Duchu Święty, prosimy, prowadź nas podczas tych rozważań przy kolejnych stacjach drogi krzyżowej, abyśmy mogli do końca zgłębić mękę Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Droga krzyżowa upamiętniająca przejście Jezusa Chrystusa z krzyżem na ramionach ulicami Jerozolimy od pretorium Piłata, gdzie wydano na Niego wyrok śmierci, do Golgoty, gdzie został ukrzyżowany, w pobożności wierzących zajmuje wyjątkowe miejsce. Nabożeństwo to składa się z rozważania męki Chrystusa z przejściem symbolicznej trasy wyznaczonej przez czternaście krzyży przypominających związane z nimi bolesne zdarzenia męki Zbawiciela, a określone mianem stacji. Krzyże te łączy się najczęściej z ilustracjami artystycznymi obrazu czy rzeźbą, a nawet buduje się osobne kapliczki na tzw. kalwariach, czyli symbolicznych przedstawieniach miejsc świętych związanych z życiem i męką Chrystusa.
Rozważanie zbawczej ofiary Chrystusa potwierdzające Jego słowa, że „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13), przemawia głęboko do duszy człowieka, pobudza do wdzięczności za wielką miłość Boga do człowieka, który własnego Syna nie oszczędził i oddał na ofiarę całopalną, by ten nie zginął, ale miał życie wieczne.
Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych elementów wyposażenia nowego kościoła w naszej parafii Łętowice znalazły się stacje drogi krzyżowej. Wykonanie ich zdecydowałem się powierzyć artyście malarzowi prof. Lucjanowi Orzechowi z Krakowa. Wcześniej miałem okazję zapoznać się z drogą krzyżową jego autorstwa w Bochni i Jaworsku oraz opinią wykładowcy KUL, biblisty, ks. prof. Józefa Homerskiego, który po obejrzeniu drogi krzyżowej w parafii Jaworsko wyraził się o niej z wielkim uznaniem. Wykonane przez prof. Lucjana Orzecha stacje drogi krzyżowej do naszego kościoła, mimo odejścia od tradycyjnej narracyjnej formy przedstawienia scen poszczególnych stacji, a eksponujących w sposób niemal ascetyczny istotę danej sceny stacyjnej, zostały bardzo dobrze przyjęte przez parafian. Również odwiedzający nasz kościół z zainteresowaniem oglądają m.in. właśnie stacje drogi krzyżowej.
Zwykle drogę krzyżową odprawia się, idąc od stacji do stacji. Wtedy, mając przed oczami obraz, łatwiej jest o uwagę, skupienie przy rozmyślaniu treści danej stacji. Jednak przy większej ilości wiernych jest to niemożliwe. Dlatego przyszła mi myśl, by przybliżyć naszą drogę krzyżową wiernym przez publikację książki z ilustracjami stacji z naszego kościoła. Wtedy, spoglądając na ilustrację danej stacji, nawet gdy jest podawany do rozważania inny tekst, niż zawarty w tej publikacji, łatwiej będzie przeżywać treść określonej stacji.
Propozycję zredagowania rozważań do tej książki zobrazowanej stacjami naszej parafialnej drogi krzyżowej złożyłem Kajetanowi Rajskiemu, młodemu, piętnastoletniemu człowiekowi, znanemu już z wielu publikacji religijnych, a rodzinnie związanemu z naszą parafią. Kajetan po zastanowieniu propozycję przyjął. Podjął się również trudu związanego z przygotowaniem do wydania tej publikacji, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
Myślę, że będzie to cenne doświadczenie. Każdy człowiek inaczej przeżywa swoje relacje z Bogiem w zależności od osobowości i wieku. Posługując się tymi rozważaniami, zwłaszcza młodzi, szukający swojej drogi w życiu, ale i drogi do Boga, będą mogli konfrontować swoje odczucia religijne z odczuciami swojego rówieśnika.
Wydaje mi się, że ta publikacja przyczyni się do jeszcze liczniejszego uczestnictwa w tym nabożeństwie, do pogłębienia życia religijnego i umiłowania Chrystusa oraz wiązania swoich, większych czy mniejszych dróg krzyżowych, z drogą krzyżową Chrystusa, w myśl Jego polecenia: „Jeżeli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23).
Ks. Bronisław Kaja
Stacje drogi krzyżowej w kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łętowicach namalowałem w znacznej mierze z inspiracji malarstwem Adama Chmielowskiego, późniejszego św. Brata Alberta. Pomysł powstał jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego już wieku, podczas pierwszego mojego zwiedzania nowego wówczas kościoła Sióstr Albertynek przy ul. Woronicza w Krakowie.
Prostota architektoniczna i harmonijne wnętrze tego kościoła budzą poczucie wewnętrznego ładu i spokoju. Odkryta drewniana więźba dachowa wyznacza ciepłą rytmizację przestrzeni, niby spływająca z góry niebiańska fuga muzyczna. Nic nie zakłóca kontemplacji postaci umęczonego Chrystusa z kopii obrazu Adama Chmielowskiego Ecce Homo, umieszczonego w głównym ołtarzu.
Wszystko to zrodziło w mojej wyobraźni wizję drogi krzyżowej, malowanej na prostych, niewielkich płytach drewnianych. Rozpocząłem pracę od stacji piątej: „Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi”. W tym obrazie w roli Cyrenejczyka umieściłem samego Brata Alberta, a Chrystus przypomina nieco postać z obrazu Ecce Homo. Praca wkrótce jednak utknęła z braku realnych motywacji.
Nowym bodźcem do kontynuowania pracy nad drogą krzyżową stała się późniejsza współpraca z ks. Bronisławem Kają, ówczesnym proboszczem parafii w Łętowicach. Okazało się, że zaawansowane już w realizacji stacje odpowiadają proporcjom i charakterowi wnętrza nowego kościoła parafialnego w Łętowicach.
Wszystkie wizerunki kolejnych stacji drogi krzyżowej wyposażyłem w małe drewniane skrzydła, na których umieściłem: po lewej stronie nazwę stacji, po prawej zaś odpowiedni cytat z proroka Izajasza, Jeremiasza lub Nowego Testamentu. Napisy mają charakter nieco udramatyzowanego ornamentu, co nie ułatwia czytania, ale też nie absorbuje uwagi bardziej niż centralny wizerunek. W ten sposób wyraz artystyczny nie ulega zakłóceniu, a treści religijne są znacznie pogłębione.
Zastanawiać może złocony, schematyczny krzyż, obecny w każdym malowidle. Pomysł taki wziął się z chęci zderzenia realistycznej ikonografii z apoteozą krzyża. Podobny zabieg, dla uzyskania przestrzeni metafizycznej, stosowali średniowieczni malarze, umieszczając złocone, dekoracyjne tła w obrazach religijnych.
Mam nadzieję, że droga krzyżowa w Łętowicach budzi wrażliwość artystyczną każdego uważnego odbiorcy, a także wspiera refleksję religijną i sprzyja medytacji.
Lucjan Orzech
Lucjan Orzech urodzony w 1946 r. w Leszczach na Rzeszowszczyźnie. Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie ukończone pod kierunkiem prof. Adama Marczyńskiego. Dyplom z wyróżnieniem w 1976 r.
W dorobku artystycznym kilkadziesiąt prezentacji indywidualnych oraz udziałów w wystawach, w tym w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i Francji. Nagrody i wyróżnienia w konkursach malarskich w Krakowie, Katowicach, Warszawie i Poznaniu.
Realizacje kilku polichromii we wnętrzach sakralnych, m.in.: w kościele w Reichenbrunn koło St. Ingbert w Niemczech, w kościele św. Pawła w Bochni, kościele parafialnym w Radzięcinie na Zamojszczyźnie, projekty witraży, zrealizowane w kaplicy Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie.
Od roku 1978 pracuje, obecnie jako profesor zwyczajny, na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
Duchu Święty, prosimy, prowadź nas podczas tych rozważań przy kolejnych stacjach drogi krzyżowej, abyśmy mogli do końca zgłębić mękę Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Abyśmy, rozważając ją, zafascynowali się Bożą miłością do człowieka, by każdy z nas zakończył tę drogę krzyżową z uczuciem wdzięczności dla Pana, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Jak baranek prowadzony na zabicie,
jak owca milknąca przed strzygącymi ją.
(Iz 53,7)
Zapadł wyrok. Wiedziałeś, co Cię czeka. Najgorsza z możliwych rodzajów śmierci, śmierć na krzyżu… Będziesz ogromnie cierpiał. Będziesz cierpiał po to, by zwyciężyć śmierć. Szatan znów do Ciebie powrócił, znów Cię doświadcza, niewyobrażalnie bardziej niż na pustyni. Bezczelny diabeł! Samego Boga wystawia na próbę! Pokusa była wielka, gdybyś zechciał, cały świat razem z Piłatem, Żydami, rzymskimi legionistami i wszystkimi, którzy Ci życzyli śmierci, zniknąłby w ułamku sekundy. Wystarczyła jedna myśl, mała chęć... A jednak zdecydowałeś się ponieść śmierć, byłeś do końca wierny Ojcu.
Któryś za nas cierpiał rany…
On dźwigał nasze niemoce i wziął na siebie nasze boleści.
(Iz 53,4)
Jezus Chrystus wybawił nas od kary za grzechy, której byśmy nie wytrzymali. Wziął nasze cierpienia i naszą bezsilność, bo nas kocha. Chce, żebyśmy byli na zawsze razem z Nim w niebie. To pragnienie Boga może stać się tylko Jego nadzieją, jeśli sami nie zechcemy być zbawionymi. Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa stało się to możliwe. Dzięki Jego ogromnej łasce możemy zwracać się do Boga „Abba”, co znaczy „Tato”.
Czy nie zapominam czasem o tym, że mogę być zbawionym, że życie ma sens?
Któryś za nas cierpiał rany…
Głazami zagrodził me drogi, pokrzyżował me ścieżki.
(Lm 3,9)
Jezus wiedział o tym, że to Jego Ojciec posłał Go z misją zbawienia świata. Mógł odmówić, ale podjął się tego zadania. Przyjął je z pokorą. Nie było Mu łatwo. W chwili śmierci wykrzyczał wobec Ojca swój bunt. Mógł zejść z krzyża. Ale wiedział, że wtedy nie odkupi świata. Zaufał Ojcu, tak jak On zaufał Jezusowi. Upadał wiele razy w czasie drogi krzyżowej. Liczba „trzy” jest tylko symbolem. Nieważne jednak ile razy upadał pod ciężarem naszych grzechów, ważne jest to, ile razy się podnosił, żeby dojść do celu, żeby nas zbawić. Przyjął swą mękę z pokorą i pełną gotowością służby dla nas.
Któryś za nas cierpiał rany…
zdjęcia: Michał Plebanek
Wydawnictwo BIBLOS, Tarnów 2010
opr. aś/aś