Fragmenty książki p.t. "Spowiedź" - rozważanie w oparciu o fragment Łk 7,36-50
Praca zbiorowa Spowiedź Zdumieni przebaczeniem. |
(Łk 7,36—50)
Fragment ten można zestawić z perykopą o Zacheuszu (por. Łk 19,1—10), ponieważ w jednym i w drugim wypadku dwie osoby uwarunkowane i zablokowane mrożącą i nieprzejednaną opinią ludzi zostają uwolnione i docenione w przychylnej i miłosiernej ocenie Jezusa. Zamiast zatrzymać się na ich grzesznej przeszłości, woli On cieszyć się ich teraźniejszością i przyszłością.
Nasz fragment następuje tuż po opinii, jaką Jezus wyraża na temat swego wiarołomnego i grzesznego pokolenia, potwierdzając jego radykalną niezdolność do uchwycenia dobra obecnego czasu, gdyż nie jest ono gotowe pragnąć czegoś tak naprawdę innego. Jest ono niczym owe dzieci, które nie przyjmują reguł gry i nie potrafią ani narzekać, ani się cieszyć (por. 7,31—35). Trzeba też zauważyć, że zakończenie u św. Łukasza jest nieco inne niż u św. Mateusza (por. Mt 11,19): nie tyle uczynki Jezusa dają świadectwo na Jego korzyść, ile ludzie, którzy przyjmują zaproszenie do nawrócenia, jak to czyni kobieta pojawiająca się w dalszym fragmencie (por. Łk 7, 36—50), która uznaje godzinę Boga, nierozpoznaną przez faryzeusza i innych współbiesiadników.
Przechodząc pokrótce do struktury narracyjnej naszego wydarzenia: na scenie pojawiają się trzej bohaterowie: faryzeusz, Jezus i grzesznica. W obrębie wydarzenia leży też inna przypowieść, której bohaterami są dublerzy poprzednich. Pojawienie się współbiesiadników pod koniec opowiadania (w. 49) odpowiada swego rodzaju głosowi spoza sceny dla podkreślenia centralnego miejsca Jezusa, postaci kluczowej, wokół której obraca się całe opowiadanie. Jeżeli chodzi o dynamikę fragmentu we wstępnych przedstawieniach (w. 36—38), to św. Łukasz rozpatruje kobietę od strony jej przeszłości (grzesznej), ale też od strony jej teraźniejszości, tego, co robi: płacze, namaszcza i zaprasza czytelnika, aby nie unikał nieco kłopotliwej sceny (por. idou z w. 37).
W rozumieniu faryzeusza kobieta jest rozpatrywana tylko pod względem jej przeszłości jako jawnogrzesznica. Nie uwzględnia on wcale jej teraźniejszości, czyli tego, co robi (w. 39). Natomiast w przedstawieniu Jezusa kobieta jest rozpatrywana ze względu na to, co czyni, i ze względu na to, kim będzie mogła być w przyszłości. Zatem Jego spojrzenie kieruje się na teraźniejszość kobiety (w. 44) i na przyszłość (w. 50). Więcej, kobieta jest niejako przywołana na scenę przez samego Jezusa: „Widzisz tę kobietę?” (w. 44). Trzeba przede wszystkim zauważyć, że Jezus, stawiając przed Szymonem kobietę, nawet nie spogląda na faryzeusza, ale patrzy tylko na nią, wzywając Szymona (i czytelnika!), aby rozpatrzył na nowo wszystkie gesty kobiety wobec Niego (w. 44—47).
