12 opowiadań na Adwent i Boże Narodzenie
ISBN: 978-83-7797-068-3
wyd.: Edycja Świętego Pawła, 2012
www.: www.edycja.pl
Adwent jest czasem przygotowania się na nadejście Chrystusa. Ale co to właściwie oznacza? Przecież Jezus już narodził się dwa tysiące lat temu. My zatem nie przygotowujemy się na Jego ponowne narodziny w Betlejem, tylko wierzymy, że przyjdzie do serca każdego z nas i że przyjdzie powtórnie na ziemię, jak obiecał.
Dwanaście opowiadań o Adwencie i Bożym Narodzeniu ma przypomnieć nam, że Pan Jezus przychodzi do nas codziennie na różne sposoby, jeśli tylko mamy serca otwarte na Jego przyjęcie. Cieszmy się więc i świętujmy Boże Narodzenie!
– Co robisz? – spytała Karolina.
– Hmm? – Damian podniósł głowę. Palce miał czerwone od opierania podbródka na dłoniach.
– Wciąż gapisz się na tę szopkę.
– Hmm, tak … – mruknął Damian, prostując plecy.
W rodzinie Mazurewiczów zawsze stawiano szopkę tuż przed rozpoczęciem Adwentu, choć figurka Dzieciątka Jezus pojawiała się tam dopiero w Wigilię. Mama uważała, że to najlepszy sposób, aby przypomnieć dzieciom, czym jest Adwent, zanim cała ich uwaga skupi się na bożonarodzeniowej choince.
– Zastanawiałem się… Próbuję sobie wyobrazić, jak to musiało być. Możesz sobie wyobrazić, jakbyś była jednym z tych pasterzy? – Damian znowu opierał podbródek na dłoniach.
Karolina wzięła do ręki figurkę wielbłąda.
– Skoro mnie o to pytasz, to wolałabym być jednym z królów. Fajnie byłoby jeździć na takim wielbłądzie!
– Taa… no pewnie. Chodzi mi o to, czy możesz sobie wyobrazić, jak to jest podążać za gwiazdą do stajenki i być tam w czasie narodzin Jezusa? Tak naprawdę zobaczyć Go na własne oczy?
– Tak, mogę sobie wyobrazić. Ale to zdarzyło się dwa tysiące lat temu. To było pierwsze Boże Narodzenie, tak? Więc dopóki nie wynajdziesz jakiejś maszyny do przenoszenia się w przeszłość… – nie dokończyła Karolina. Oboje usłyszeli, że otwierają się drzwi do garażu.
– Cześć, mamo, dlaczego wracasz tak późno? – spytała Karolina, podbiegając do drzwi.
Dziewczynka wzięła dwie siatki z zakupami, które przyniosła mama, i zaniosła je do kuchni.
– Zanim poszłam na rynek, wpadłam odwiedzić panią Jodłowską – powiedziała mama, zabierając kolejne dwie torby z samochodu.
– Naszą sąsiadkę, tę staruszkę? To ona nie mieszka teraz w domu opieki? – zapytał Damian, wnosząc resztę zakupów.
– Tak, właśnie tam mieszka – mama zamknęła drzwi. – Pytała o was. Przesyła wam pozdrowienia.
– Pamiętacie ciasteczka pani Jodłowskiej? Pomarańczowe, z kawałkami czekolady? – zapytał Damian, wkładając do spiżarki wafle waniliowe.
– Były najlepsze – powiedziała Karolina.
– Niestety, ona nie może ich już piec. Tak jak wielu innych rzeczy, które robiła wcześniej. Ma artretyzm. Porzuciła nawet robótki na drutach – powiedziała mama.
– Szkoda – odparła Karolina, wkładając do spiżarki puszki z zupą. – Uwielbiam rękawiczki, które dla mnie zrobiła parę lat temu.
– Zostaw te puszki, kochanie. I te dwie siatki – rzekła mama, stawiając torby z jedzeniem w kącie. – Zabieram to do Banku Żywności.
– Cześć wszystkim, jak minął dzień? – powiedział tata, wchodząc do domu.
Potem postawił swoją walizkę i powiesił marynarkę na wieszaku.
– Ach, uwielbiam piątki – powiedział.
– Dzisiaj… – zaczął Damian.
W tym momencie zadzwonił telefon. Odebrała Karolina.
– Tato, to do ciebie. Pani Polińska.
– Cześć, Sandro. Tak… Nie ma problemu… Z przyjemnością. Tylko pogadam z Laurą, omówimy plany na jutro. Oddzwonię do ciebie.
W tym czasie mama zabrała się za przygotowanie obiadu.
– Sandra Polińska pytała mnie, czy mógłbym jej pomóc zawiesić świąteczne lampki w ogrodzie. Dawniej jej syn owijał je wokół srebrnego świerku, ale ona sama nie może dosięgnąć.
– Oczywiście, nie ma sprawy – powiedziała mama.
Marchewka sturlała się z blatu. Tata złapał ja w powietrzu i zaczął chrupać.
– Jutro rano będzie akurat dobra pora, żeby to zrobić. Mogę pójść z Karoliną i Damianem do Banku Żywności, a ty zostaniesz pomóc naszej sąsiadce.
– Ale mamo, jutro mieliśmy iść kupić nowe buty piłkarskie? – zaczął marudzić Damian.
