Fragmenty książki "Konferencje i rozważania"
© Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2003
Wydawnictwo "M" ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
www.wydm.pl e-mail: wydm@wydm.pl
Niniejsze rozważanie chcę skoncentrować na jednej z form modlitwy, a mianowicie na rozważaniu tekstu natchnionego. Modlitwa jest spotkaniem Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem, przy czym w spotkaniu tym Bóg zawsze jest ważniejszy i nie może być inaczej. Dlaczego? Ponieważ On jest tym, który ma więcej do dania. Może nie tyle do powiedzenia, bo najczęściej mówi przez fakty i sytuacje, ale bezwzględnie więcej do dania. Jego bogactwo jest olbrzymie. Jeśliby w modlitwie nastąpiło zakłócenie owych proporcji i człowiek chciał więcej Bogu powiedzieć niż odeń usłyszeć, wówczas spotkanie straciłoby swój sens. Nie jest łatwo zachować te właściwe proporcje, zachować świadomość przemawiającego i dającego się Boga. Nie jest łatwo Jemu oddać pierwszeństwo w tej rozmowie. Człowiek zawsze będzie miał pokusę zasypania Boga swoimi sprawami, a nierzadko wymusza na Bogu forsowanie swojej woli. Chrystus wyraźnie powiada: Nie mówcie wiele, jak poganie, bo Ojciec wie, czego wam potrzeba, ale słuchajcie. W wielu różnych formach modlitwy istnieje poważne niebezpieczeństwo przeakcentowania swojego w niej udziału, a Boga sprowadzenia do roli sługi, wobec którego pan, tzn. człowiek, stawia żądania. Inne niebezpieczeństwo to subiektywizm. Polega on na nieumiejętności odróżniania własnej woli od woli Boga albo na przyjmowaniu za Boże wezwanie tego, co mówią inni, np. święci lub autorzy pobożnych książek.
Jedyną formą modlitwy, gdzie tych niebezpieczeństw nie ma, jest rozważanie tekstu natchnionego. Biorąc do ręki Pismo Święte, zawsze mam do czynienia z autentycznym słowem Boga, zawsze jestem mały wobec tajemnicy tego słowa i zawsze jestem odbiorcą. Czytając Pismo Święte trzeba sobie uświadomić, że wielu tekstów człowiek od razu nie zrozumie. Kiedy mu się już wydaje, że wreszcie rozumie, nagle uświadamia sobie, że to był tylko stopień rozumienia, ale są jeszcze następne i że możliwe jest coraz głębsze wnikanie w tekst natchnionego słowa. To wszystko oczywiście musi być, gdyż w ten sposób objawia się bogactwo Pisma Świętego. Dlatego trudno sobie wyobrazić chrześcijańską modlitwę bez systematycznego i bardzo bliskiego kontaktu z Pismem natchnionym, zwłaszcza z Ewangelią. Jest to również jedna z niezastąpionych form spotkania ucznia z Mistrzem. Jeżeli traktujemy siebie jako tych, którzy znaleźli się w szkole Chrystusa, to musimy się ciągle uczyć i ciągle spotykać z Mistrzem. Trzeba Go słuchać dzień po dniu, trzeba podejmować różne zadania, które On zleca. Tylko w ten sposób można wzrastać. To jest treść całego naszego życia, bo do końca mamy być uczniami.
I jeszcze jeden moment, który przemawia za otwarciem Ewangelii i tekstu natchnionego. Wszystko na świecie się zmienia. To, co się nie zmienia, jest w Piśmie Świętym. Ten sam tekst przez dwadzieścia wieków czytają miliony ludzi. W tym samym tekście odkrywają coraz większe i pełniejsze bogactwo. Tym samym tekstem się karmią. Wszystko inne jest czasowe. Nawet interpretacja Urzędu Nauczycielskiego Kościoła jest przeznaczona dla pokoleń, które na nią czekają. Stąd wiele różnych interpretacji tych samych fragmentów Pisma Świętego na przestrzeni dwudziestu stuleci. To, co się nie zmienia, co zawsze pozostaje na pierwszym planie, to tekst Pisma Świętego. Zajmuję się literaturą chrześcijańską pierwszych wieków, zwłaszcza pierwszych pięciu wieków. Jaka jest różnica między chrześcijanami i ich podejściem do życia sprzed piętnastu wieków, a nami? Przede wszystkim taka, że u nich na pierwszym planie była otwarta księga Ewangelii i wszystkie sprawy rozwiązywano w jej świetle. Kiedy później zaczęto układać wyznania wiary, oficjalne dokumenty soborów (nicejskiego, konstantynopolitańskiego...), pojawiła się druga księga. Były to
orzeczenia tych soborów, a ludzie zaczęli do nich częściej zaglądać. Księga ta stała się wkrótce ważniejsza, zaczęła kształtować życie, Ewangelię zaś coraz bardziej odstawiano na bok. Oczywiście w tych orzeczeniach jest Ewangelia, ale to nie jest ani pełny, ani czysty jej tekst. O formie dokumentów decydował zawsze czas ich powstawania. Wielkość Soboru Watykańskiego II polega na ponownym odkryciu Ewangelii i postawieniu jej na pierwszym planie, by była księgą świętą, kształtującą nasze życie. Nie można zaprzeczyć, że jest to proces trudny. Upłynie wiele czasu, nim „przestawią się" teologowie, kaznodzieje, katecheci i sięgną wprost do Ewangelii. Pewność, jasność, moc w podejściu do chrześcijańskiego życia można uzyskać tylko w oparciu o Ewangelię. Człowiek, którego ona kształtuje, będzie zawsze promieniował tymi wartościami w otoczeniu. I będzie nie do pokonania. Ewangeliczne rozstrzygnięcie zamyka ludziom usta. Moc, pewność i jasność - oto wartości, które można zdobyć, czytając i kształtując swoje życie w oparciu o Ewangelię.
