Refleksja na uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny
Gdy w kalendarzu zbliża się 1. listopada automatycznie nasze myśli kierujemy ku cmentarzom, na których spoczywają nasi bliscy zmarli. Już od kilku tygodni trwały wzmożone prace porządkowe. Coraz większy ruch samochodowy wokół nekropolii zdradza, że groby są odwiedzane przez tysiące osób. Zapalone świece i kwiaty na grobach są dowodem, że pamięć o zmarłych — paradoksalnie — jest żywa. Gdy bowiem wstajemy przed grobem kogoś, kogo kochamy, a kto odszedł już do Domu Ojca, to przywołujemy w pamięci wszystkie te chwile i momenty, które zostały nam głęboko w pamięci, a które napawają wzruszeniem. Miłość bowiem nie umiera, lecz trwa na zawsze w sercach tych, którzy jej doświadczyli. Jest zatem uroczystość Wszystkich Świętych i przeżywany jutro Dzień Zaduszny okazją do zatrzymania się, refleksji, zadumy i modlitwy.
Mimo, że w dzień Wszystkich Świętych koncentrujemy naszą uwagę na tych, którzy zaznają już radości nieba, to jednak nigdy nie mamy pewności, czy nasi bliscy zmarli ten wieczny odpoczynek osiągnęli już w pełni. Stąd modlimy się za nich w wypominkach, ofiarujemy za nich odpusty, a przede wszystkim składamy za zmarłych Ofiarę Eucharystyczną. Oni potrzebują naszego wsparcia, ale tak naprawdę to my - modląc się za nich — sami wzrastamy duchowo, co jest bardzo ważne w perspektywie naszego zbawienia. Wszyscy bowiem kiedyś odejdziemy do Pana. Nie znamy dnia ani godziny. Ludzie bardzo często snują plany. Epatuje z nich często swoista pycha: „za miesiąc zrobię to i tamto, za dwa lata będę tym a tym....”. Tymczasem to nie od nas zależy nasz los w przyszłości, lecz od Boga, do którego należy i czas i wieczność — o czym przypomina Liturgia Wigilii Paschalnej. Trzeba mieć plany na przyszłość, ale zawsze w założeniu: jeśli tak Bóg będzie chciał, jak On pozwoli! Dzisiejsza uroczystość zatem uczy nas pewnej pokory. Ponadto na cmentarzu uświadamiamy sobie kruchość ludzkiej egzystencji. Spotykamy bowiem groby osób, które odeszły w wieku 80, 70 lat, ale i takie, których Pan zabrał do siebie w 20. czy 10. roku życia. To wszystko musi być dla nas przynagleniem, aby nie odkładać nawrócenia na starość, gdyż nikt z nas nie wie, czy tej starości doczeka!
Wiemy jeszcze z katechezy szkolnej, że człowiek to jedność ciała i duszy. W aspekcie biologicznym jesteśmy organizmami materialnymi, a wszystko, co materialne musi umrzeć. Mimo, że medycyna robi coraz większe postępy, to nigdy nie uda się jej zatrzymać procesu starzenia organizmu i jego śmierci. Człowiek jednak to nie tylko śmiertelne ciało, ale i nieśmiertelna dusza. To ona sprawia, że funkcjonuje w nas świat uczuć, emocji, przeżyć, potrzeb duchowych i intelektualnych. Tylko człowiek czyta książki, ogląda filmy, słucha muzyki, potrafi opanować instynkty biologiczne, ale przede wszystkim tylko człowiek jest zdolny do miłości. Z tego względu dusza człowieka jest trwałym jego dobrem. Dusza nie umiera! Dusza jednak może tylko „wegetować”. Tak dzieje się, gdy człowiek zapomina o swoich potrzebach duchowych, a koncentruje się jedynie na sferze cielesnej. Dusza takiego człowieka pogrąża się w złu, a człowiek stopniowo duchowo umiera.
Aby tego stanu uniknąć, dusza ludzka musi niejako 'narodzić się na nowo” (por. J 3, 1-13). To zaś dzieje się, gdy człowiek — jak mówi Jezus w rozmowie z Nikodemem — „narodzi się z wody i ducha” (por. tamże), tzn. powierzy swoją duszę Chrystusowi, który mocą swojego Ducha ożywia ją wewnętrznie. W ten sposób sam Jezus w niej zamieszkuje. W konsekwencji człowiek upodabnia się do Chrystusa, zaczyna żyć niejako Jego życiem, jak gdyby drugi raz przychodzi na świat lub — używając innego porównania — duchowo zmartwychwstaje już na ziemi, gdyż zaczyna żyć takim życiem, jakie realizuje się w niebie czyli życiem wiecznym. Życie wieczne człowiek osiąga niekoniecznie dopiero z chwilą śmierci, ale jest to możliwe (oczywiście jeszcze nie w pełni) już na ziemi. Zauważmy, że Jezus powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew ma życie wieczne” (por. J 6,54), a nie „dopiero będzie je miał w wieczności”.
A zatem warto trwać przy Chrystusie. Rozwijać z Nim duchową łączność, więź poprzez modlitwę, pełny udział w sakramentach świętych, a zwłaszcza w Eucharystii, adorację Najświętszego Sakramentu, gdyż tylko wtedy Jezus zaczyna w nas mieszkać mocą swojego Ducha, przemienia nas wewnętrznie, uświęca i sprawia, że stajemy się godnymi udziału w niebie wraz z Maryją — królową Wszystkich Świętych.
opr. mg/mg