O pokornym Bogu i tajemnicy Wcielenia
Jeżeli popatrzymy dokładniej, to stwierdzimy, że idea nadmiaru naznacza całe dzieje Boga z człowiekiem, co więcej, że jako swego rodzaju boskie piętno jest już obecna w stworzeniu (...). Nadmiar hojności cechuje działanie Boże, to działanie, które w procesie stworzenia powołuje do istnienia miliony ziaren, aby ocalić jedno, które jest żywe; działanie, które stwarza cały kosmos, aby na Ziemi przygotować miejsce dla tajemniczej istoty, jaką jest człowiek; działanie, poprzez które w ostatecznym akcie swojej hojności Bóg daje samego siebie, aby uratować „myślącą trzcinę”, człowieka, i aby doprowadzić go do celu.
J. Ratzinger, O sensie bycia chrześcijaninem
Bóg, Stwórca, źródło i początek wszelkiego istnienia, Dawca i Miłośnik życia, w swym odwiecznym planie pragnął, powodowany jedynie miłością, podzielić się swym istnieniem — podzielić się z kimś, kto mógłby w sposób całkowicie nieprzymuszony odpowiedzieć na Jego miłość. Postanowił więc stworzyć człowieka — istotę zdolną do miłowania i nawiązania relacji, rozumną, wolną, obdarzoną ciałem i duszą, świadomą siebie. Potrzebował odpowiedniego miejsca, przestrzeni bytowania dla człowieka — jedynego stworzenia, którego pragnął dla niego samego, wszystko inne uczynił dla człowieka, ze względu na niego. Właśnie w tym celu stworzył Wszechświat, niezmierzony i nieogarniony, a w nim galaktyki i miliardy gwiazd. Po co powołał do istnienia aż cały kosmos, którego osoba ludzka nie jest w stanie wykorzystać ani poznać, ani nawet zobaczyć? Czy człowiekowi — wydawałoby się — nic nieznaczącemu wobec ogromu i wspaniałości Wszechświata, jeszcze bardziej znikomemu niż kropla wody wobec oceanu, ziarnko piasku wobec pustyni, nie wystarczyłby po prostu obszar skrojony na jego miarę? Po co takie marnotrawstwo? Oto hojność Stwórcy. Oto logika nadmiaru, której jedynym prawem jest zasada: „więcej niż”. Człowiek został obdarowany ponad miarę, ponad wszelką miarę. Bóg przygotował mu do zamieszkania przestrzeń nieproporcjonalnie wielką — lecz nie poprzestał na tym: wypełnił ją rozmaitością i bogactwem swych dobrodziejstw. Poprzez te różnorodne dary chciał wyrazić swą miłość.
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1, 1-2). Według pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju Bóg stwarzał wszystko w najdrobniejszych szczegółach i z wielką dbałością o każdy element swego dzieła — tak, aby człowiekowi było jak najlepiej. Starannie oddzielił światło od ciemności, wody pod sklepieniem od wód nad sklepieniem, ziemię od morza. A poszczególne obszary napełniał z obfitością: niebo — ciałami niebieskimi, ziemię — roślinami i zwierzętami w różnych rodzajach i gatunkach, chociaż człowiek mógłby zadowolić się jednym gatunkiem... Logika nadmiaru. Ponadto Bóg — cierpliwy miłośnik procesu — stwarzanie podzielił na etapy, jakby chciał zaznaczyć, że na przyjście człowieka należy uczynić odpowiednie przygotowania. Nie wystarczyła na to jedna chwila... I każdego dnia widział, że to, co stwarzał, było dobre. Tym sposobem powstało gotowe miejsce, gdzie Stwórca zawrze przymierze ze stworzeniem.
Wreszcie nadszedł moment, gdy Bóg wypowiedział słowa: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam (Rdz 1, 26a). I stworzył człowieka: mężczyznę i niewiastę — choć mógłby przecież w jednej chwili powołać do istnienia miliony, miliardy ludzi — miejsca dla nich by nie zabrakło... Lecz Bóg wolał logikę nadmiaru, według której dla jednego człowieka warto uczynić nieskończenie wiele. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (Rdz 1, 31a).
Lecz czy Bóg, stwarzając osobę ludzką jako obdarzoną wolną wolą, nie zaryzykował? Człowiek miał bowiem możność powiedzieć Stwórcy „nie”, zatem otworzyć przed nim miłujące Serce to narazić się na to, że może ono zostać zranione. Czy więc Bóg ani przez moment się nie zawahał? Pan nade wszystko pragnął, by stworzenie mogło zakosztować pełni: życia, wolności, miłości. Ufał, że uszanuje ono zamysł swego Stwórcy.
Bóg wyraził swą miłość poprzez stworzenie, wierząc, że człowiek rozpozna swego Pana i Stworzyciela, lecz ten wzgardził Bożą miłością i nie odkrył, jak bardzo został obdarowany. Nie zaufał Stwórcy, nie posłuchał, zrobił po swojemu i pobłądził. Co wobec tego uczynił Bóg? Nie powiedział: „Radź sobie sam” ani „Zawiodłem się na tobie, nie znam cię”. Bóg nie zrezygnował, nie zniechęcił się, lecz szukał swego stworzenia. Pytał: Gdzie jesteś? (Rdz 3, 9). Ze smutkiem i z boleścią zwracał się do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? (Rdz 3, 13). Bóg niejako mówił do człowieka: „Pogubiłeś się w swoim istnieniu, pozwól, nauczę cię istnieć” — bo uczynił siebie bezradnym wobec ludzkiej wolnej woli, uzależnił się od niej. Wielokrotnie i na różne sposoby próbował pozyskać człowieka, przemawiając do niego poprzez ludzi, wydarzenia i znaki. Lecz gdy to nie skutkowało, ostatecznie powiedział: Co mam począć? Poślę mego Syna umiłowanego. Chyba go uszanują? (Łk 20, 13).
Aż strach pomyśleć, że Boga tak pokornego można odrzucić...
s. Małgorzata Pagacz
opr. ab/ab