– Jutro sobota, Damianie. Znajdziemy czas na wszystko – odpowiedziała mama, wkładając makaron do gotującej się wody. – Odkąd syn pani Polińskiej się wyprowadził, jest jej ciężko. Cieszę się, że możemy jej pomóc.
– Masz rację, mamo. Przepraszam – powiedział Damian.
– Wiesz co, Damianie? Najpierw mógłbyś mi pomóc pozawieszać te lampki – dodał tata, nalewając sobie szklankę mineralnej – a kiedy skończymy, możemy pójść razem kupić twoje buty.
– A potem wszyscy spotkamy się w Maxi Pizza na obiedzie – dodała mama.
– Fajnie – podsumował Damian.
***
Lampki w ogrodzie pani Polińskiej wyglądały pięknie. Ułożono nawet gwiazdę ze światełek na samym szczycie srebrnego świerku.
– Przypomina mi to gwiazdę betlejemską – powiedział Damian.
<– To musiała być bardzo jasna gwiazda – odparł tata, patrząc na wierzchołek drzewka./p>
– Ciekawe, jak to było: podróżować za tą gwiazdą. Wyobrażasz sobie, zobaczyć Jezusa na własne oczy? Być tam w pierwsze Boże Narodzenie?
Tata zaczął zbierać narzędzia.
– Dziś pewnie bylibyśmy sławni! – zażartował. – Nasze figurki byłby w każdej szopce na świecie.
– Tato!
– Przepraszam, synu, a tak na poważnie – to byłoby niesamowite przeżycie.
W tej chwili z domu wyszła pani Polińska. Niosła ze sobą puszkę ciasteczek.
– Bardzo wam dziękuję za pomoc. Lampki wyglądają wspaniale. Proszę, weźcie te ciastka – rzekła sąsiadka, wręczając puszkę Damianowi. – Pozdrów ode mnie mamusię, dobrze?
– Pozdrowię. Dziękuję pani.
***
Obiad w Maxi Pizza był jak zwykle przepyszny. Nowe buty do gry w piłkę nożną też okazały się fajne.
Gdy wrócili do domu, na stole wciąż leżały ciasteczka od pani Polińskiej.
– Pani Polińska dała nam ciastka. Mogę jedno? – zapytał Damian i zaczął otwierać puszkę.
– Hej, to wygląda jak wypieki pani Jodłowskiej, pomarańczowe z kawałkami czekolady!
– Faktycznie – powiedziała mama, biorąc do ręki ciasteczko. – Hmm… smakują też jak te od pani Jodłowskiej.
Podniosła słuchawkę telefonu i zadzwoniła.
– Sandro? Witaj, mówi Laura. Dzwonię, żeby podziękować za ciastka… Tak, zauważyłam to… Tak? Dała ci przepis? Naprawdę? Miło z jej strony… Innym też na pewno będą smakować… Tobie też… Miłego weekendu.
– Miałeś rację, Damianie. To przepis pani Jodłowskiej – rzekła mama, odkładając słuchawkę.
– Pani Polińska odwiedziła ją w domu opieki parę dni temu i dogadały się w pewnej sprawie.
– W jakiej sprawie? – spytał Damian.
– Pani Jodłowska poprosiła panią Polińską, żeby zrobiła na drutach trzy szale i czapki dla schroniska dla bezdomnych – odparła mama. – Ona od lat się tym zajmowała, ale teraz, przez ten artretyzm już nie może. W zamian podała pani Polińskiej ten wyjątkowy przepis.
– To się nazywa przekazywanie tradycji z pokolenia na pokolenie – orzekła Karolina.
– Tak, dobrze to powiedziałaś – odparła mama.
Tego wieczoru przy kolacji mama zapaliła pierwszą w tym roku świecę na wieńcu adwentowym.
– Wiecie co? – powiedział Damian po modlitwie przed posiłkiem – wydaje mi się, że wiem, jak to jest zobaczyć Jezusa na własne oczy.
– Naprawdę? No jak? – zapytała Karolina.
– No, jeśli jesteśmy dobrzy i hojni dla innych i pomagamy tym, którzy potrzebują naszej pomocy – to tak, jakby On z nami był. Tak mi się wydaje.
– Nigdy tak o tym nie myślałam – rzekła Karolina.
– Dobrze powiedziane, Damianie – odparł tata. – Dobrze, że możemy być tacy przez cały rok, nie tylko w Boże Narodzenie.
Tego wieczoru mama poszukała swoich drutów do robótek ręcznych.
– Mamo, nauczysz mnie robić na drutach? – zapytała Karolina. – Może do następnych świąt będę umiała robić czapki i szaliki.
Pani Laura uśmiechnęła się.
– Dobrze, to zaczynamy.
Adwent zapowiadał się wspaniale.
1.Hojność serca oznacza przedkładanie potrzeb innych ludzi nad nasze własne. Czy zdarzyło ci się, że zrezygnowałeś z tego, na czym bardzo ci zależało, aby komuś pomóc? Jak się wtedy czułeś?
2. Pomyśl, co mógłbyś zrobić, aby okazać innym hojność serca w czasie Adwentu.
3. Zastanów się nad trzema rzeczami, które mógłbyś robić przez cały rok, aby okazać hojność serca.
4. Czy w twojej szkole albo parafii organizuje się podczas Adwentu zajęcia, które sprawiają ci szczególną radość? Co sprawia, że są one dla ciebie wyjątkowe?
opr. aś/aś