W ten sposób sam tekst zachęca nas do odczytania początkowej sceny bez domagania się neutralności, jaką sam Jezus kwestionuje w postawie faryzeusza, który unika prowokacji, jaką była dla niego przypowieść o dwóch dłużnikach (w. 41—42), skierowana konkretnie do niego: „Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś do powiedzenia»” (w. 40). Rzeczywiście, słuchając przypowieści, rozmówca Jezusa powinien czuć się zmuszony do zdecydowania się, do zajęcia stanowiska, do opowiedzenia się, po której stronie chce stanąć, do wyjaśnienia samemu sobie własnej relacji do Jezusowego orędzia. Ktoś może łudzić się, że uda mu się tego uniknąć, ale to oznaczałoby już postanowienie o nieprzyjmowaniu propozycji oferowanej przez Jezusa. Dokładnie to właśnie czyni faryzeusz Szymon, kiedy odpowiada na przedstawioną mu przez Mistrza przypowieść, jak gdyby brał udział w quizie. Jezus pyta go, który spośród dwóch dłużników, którym darowano dług, powinien okazać większą wdzięczność wobec swojego wierzyciela. Oczywiście Szymon udziela poprawnej odpowiedzi: „Przypuszczam, że ten, któremu więcej darował” (w. 43), ale nie podejrzewa, że ta przypowieść jest dla niego, aby uznał, że i on otrzymał przebaczenie, choć w mniejszej mierze, niż zostało ono udzielone jawnogrzesznicy.
Dopiero wgłębiając się w temat, zajmując stanowisko, rozumie się przekaz, jaki narrator przypowieści chce pozostawić. Tego przekazu bowiem nie można zrozumieć tylko intelektualnie, ale trzeba posłużyć się oczami bohaterów przypowieści, pozwalając się wciągnąć w ich konkretne sytuacje.
Oto i powód, dla którego czytelnik nie może obojętnie słuchać opowiadania, ale zostaje zachęcony do spoglądania z sympatią na tę grzeszną kobietę, bez obarczania sceny nieuzasadnioną monumentalnością. Wówczas jawi się nam ona pełna ogromnej intymności. Jest krępująca i czarująca, gdyż nie jest zwyczajnym „umyciem nóg”, jak to powinien uczynić faryzeusz gospodarz, ale jest czymś o wiele więcej: namiętnością publicznie wyznaną, czułą i wylewną miłością. A Nazarejczyk, syn Maryi „wytrzymuje”, nie zabiera jej nóg, nie odpycha jej. Potrafi przyjąć, wziąć na siebie tę miłość i ma odwagę publicznie nazwać ją „wielkim umiłowaniem” (w. 47).
Możemy powiedzieć, że Jezus potrafi naprawdę i niezmiennie się cieszyć. Do tego stopnia, że ten uroczy dramat miłości wywołuje zazdrość gospodarza domu. Nie może on przeszkodzić tym gestom, ponieważ okazałby się nieszlachetnym gospodarzem, niegościnnym, ale w głębi potępia to, co się dokonuje na jego oczach. Dlatego spogląda na sytuację w świetle pogardy, która wytwarza dystans: jest to tylko grzesznica, dlaczegóż więc domniemany „prorok” Jezus tego nie zauważa? Co więc widzi w niej, aby wytrzymać tę nieznośną scenę? Zatem ten Galilejczyk nie może być prawdziwym prorokiem, a może nawet nie jest Żydem ktoś, kto nie zachowuje słusznego dystansu wymaganego przez Prawo! „Gdyby On...”: w tym zaimku wskazującym zawiera się pogarda, dystans (por. Łk 15,30 i 18,11), własna fałszywa niewinność uzyskana na skutek oskarżenia drugiego.
Dotąd ów faryzeusz wydawał się nam odważnym człowiekiem: zaprasza do swego domu kontrowersyjnego Rabbiego, owego Jezusa, o którym tyle się mówi z coraz to większym niepokojem, a czyni to we wzniosłości swojego „statusu” faryzeusza. Jest to niemało! A jednak dopiero gest kobiety doprowadza do rozeznania, jakie były jego prawdziwe intencje. W ten sposób odkrywa — co daje mu do zrozumienia Jezus (w. 44—46) — że można zaprosić na ucztę nie po to, aby cieszyć się przyjaźnią, ale aby wystawić na próbę.
Teraz Jezus ukazuje się jako Ten, który ma cechy Boga, pozostając w pełni człowiekiem; pokazuje, że potrafi czytać w ludzkich sercach i przebaczać grzechy. A na pewno między tymi dwoma aspektami jest zależność! Przed Nim upadają uprzedzenia, stereotypy, w jakich zaszufladkowany jest drugi człowiek, owo „wiemy na pamięć”, do którego Szymon i inni współbiesiadnicy wydają się uparcie przywiązani: sprawiedliwość faryzeusza i niegodność grzesznicy.
Tylko Bóg może czytać w sercach i nie zostać związany żadnym „zaszufladkowaniem”. Od erosa sprzedajnego i uwodzicielskiego kobieta przechodzi do erosa agapicznego, bezinteresownego i uzdrowionego. W ten sposób gesty i środki „uwodzenia” nabierają nowego przeznaczenia, a to oznacza, że za naszymi namiętnościami stoi przynajmniej odrobina prawdy i wolności. Oto, co powinien czynić eklezjalny szafarz przebaczenia: pomagać penitentowi odnaleźć sens grzechu, pokazując, że zło jest sprowadzonym na manowce dobrem i że trzeba przywrócić pierwotny, autentyczny zapał dobra.
W ten sposób Jezus, który nie oderwał swoich nóg od kontaktu z tą kobietą, która nadal wykonuje gesty nadające się do negatywnej interpretacji, może pozwolić sobie na położenie nacisku na paralelizm małostkowości gospodarza domu i nadmiaru uczucia z jej strony.
Z kontekstu wyciągamy naukę, że grzech jest długiem przede wszystkim wobec Jezusa oraz że wiara jest założeniem się, że Chrystus jest większy od mojego długu. Niezależnie od tego, jak wielki byłby nasz dług, nigdy nie jest dobrą wymówką do tego, aby Go nie spotkać, aby nie wejść z Nim w głęboką zażyłość, której nigdy nie splamimy, ponieważ Jezus jest prawdziwym piecem ognistym, który wypala wszelkie zło aż do końca; jest Tym, który nasze grzechy wyrzuca w głębokie morze (Mi 7,19).
W ten sposób uczymy się też dziękować tej kobiecie, która okazała Jezusowi tyle czułości dlatego właśnie, że jest kobietą. Pozwoliła się prowadzić pragnieniu i odnalazła życie. A sam Jezus wzywa nas, abyśmy spoglądali na tę kobietę: „Potem zwróciwszy się w stronę kobiety, rzekł do Szymona: «Widzisz tę kobietę?»” (w. 44).
Kiedy czytamy to wspaniałe opowiadanie, uderza nas jeszcze coś innego. Święty Łukasz przedstawia ową kobietę jako wzór mądrości, miłości i wiary. Na początku bowiem zostaje milcząco wprowadzona jako jedno z tych „dzieci”, które oddają sprawiedliwość Bożej mądrości (por. Łk 7,35), która pozostaje niewysłuchana przez ludzi podobnych do kapryśnych dzieci, które swoim zmiennym i impulsywnym zachowaniem niszczą wszelką zabawę rówieśników.
Na koniec Łukaszowe opowiadanie w nieoczekiwany sposób podaje słowo „wiara” (w. 50: pístis), wcześniej wykorzystując słownictwo miłości (w. 47b: agapáô). Ewangelista zdaje się mówić: w gestach miłości kobiety ujawniła się jej wielka wiara, która wydarła Jezusowi największy cud, czyli przebaczenie, zbawienie (w. 48.50). W odróżnieniu od niewiernego i sprzedajnego pokolenia podobnego do rozkapryszonych dzieci, które nigdy nie zgadzają się na reguły gry, kobieta ta w ważnym dla jej życia momencie potrafiła rozpoznać godzinę Boga. A to jest prawdziwa wiara i prawdziwa nadzieja! Taki jest przekaz zaproponowany nam również: być mądrym to umieć rozpoznać właściwy moment, godzinę zbawienia, godzinę naszego nawrócenia, naszego przebaczenia!.
UWAGA! W wersji internetowej nie zachowano przypisów
opr. aw/aw