Krótko wspomnę o sposobach czytania Pisma Świętego. Czytanie systematyczne, codzienne albo w pewnych okresach czasu, na wzór czytania przez Arabów Koranu. Oni mogą nas zawstydzić. Wierny Arab czyta cały Koran w ciągu czterech do pięciu tygodni. Czyta go codziennie, i to przez całe życie, a zawartość tej księgi to mniej więcej nasze cztery Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Kto ze zwykłych chrześcijan, choćby dzisiaj, w Polsce, tak czyta Pismo Święte?
Inny rodzaj czytania to rozmyślanie. Jedno zdanie, jeden maleńki fragment potraktowany jako ziarno, które się rozciera na mąkę. Tę mąkę się gromadzi w sercu i umyśle, a sięga się po nią, kiedy zajdzie potrzeba. Jest to pokarm. Osobiście najczęściej czytam Ewangelię z piórem w ręku, wtedy łatwiej się skupić. Takie czytanie trwa długo. Na przeczytanie samej tylko Ewangelii św. Jana trzeba przynajmniej dwa lata. Jeden rozdział to sprawa miesiąca. Takie jednak czytanie kształtuje cały dzień człowieka w świetle odczytanego tekstu.
Inną formą czytania Ewangelii jest szukanie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Na przykład przeżywam kryzys wiary i nie wiem, jak w takiej sytuacji należy się zachować. Czytam Pismo Święte, zatrzymując się tylko i wyłącznie na fragmentach, które mówią o wierze lub niewierze, o słabości lub mocy wiary. Kogoś np. interesuje spotkanie z drugim człowiekiem, zagadnienie miłości. On czyta Pismo Święte, zwracając uwagę na spotkania Chrystusa z ludźmi, na Jego wypowiedzi o miłości. Warto założyć do Pisma Świętego kartkę z tym pytaniem, czytać spokojnie kolejne fragmenty ksiąg, szukając ciągle odpowiedzi.
Jakie są podstawowe błędy w czytaniu Pisma Świętego? Pierwszy to ograniczenie lektury tylko do niektórych ksiąg. Ktoś powie, że jemu odpowiada Ewangelia św. Jana, a nie odpowiada tekst zanotowany przez św. Mateusza. Tę pierwszą czytał trzydzieści razy, a do drugiej nie zaglądnie. Jest to błąd, który na przestrzeni dwudziestu wieków popełniło wielu here- tyków. Wycinanie fragmentów Pisma Świętego. Na początku drugiego wieku błąd ten popełnił Marcjon, a zwalczający go Tertulian słusznie zauważył: „Pogryzłeś Ewangelię jak mysz, jedząc z niej to, co ci odpowiada, a zostawiając to, co ci nie smakuje". Pismo Święte jest piękne i wspaniałe w całości. Prawda jest uchwytna tylko w całości, nie inaczej. Oczywiście ktoś może darzyć sympatią św. Jana czy Pawła, ale z tego nie wynika, że czytając ich pisma, zna je, jeśli pozostawi na uboczu inne natchnione księgi. W takim wypadku odczytanie zawsze będzie zdeformowane.
Drugi błąd to szukanie w Piśmie Świętym potwierdzenia własnego zdania. Zamiast przyjść do Chrystusa i słuchać, co On mówi, jakie są Jego rozwiązania i pouczenia, człowiek przychodzi z gotową koncepcją i szuka w Piśmie Świętym, tylko tego co potwierdza jego zdanie. Wtedy o spotkaniu z prawdziwym, żywym słowem Bożym nie może być mowy. Bardzo częsty błąd i niełatwy do usunięcia, zwłaszcza w pierwszym etapie.
Jakie są etapy czytania Pisma Świętego? Pierwszy ma charakter studium. Polega mianowicie na szukaniu w Ewangelii pewnych ideałów, np. pokory, posłuszeństwa, ewangelicznej miłości, miłości przyjaciół, nieprzyjaciół itd. W miarę czytania tekstów natchnionych pod tym kątem, jawi się nam poszukiwany ideał. Powiedziałbym, że etap ten podobny jest do studiowania mapy. Chodzi mi o zdobycie takiego a takiego szczytu i dlatego muszę wiedzieć, skąd się wychodzi, jak długo trzeba iść, co z sobą zabrać... Przy czym z tego, że człowiek siedzi przy stole i jeździ palcem po mapie, wcale nie wynika, że zdobył szczyt. To jest studium. Zorientowanie się w terenie jest konieczne i stanowi pierwszy etap po podjęciu decyzji wyjścia na szczyt. Drugi etap to dostrzeżenie różnicy między ideałem a rzeczywistością. Po uważnym przeczytaniu Ewangelii dochodzimy do wniosku, że szczyty, które ona ukazuje, są wspaniałe, ale wśród tysięcy ludzi uważających się za chrześcijan, a żyjących obok nas, prawie w ogóle nie ma tych, którzy usiłują je zdobyć. Ewangeliczna wizja jest cudowna, ale zwykłe, szare życie jest mocniejsze, a ono niestety nie wiedzie na tak wysokie szczyty. Może wchodzący na nie nadają im wielkie nazwy, ale to wcale nie są szczyty, to są usypane przez ludzi kopce, na które można wejść spacerkiem, drepcąc asfaltową ścieżką, jak na nasz Kopiec Kościuszki.
Przy zestawieniu ideału z rzeczywistością powstaje fundamentalny problem, a mianowicie: co do czego należy dopasować. Jedni, a tych jest zdecydowana większość, rezygnują z ideału ewangelicznego, wychodząc z założenia, że jest on nie do osiągnięcia. Ci zadowalają się kopcami usypanymi przez ludzi. Rezygnują z wielkich szczytów na korzyść małych. Mówią sobie: tu szczyt i tam szczyt. Tak, ale zbawienie jest na ewangelicznych, a nie na usypanych przez ludzi szczytach. Na tym też etapie konfrontacji rzeczywistości, w której żyjemy z wielkim ewangelicznym ideałem, najczęściej następuje załamanie. Ludzie odkładają Ewangelię, stwierdzając, iż nie da się jej czytać, że szkoda czasu, lepiej pomodlić się po swojemu. Zatem ostatecznie zostaje kopiec, łatwa i spokojna droga, a przy jej końcu szczyt - który usypali ludzie. Tymczasem ewangeliczne szczyty to Tabor i Golgota: droga na nie trudna i stroma, a idących bardzo niewielu. Jeżeli człowiek powie sobie, że wbrew wszystkiemu chce zdobyć ewangeliczny szczyt, to wspinając się nań musi spotkać Chrystusa i podpatrzyć Jego sposób chodzenia. On jest najwspanialszym wzorem. Wtedy człowiek odkrywa, że Ewangelia ma dwie warstwy: jedna to nauka Chrystusa, druga to Jego przykład.
O ile pierwsze dwa etapy można przyrównać do studium przy stole nad otwartą kartą mapy, o tyle w trzecim wchodzimy w fazę ćwiczeń i obserwacji naszego Mistrza. Interesuje nas przede wszystkim, jak On sam realizował to, czego uczył. I dopiero tutaj dochodzimy i odkrywamy właściwy sens Jego słów. Na przykład Chrystus powiada: Kto cię uderzy w prawy policzek, nadstaw mu drugi. Jak to zrobić? Przecież to zupełnie nieżyciowa zasada. Ale ja chodzę za Chrystusem krok w krok i bacznie Go obserwuję. Oto przychodzę z Nim przed Annasza i jestem świadkiem, jak sługa arcykapłana wymierza Mu policzek. Czy nadstawi drugi? Nie! Słyszę Jego słowa: Jeżeli źle powiedziałem, daj świadectwo prawdzie, a jeżeli dobrze, dlaczego Mnie bijesz? Teraz rozumiem mądrość zawartą w wypowiedzi Chrystusa. Zatem nie chodzi o proste nadstawienie - oto masz drugi policzek - ale o spokój i siłę moralną, wobec której używający siły fizycznej jest mały.
Inny przykład, Chrystus powiada: Mowa wasza niech będzie tak, tak, nie, nie, co nadto jest, pochodzi od złego. I znana sytuacja: Mistrzu, tę kobietę złapano na cudzołóstwie. Mojżesz powiedział, że takie należy kamienować, a Ty co? „Tak" albo „nie". Powie „tak" - ukamienują kobietę, powie „nie" - ukamienują Jego, i to słusznie z punktu widzenia Prawa. Wypowiedział piękną zasadę, oni czekają, jak ją zastosuje. Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. Nie ma ani „tak", ani „nie". To Chrystus przez swoją postawę ukazuje mi, jak należy realizować Jego wskazania. Klucz do zrozumienia nauki Chrystusa jest w Jego postępowaniu. Kto chce iść za Mną, niech Mnie naśladuje. Przełomowym momentem w spotkaniu z Ewangelią jest właśnie to spotkanie z Chrystusem i obserwowanie Jego przykładu. I nagle to wszystko, co On powiedział, staje w innym świetle. Nie wolno stosować odwrotnej zasady. Chrystus jest najważniejszy, a Jego przykład jest kluczem do interpretacji wypowiedzianych przezeń słów. Dlatego spotkanie z Mistrzem, nasze osobiste z Nim spotkanie na kartach Ewangelii i podpatrywanie Jego sposobu bycia jest dla ucznia tak bardzo ważne. Idąc krok w krok za Chrystusem, widzę, że nawet najwyższe i najtrudniejsze ewangeliczne szczyty są do zdobycia. On wskazuje wyjście nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji. Dla Niego nie ma sytuacji bez wyjścia, zawsze znajdzie rozwiązanie, jak ze wspomnianą wyżej kobietą. Nie powiedział „tak", nie powiedział „nie" i nie skłamał, ale wskazał trzecią możliwość. Kto potrafi przejść na ten etap czytania Pisma Świętego, odkryje, że dochodzi do bardzo bliskiego spotkania z Mistrzem, że to jest nie tylko wędrowanie i obserwowanie, ale bardzo autentyczne spotkanie. Wychodząc do ludzi, podejmując ich sprawy, stając w ewangelicznej sytuacji, słyszę, jak Mistrz mówi: to trzeba tak zrobić, to tak... On zaczyna kształtować moje postępowanie. Kiedy zrobię głupstwo, to natychmiast spostrzegam, że zrobiłem źle, nie tak, jak chciał Mistrz. Jest to również znakiem, że zaczynam wchodzić w czwarty etap czytania tekstu natchnionego. Pismo Święte staje się dla mnie listem Kogoś, Kto mnie kocha, listem wyłącznie do mnie adresowanym. A jeżeli pisze do mnie ktoś, kto mnie kocha, np. matka, to więcej treści znajduję między słowami i między wierszami niż w samych zdaniach, bo w liście zamknięte jest matki serce, ono tam jest całe. Jeżeli otrzymam list od osoby, która jest mi obca czy obojętna, to znajdę w nim tylko słowa i będzie to bardzo ubogi list. Kiedy człowiek otwiera list osoby kochanej, staje wobec niezmiernego jej bogactwa, list uobecnia mu tę osobę. Tak jest z odkryciem Ewangelii, w której obecny jest Chrystus. List osoby kochanej można czytać setki razy i zawsze się czyta z wielką radością, bo ona żyje w tym liście, to jest spotkanie z tą osobą.
Jeżeli przy pomocy łaski Bożej potraficie dotrzeć do tego typu spotkania, to już nigdy nie rzucicie Ewangelii. Tego nie da się już zrobić. Zawsze też znajdziecie w ciągu dnia trochę czasu, by ją otworzyć i poczytać. Nie będzie z tym problemu, jak nie ma go ze znalezieniem czasu na spotkanie z osobą kochaną. Lubię rozmawiać z ludźmi prawdziwie zakochanymi, bo oni zawsze mają czas. Nawet wtedy, gdy pracują na trzech etatach. Miłość zawsze znajdzie czas. Jeżeli ktoś potrafi się tak spotkać z Chrystusem, to na czytanie Jego listu zawsze znajdzie czas. Równocześnie zobaczycie, że Ewangelia jest bardzo prosta, bo zamiast stosu różnych cegieł w postaci wymagań, pouczeń, nakazów, dostrzeżecie nagle wspaniały gmach w całości. Wszys- tko bowiem, co jest w niej zawarte, to nic innego, jak wyznanie i wezwanie do miłości.
opr. mg/ab