Chrześcijanin wszelką walkę duchową z grzechem oraz tym, co do niego pobudza, powinien prowadzić z pomocą wiary. Walka ta bowiem tylko wówczas może być zwycięska, kiedy już jest dziełem łaski Bożej
O tym, że życie duchowe jest rozwojem – podobnie jak wszelkie życie – mówi nam Pismo Święte, a szczególnie Nowy Testament. Warto pamiętać o słowach św. Pawła, który mówi nie tylko o samym rozwoju, ale o konieczności podejmowania świadomych wysiłków: „zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13).
Chrześcijanin wszelką walkę duchową z grzechem oraz tym, co do niego pobudza, powinien prowadzić z pomocą wiary. Walka ta bowiem tylko wówczas może być zwycięska, kiedy już jest dziełem łaski Bożej.
Pseudo Makary pisze: „Człowiekowi nie dozwolone jest ani nie ma on sił, by samemu wykorzeniać zło. Walczyć, przyjmować i wymierzać ciosy – oto twoje zadanie; lecz wykorzenienie zła to zadanie dla Boga”.
W Nowym Testamencie modlitwie zawsze towarzyszy czuwanie. Modlitwa i czuwanie składają się na jedną postawę: tylko w niej nie ulega się pokusom, nie daje się nabrać złudnym, fałszywym obietnicom, które czynią życie labilnym, nie daje się zwieść obawom, które ciążą nam na sercu (Mk 14,38; Łk 21,36; Ef 6,18). „Strzec swojego serca”, jak zalecali ojcowie pustyni, to terapia prewencyjna, która pozwala zdemaskować pierwsze zakusy demona acedii, czujne spojrzenie skierowane do wewnątrz pozwala rozpoznać tę namiętność, która często przybiera maskę rozsądku i dobroci.
By wdrażać swe serce do czujności, by stworzyć czujnego, walecznego i przygotowanego do walki, dobrze zdyscyplinowanego człowieka, starożytni mnisi zalecali praktykowanie ascezy, zdyscyplinowanego ćwiczenia, które umożliwia rzeczywiste panowanie nad sobą. Jak wspomniano – „zdyscyplinowanego” ćwiczenia, uprawianego w ramach rozsądnych granic, w przeciwnym razie drzwi stałyby otworem dla acedii. Ojcowie pustyni nalegali na uprawianie ascezy na miarę sił danej osoby, odpowiednio do miejsca i czasu, w którym żyje, ascezy wyzwalającej i otwartej na Ducha. Szczególnie podkreślano ten rodzaj ascezy, jakim jest post – ograniczenie własnych potrzeb. Jak zauważa G. Bunge, „problem wynagradzania sobie zmartwień, pocieszania się poprzez radości podniebienia czy też tak rozpowszechniona dzisiaj, a w swojej istocie jeszcze mało rozpoznana skłonność do przejadania się, nie były Ojcom nieznane. Posługiwali się oni w tej dziedzinie, z pobudek etycznych, środkiem leczniczym, który dzisiaj stosowany jest jedynie ze względów ascetycznych bądź zdrowotnych. Chodzi o post. Ewagriusz stwierdza lakonicznie: «Ten, kto panuje nad brzuchem, zmniejsza namiętności, opanowany zaś przez pokarmy powiększa przyjemności»”.
Dla starożytnych mnichów czuwanie żywiło się zwłaszcza memoria mortis, świadomością nadejścia, kiedyś, momentu spotkania z Panem. Wyraźna świadomość upływającego czasu, własnej kruchości i śmiertelności, to broń przeciw obojętności, która wszystko upraszcza i zaprzepaszcza powagę ludzkiego życia. Myśl o śmierci, której św. Benedykt poświęca w swojej Regule pierwszy szczebel pokory, nie ma w sobie nic trupiego ani smutnego, chodzi jedynie o świadomość tego, że naszym życiem rządzi logika paschalna: co dzień umiera stary człowiek i jego egoistyczne pragnienia, po to, ażeby w Chrystusie mógł narodzić się człowiek nowy. Niczym palące pragnienie spotkania z Panem, „to oswojenie się ze śmiercią pociąga za sobą zrelatywizowanie życia na Ziemi, gdyż stawia wszystko w relacji do Boga i, tym samym, chroni przed samolubnym zamknięciem się w sobie”.
Na koniec przypomnimy o tym, jak ojcowie pustyni, by zachować czujność i nie polec w walce, zalecali otwarcie serca (exagoreusis) na ojca duchowego. Walki z acedią nie można stoczyć samemu, jako że wywołuje ona iluzje, sprzeczności, niejednoznaczności, nie zawsze łatwo jest ją rozpoznać. Stąd bierze się konieczność wyjawienia ojcu duchowemu, bez niedomówień i fałszywego wstydu, swoich sekretnych bitew i porażek, ale również zwycięstw i doświadczeń duchowych, tak aby móc dokonać właściwego rozróżnienia w tym, co się nam przytrafia.
W odniesieniu do acedii, pewien rosyjski ojciec duchowy żyjący między XV a XVI wiekiem, Nil Sorski, zalecał, aby nie dusić w sobie nigdy takiego negatywnego doświadczenia, lecz porozmawiać z „człowiekiem, który bardziej znałby się na życiu”:
„Zdarza się też, że potrzebujemy drugiego człowieka, który bardziej znałby się na życiu, i z którym pożytecznie byłoby porozmawiać, jak mówi Bazyli Wielki: «Kiedy przygnębienie opanowuje duszę, niepodobna zasługiwać na naganę, jeśli się pójdzie do takich osób w stosownej porze i może się przeprowadzić z nimi rozmowę, we właściwych granicach. Odzyskawszy w ten sposób siły i nabrawszy nieco oddechu, będziemy mogli rzucić się do pobożnych bojów z większą gorliwością»”.
Jest to fragment książki:
Adalberto Piovano, Walka duchowa. Acedia,
Wydawnictwo Bratni Zew,
ISBN 978-83-7485-251-7
Chrześcijanin wszelką walkę duchową z grzechem oraz tym, co do niego pobudza, powinien prowadzić z pomocą wiary. Walka ta bowiem tylko wówczas może być zwycięska, kiedy już jest dziełem łaski Bożej.
opr. aś/aś