkanie z nim okazuje się dla nich pożyteczne, bo otrzymują oni od niego bardzo cenną wskazówkę. Jednak jego motywacja od początku nie jest czysta. Kieruje nim zazdrość, pycha, żądza władzy, przewrażliwienie na punkcie swojego „ja”. To skutecznie zamyka go na spotkanie z Jezusem. Władza i znaczenie, których tak kurczowo się trzyma, nie pozwalają mu na osiągnięcie wewnętrznej wolności. Mimo że zewnętrznie znaczy tak wiele - ma przecież cały dwór, kłaniających mu się w pas służących i wielu gotowych zaspokajać najgłupsze żądania popleczników - wewnątrz siebie pozostaje mały, skurczony, niepewny, pełen chorego lęku i kompleksów. Rację miał Tomasz Merton, gdy pisał: „Ten, kto usiłuje działać na rzecz innych ludzi lub całego świata, a nie pogłębia własnego samopoznania, własnej wolności, integralności i zdolności kochania, ten nie ma nic do zaoferowania. Może przekazywać jedynie zarazę swoich obsesji, agresywności, egocentrycznych ambicji(...), swoich doktrynerskich uprzedzeń i idei”.

Prosić o serce mądre i niewinne

Dodajmy, że w wypadku Heroda to już nie trwało zbyt długo, albowiem wylicza się, że zmarł ok. trzy lata po narodzeniu Jezusa. Współcześnie próbuje się usprawiedliwić (przynajmniej częściowo) jego okrucieństwo chorobą psychiczną, tego jednak z całą pewnością nie da się już sprawdzić. Pozostaje natomiast Herod symbolem postawy lęku przed Jezusem i odrzucenia Go. Postawy, która może również dotknąć każdego z nas, niezależnie od płci, wieku, czy pozycji społecznej.

Mamy dziś zatem przed sobą po raz kolejny motyw wyboru między dwoma drogami, dwiema przeciwstawnymi postawami. Symbolem jednej są Mędrcy poszukujący prawdy. Symbolem drugiej jest pełen pychy i chorego lęku o siebie Herod. Co jest nam najbardziej potrzebne, by dokonać dobrego wyboru? Papież Benedykt XVI podpowiada, że są to „prawdziwa pokora, która potrafi podporządkować się temu, co jest większe, ale także autentyczna odwaga, która prowadzi do uwierzenia w to, co jest prawdziwie wielkie, choć wyraża się w bezbronnej Dziecinie”. I dodaje, że największym zagrożeniem jest „brak ewangelicznej zdolności bycia dziećmi w sercu, okazania zdumienia, wyjścia z siebie, aby podążać drogą wskazywaną przez gwiazdę, drogą Boga. Pan jednak ma moc, by sprawić, że ujrzymy i ocalimy się. Chcemy więc prosić Go, aby dał nam serce mądre i niewinne, które pozwoli nam ujrzeć gwiazdę Jego miłosierdzia, wstąpić na Jego drogę, ażeby odnaleźć Go i zostać zalanymi wielką światłością i prawdziwą radością, które przyniósł On na ten świat”.

Prośmy zatem Jezusa, który objawia się światu o pokorę, prostotę, o mądre, a zarazem niewinne serce, które pozwoli nam pójść za światłem i spotkać prawdziwego Jezusa - nawet jeśli po drodze spotkamy jakiegoś Heroda.

Ks. Andrzej Adamski
Echo Katolickie 1/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama