Fragmenty rekolekcji ze św. Piotrem p.t. "Ty wiesz, że Cię kocham"
Krzysztof Wons SDS Ty wiesz, że Cię kocham |
Kiedy otwieramy Ewangelię, by czytać i medytować, czynimy to z nadzieją, że spotkamy Jezusa. Zgłębiamy stronice i wołamy za Piotrem: „Wszyscy Cię szukają” (Mk 1, 37). Stronice tej samej Ewangelii przypominają nam, że zanim Piotr zaczął Go szukać, On pierwszy go spotkał. Zgłębiając Pisma, wydaje nam się, że to my pierwsi Go szukamy i znajdujemy, tymczasem zawsze jest odwrotnie. To On pierwszy pozwala się znaleźć i On pierwszy nas znajduje. Także wtedy, gdy jesteśmy śmiertelnie zagubieni, schodzi za nami w lochy największych ciemności grzechu, gdzie siedzimy wystygli jak Piotr na dziedzińcu arcykapłana. I choć nasze oczy zalane łzami bólu nie są w stanie Go dojrzeć, On idzie krok w krok z nami, jak za płaczącym Piotrem, i zbiera nasze łzy do swego bukłaka. „Ty pospisywałeś moje kroki tułacze — zwierza się człowiek — przechowałeś łzy moje w swoim bukłaku — czyż nie są zapisane w Twej księdze” (Ps 56, 9). Niezwykłe wyznanie przypomina, że gdy otwieramy Biblię, możemy być pewni, iż znajdziemy w niej pospisywane przez Boga nasze kroki i przechowane przez Niego nasze łzy. „Łzy ludzi — komentuje Gianfranco Ravasi — są w oczach Boga cenniejsze niż jakakolwiek inna rzeczywistość, tak jak Beduin wie, że woda jest najważniejszą rzeczą do przechowania w bukłaku. Żadnej łzie, żadnemu gestowi rozpaczy człowieka Bóg nie pozwoli zatracić się w prochu nicości. Przeciwnie, On zbierze wszystkie akty cierpienia ludzkości i przechowa je jak perły w swojej wiecznej szkatule”. Możemy zadziwiać się Jego wrażliwością i powtarzać: „Nie rozumiem Twoich dróg, ale Ty znasz mój los”. Bóg znajduje nas zawsze.
W Biblii spotykamy jednak Boga, który nie tylko nas znajduje, ale pociąga ku sobie. Mówi do nas podobnie jak do Piotra i Andrzeja: „Pójdźcie za Mną” (Mk 1, 17). Zna po imieniu nasze najbardziej ukryte tajemnice przeszłości i przyszłości. Przenika nas spojrzeniem i mówi: „Ty będziesz nazywał się...” (J 1, 42). Pomaga nam odnaleźć nie tylko Jego, ale także samych siebie. Biblia jest teofanią i jednocześnie antropofanią. Objawia nam Boga i objawia nam nas samych. Te dwa objawienia są ściśle ze sobą związane. Trudno jest odnaleźć Boga, jeśli nie potrafimy odnaleźć samych siebie. „Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw samego siebie” — radził Ewagriusz z Pontu. Trudno także odnaleźć siebie, jeśli nie odnajdziemy Boga. Ilekroć otwieramy Księgę Objawienia Bożego, tylekroć potrzebujemy także naszego otwarcia — na Boga i na siebie samych. Gdy otwieramy przed Słowem nasze życie, często spostrzegamy, że nie jesteśmy wolni od uwikłań, od grzechu i jego skutków i że nasze czytanie Słowa jest przedzieraniem się przez czysto ludzkie myślenie i widzenie rzeczy.
Gdy czytamy Biblię i poddajemy się Słowu, Bóg może stwarzać nas na nowo: stwarza w nas światłość i oddziela ją od ciemności, stwarza harmonię i oddziela ją od chaosu. Właśnie dlatego, że Bóg nas nieustannie stwarza przez swoje Słowo, możemy Go odkrywać obecnego, żywego. Nie tylko stwarza, ale i wybawia z grzechu. Przywraca nas sobie jak Piotra. W Ewangeliach nie spotykamy Piotra uznanego już za świętego, ale widzimy grzesznego człowieka, którego Jezus znajduje i wciąż odnajduje, który staje się świętym dzięki Niemu, pomimo swojego grzechu odejścia.
Otwierając Biblię, musimy jak Piotr otworzyć się na Boga i zgodzić na to, że Jego Słowo będzie nas prowadziło drogami, które nie są naszymi drogami, i że będzie nam objawiało myśli, które nie są naszymi myślami. Jak to uczynić? W poszukiwaniu Boga na stronicach Biblii potrzebujemy lectio divina, czyli Bożego czytania. Potrzebujemy takiego czytania, które nie będzie nasze, ale Boże. Ilekroć czytamy Biblię, tylekroć sam Bóg czyta nam Słowo. Nigdy odwrotnie.
Stałe poszukiwanie Boga dokonuje się przede wszystkim przez stały kontakt ze Słowem Bożym. Rzeczywisty i twórczy kontakt ze Słowem prowadzi do rzeczywistego kontaktu z samym sobą. Ze Słowem Bożym w naszym życiu jest jak z sercem w ludzkim organizmie. „Serce — pisze A. Cencini — nie tylko jest organem możliwym do zlokalizowania w określonym miejscu ciała, lecz jest obecne wszędzie. Serce pompuje krew, która dociera do każdej części ciała, jego bicie można usłyszeć nie tylko na poziomie mięśnia sercowego; serce jest w rękach i w nogach, w głowie i w woli, jest serce lub pasja w ideałach, ale także w popędach i instynktach, w dobru i złu, w miłości i nienawiści”. Słowo Boga jest „sercem” obecnym w całym organizmie naszego życia. Z niego wszystko wychodzi i ku niemu wszystko zmierza. Jest obecne w każdym wymiarze naszej egzystencji. Przekonał się o tym Piotr i przekonamy się my sami, jeśli tylko pójdziemy wiernie jak on drogą Słowa. Słowo wynosi nas na wyżyny życia, ale schodzi także do otchłani naszych grzesznych zachowań. Jest wszechobecne. Potrafi wydobyć z grobu, dać serce nowe i tchnąć ducha nowego. Jest z nami na co dzień jak Jezus z Szymonem. Kształtuje nas 24 godziny na dobę, niezależnie od naszej kondycji fizycznej, psychicznej i duchowej. Jednakże ze Słowem dzieje się tak jak z ziarnem. Chociaż kryje w sobie ogromny potencjał życia, jest kruche i zależne, jak ziarno od ziemi. Słowo objawia nam Boga, daje życie i kształtuje nas, gdy się na nie otwieramy i przyjmujemy. Skuteczność Słowa pozostaje zależna od naszej ludzkiej kondycji — od tego, czy jest w niej przestrzeń na jego działanie. Otwarte serce czyni otwartym na Boże Słowo. Twarde serce czyni twardym Boże Słowo. Droga Piotra będzie nam ciągle przypominała, że Jezus szuka drogi do serca. Piotr się rozwija, gdy jego serce jest otwarte na Słowo, gnuśnieje, gdy się na nie zamyka.
opr. aw/aw