Sanktuarium, Góra Świętej Anny

Jestem pewien, że Bóg będzie chciał nas wysłuchać. Nie zamknie nam ust, nie będzie nas ignorować i każde nasze słowo zapisze w księdze swojego miłosierdzia.

27 października 2014 r.

Pan jest Sędzią, który nie ma względu na osoby. Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. Nie lekceważy błagania sieroty i  wdowy, kiedy się skarży. Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i  nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi ona, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok
(Syr 35,12-14.16-18)

Góra św. Anny przyjmowała mnie wiele razy. Usytuowana gdzieś, mniej więcej, pośrodku autostrady Katowice — Wrocław, była zawsze wygodnym punktem na mapie, oferującym przerwę w podróży i odpoczynek. a  za sprawą Schroniska Młodzieżowego i Domu Pielgrzyma także tani nocleg.

Znajdowałem tu ciszę i  czas na samotny, długi spacer. Pośród pól i lasów zawierzałem Bogu zostawioną rodzinę, dalsze trudy podróży, dziękowałem za ponowny powrót do miejsca, którym się kiedyś, przed laty, zachwyciłem.

Idąc pod górę, stawiałem długie kroki, a  kiedy wreszcie dopadałem strome schody, niczym młodzieniaszek przeskakiwałem po dwa stopnie na raz i wpadałem na mały otoczony krużgankiem kościelny dziedziniec. Tu pozwalałem sobie na wytchnienie, uspokajałem oddech i  powoli wchodziłem w  ciszę i rytm medytacyjnej modlitwy, z którą wkraczałem do niewielkiego, o barokowym wystroju kościoła.

Na Górze św. Anny zawsze rozkoszowałem się ciszą, choć jest to miejsce licznych pielgrzymek. Może dlatego, że pojawiałem się tutaj zawsze wczesną wiosną albo późną jesienią, a  więc okresie wolnym od tłumu nawiedzających to miejsce pątników.

Moją ofertę posługi lektora ksiądz przyjął zwyczajnie, tak jakby wędrowni słudzy Bożego Słowa pojawiali się w tym miejscu często i nie byli niczym niezwykłym. Przycupnąłem w pierwszej ławce, z samego brzegu. Cierpliwie czekałem na Eucharystię. W  ręku trzymałem karteluszek z  wypisanym tekstem dzisiejszego czytania. To była Księga Syracha. „Pan jest Sędzią...” Myślę, że każdy wolałby uniknąć kontaktu z  sędzią. Niezależnie od tego, czy byłby pozywającym, czy pozwanym kontakt z  sędzią jest zapowiedzią kłopotów. Oczekiwanie na wyrok jest znaczącym dyskomfortem, wnoszącym niepokój, a później, po ogłoszeniu wyroku, ulgę albo, co bardzo prawdopodobne, żal i zwyczajną złość. Może się okazać, że ogłoszony wyrok jest nie po naszej myśli. I my się z nim nie zgadzamy. Zastanawiam się, czy podczas spotkania z Sędzią Najwyższym będzie czas i miejsce na to, by się usprawiedliwić albo upomnieć o okoliczności łagodzące.

Sanktuarium, Góra Świętej Anny

Jestem pewien, że Bóg będzie chciał nas wysłuchać. Nie zamknie nam ust, nie będzie nas ignorować i każde nasze słowo zapisze w księdze swojego miłosierdzia. Nawet Słowo wyroku będzie Słowem wyrozumiałej miłości, dodającej ducha na okres oczyszczenia. Tak to sobie wyobrażam. Każdy z nas stanie przed Panem w  podwójnej roli krzywdzącego i  pokrzywdzonego. Nie da się przejść przez życie i  krzywdząc, nie doznać krzywd. Otaczają nas krzywdzące kręgi rodziny, znajomych i przyjaciół, środowisk zawodowych, najprzeróżniejszych wspólnot społecznych. Są krzywdy, które znamy, ale są i  takie, których nigdy nie poznaliśmy, zostały przed nami ukryte. Są takie, które miały zasadniczy wpływ na nasze życie, przyczyniając się do jego deformacji i  takie, przed którymi potrafiliśmy się obronić. Są krzywdy, którymi uderzyli w  nas współbracia i  krzywdy, które spadły na nas z rzeczywistości duchowej, wobec których byliśmy bezradni i bezbronni jak dzieci. Nie umieliśmy się obronić. Informacja, jak to należy robić, dotarła do nas zbyt późno.

I tak z powodu doznanych krzywd, jakże często wypływały z nas złe myśli, złe słowa, złe czyny. Pozwoliliśmy sobie na odwet i sami zaczęliśmy krzywdzić. Odwet to bardzo mocna pokusa, przynosząca pozorną satysfakcję. Człowiek przyjmuje rolę sędziego i kata bardzo chętnie. W taki oto dziwny sposób buduje w sobie poczucie własnej mocy i wartości, nie zdając sobie sprawy z tego, że sam spada w przepaść. Odwet pustoszy sumienie. Czasami coś w człowieku pęka i przychodzi moment przemiany, bywa też tak, że człowiek sam siebie potępia w przekonaniu, że nic już naprawić się nie da, że wszyscy się odwrócili, nawet sam Bóg.

Sanktuarium, Góra Świętej Anny
Fragment pochodzi z książki:
Mariusz Marczyk
Kartki z podróży lektora

ISBN: 978-83-7720-369-9
wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2015

Nie wierzę, że Bóg mógłby zapomnieć o  kimkolwiek. Przeciwnie, widzę Go właśnie jako Tego, który jest blisko nas i czeka na nasze słowa „skargi” i „błagania”. Jestem pewien, ale skąd ta pewność/?/, że Bóg lubi wsłuchiwać się w głos człowieka, a Jego uważność skierowana jest na każde nasze słowo i najmniejsze poruszenie serca. Jak to dobrze, że miłość Boga dotyka wszystkich, zarówno świętych jak i zatwardziałych grzeszników. Dlatego, i to jest ta wielka tajemnica, czasami niezrozumiała dla nas ludzi, najmniejsze dobro łotra, nie umknie Jego uwadze. Z  tego najmniejszego dobra Bóg będzie tworzył sprawiedliwy wyrok. I  nie ma on na pewno wiele wspólnego z wyobrażeniem o sprawiedliwości, jakie my nosimy tu na ziemi. Dlaczego? Bo sprawiedliwy wyrok Boga jest ulepiony z czystej miłości.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama