Szanujmy język polski

Piękną polszczyzną posługują się już tylko nieliczni

Ośmiu na dziesięciu Polaków używa wulgaryzmów w codziennym komunikowaniu się. Takie są wyniki sondażu przeprowadzonego w ub. roku przez CBOS. Niepokojące jest też to, że w ostatnich latach zwiększył się poziom akceptacji dla takiego słownictwa. Podobno za pomocą czterech niewybrednych wyrazów potrafimy wyrazić dosłownie wszystko. Możemy się tylko pocieszać, że przeklinanie, brak troski o poprawność językową, to nie tylko polska „specjalność”. Z powodu wulgarnego języka w styczniu tego roku Watykan zamierzał zamknąć na pewien czas papieskiego Twittera.

Bluzgi i obelgi już nie dziwią

Twitter papieża Franciszka jest dostępny w dziewięciu językach, w tym m.in. po arabsku, łacinie i po polsku. Ma 12 mln użytkowników z różnych krajów. – Nie spodziewaliśmy się takiego zalewu grubiaństwa na papieskim Twitterze. Nie sądziliśmy, że niektóre wpisy będą do tego stopnia wulgarne – wyznał przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu abp Claudio Maria Celli komentując decyzję o zamknięciu Twittera. Po długim namyśle zdecydowano jednak, że będzie nadal działał. „Pomogła nam opatrzność” – stwierdził abp Celli.

Bluzgi i obelgi w internecie nawet w Watykanie już nie dziwią. I choć przodują w tym nastolatki, to niewybredny język nieobcy jest także użytkownikom stron dla… nauczycieli. Jak donosi jeden z poczytnych dzienników, wystarczy poczytać forum „Głosu Nauczycielskiego” – największego tygodnika branżowego (wydawanego od 1917 roku), żeby się o tym przekonać. Ostatnie, niezbyt wysokie, podwyżki dla pedagogów jedna z nauczycielek podsumowała na forum słowami: „skur...o i kure...wo!”. „To nie pomyłka, to polityka. Wiedzą, jaką grupę zawodową da się wydymać” – pisze kolejny „wychowawca” młodzieży. Dyskutant Bolek wieść o tym, że nauczyciele będą pracować dłużej, kwituje słowami „chyba w kiblu, jako dziadki klozetowe”. We wpisach nauczycieli na wspomnianym forum roi się też od błędów. Internautka „Beta” nie może „uwieżyć”, że zmienią się przepisy emerytalne, choć w Świętokrzyskiem, „z kąd” pochodzi, sytuacja na rynku pracy jest taka trudna. Zamiast komentarza przytoczę słowa nauczycielki o imieniu Ela, która pisze tak: „Kiedy zdarza mi się zwrócić uwagę młodzieży na słownictwo, jakim się posługuje, to otrzymuję odpowiedź: proszę przeczytać, jakich słów używają nauczyciele na forach internetowych”.

Z cytowanych na wstępie badań CBOS wynika, że obecny odsetek przeklinających Polaków jest najwyższy z dotychczas odnotowywanych. Badani, którzy zadeklarowali, że używają wulgaryzmów, twierdzą, że najczęściej robią to w trakcie spotkań towarzyskich i w rozmowach w domu. Co ciekawe, Polacy niemal powszechnie mają poczucie, że używanie wulgaryzmów jest wbrew obowiązującym normom. Ponad dziewięciu na dziesięciu badanych deklaruje, że razi ich, gdy inni używają słów niecenzuralnych, przy czym połowę tej grupy razi to zawsze, a drugą połowę w zależności od sytuacji,w której te słowa padają.

Piękną polszczyzną posługują się już tylko nieliczni

Przeklinają prawie wszyscy, niezależnie od tego, ile mają lat czy pieniędzy na koncie. Brzydkich słów nie usłyszymy wcale, bądź rzadko, od osób religijnych, o prawicowych poglądach i – o dziwo– z wykształceniem podstawowym...

To jedna z tez raportu CBOS-u. Prof. Jan Miodek, po zapoznaniu się z wynikami badań, nie był zaskoczony. – Żyjemy w czasach, w których wszystko trzeba podkreślić mocnym słowem, mocnym przymiotnikiem, inaczej jest bezwartościowe. Niektórzy ludzie z mocnych słów znają tylko te wulgarne, więc używają ich, żeby zwrócić na siebie i na to, co mówią uwagę. Dziś to, co nie jest „masakryczne” lub „zajebiste” przestaje być atrakcyjne.

Prof. Miodek przyznał, że sam nie jest święty, że zdarza mu się „rzucić mięsem”, ale słowa „zajebiście” jeszcze ani razu nie użył. To słowo wyjątkowo go razi, bo jest „wstrętne i obrzydliwe fonetycznie”.

Znani z mediów językoznawcy – profesorowie Miodek, Bralczyk, Pisarek – zgodnie przyznają, że poprawną i piękną polszczyzną posługują się dziś już tylko nieliczni Polacy. Dlaczego tak się dzieje? Według prof. Miodka prawdopodobnie dlatego, że chyba jednak tkwią w nas złe emocje, a po 1989 r. puściły nam wszelkie hamulce. Media, zwłaszcza tabloidy, też niestety mają wiele na sumieniu. Zamiast polszczyzny można tam spotkać „potoczyznę” i to czasem w najgorszym wydaniu.

Codzienne świadectwo dawane przez siebie

Jak z tym walczyć? Prof. Krystyna Slany, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego uważa, że w tej dziedzinie potrzebna jest „edukacja od podstaw”, czyli że trzeba zacząć od rodziny. – Na tym polu są ogromne zaniedbania, bo dawniej nie traktowaliśmy edukacji obywatelskiej jak dobra. Na szczęście coś zaczyna się zmieniać w społeczeństwie. Stopniowo dojrzewają w nas nowe wymogi, chcemy mieć przestrzeń, w której czujemy się dobrze, kulturalnie, bezpiecznie. Dostrzegamy też nasze złe zachowania i obyczaje. To napawa optymizmem– uważa prof. Slany.

Według Pawła Daraszyńskiego, nauczyciela, komentatora tygodnika „Niedziela”, trudno obwiniać tylko rodzinę, bo w jego opinii z czystą polszczyzną to chyba również rodzice mają problemy. – Skoro w wielu rodzinach nie rozmawia się na ten temat, to może mówmy o tym w sali szkolnej – apeluje.– Życzliwa rozmowa z dziećmi i młodzieżą może przynieść skutek. Powinni to również czynić katecheci, którzy w środowisku szkolnym mają ważną rolę do spełnienia. W szkole, gdzie uczę, zauważyłem, że katecheta często przebywa razem z młodzieżą w czasie przerwy międzylekcyjnej. To niepowtarzalna okazja, aby młodzi, przez przykład nauczyciela, uczyli się poprawnego zachowania i kultury słowa. Paweł Daraszyński jest przekonany, że najbardziej skuteczną metodą kształtowania osobowości i kultury każdego są nie tyle słowa, co czytelna postawa i codzienne świadectwo dawane przez siebie.

Prof. Tadeusz Zgółka, językoznawca z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, podkreśla, że powinniśmy koniecznie reagować na wulgaryzmy i zachwaszczanie języka polskiego, wskazywać błędy, nie tolerować tego, ani towarzysko, ani zawodowo, ani na ulicy, gdy np. widzimy, jak matka wulgarnie wrzeszczy na dzieci. Brak reakcji w takich sytuacjach powoduje, że grubiańskie zachowania i żargonowe dialogi stają się standardem, przekształcając nawet w pewien obyczaj.

Język polski jest ą–ę i tak powinno zostać

Sposoby na leczenie tego „obyczaju” są różne. W Warszawie np. podjęto decyzję, że policja będzie nakładać mandaty za używanie wulgarnych słów. To smutne, że trzeba aż takiej formy egzekwowania kultury słowa, ale skoro inne argumenty nie skutkują. Pomocne mogą być także wszelkie akcje społeczne, medialne. W ub. roku np., w ramach walki o czystość języka polskiego, ruszyła medialna akcja pod hasłem: „Język polski jest ą–ę”. Ma ona zachęcić Polaków do stosowania znaków tzw. diakrytycznych w codziennej korespondencji, np. SMS-owej czy e-mailach. Zdaniem językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka nieużywanie polskich liter jest zagrożeniem dla polszczyzny. W efekcie coś, co jest charakterystyczne tylko dla naszego języka, może zaniknąć. – Tego bym niezwykle żałował, to byłoby naprawdę duże zubożenie. Uważam, że język polski jest ą–ę i tak powinno zostać. Używajmy polskich znaków za każdym razem, gdy wysyłamy esemesa lub e-maila – przedstawia swoją opinię prof. Bralczyk.

Inicjatorzy akcji – dziennikarze, językoznawcy– cytują raport jednego z ośrodków badania opinii. Wynika z niego, że aż 63 proc. z nas nie zawsze dba o poprawność językową swoich wypowiedzi ustnych, a co druga osoba nie przykłada wagi do poprawności wypowiedzi pisemnych. Bez polskich znaków pisany jest niemal co drugi SMS. Mimo to 64 proc. ankietowanych przyznaje, że „ogonki i kreseczki przy literach są najbardziej charakterystyczną cechą języka polskiego na tle innych języków” .W tym samym raporcie można przeczytać, że zasad poprawnej polszczyzny staramy się przestrzegać najczęściej w różnego rodzaju formularzach i wnioskach (takie deklaracje złożyło 94 proc. badanych) oraz w kontaktach z innymi ludźmi w urzędach, w pracy,w rozmowie z przełożonymi. Więcej niż trzy czwarte z nas używa polskich liter na portalach społecznościowych, blogach czy forach internetowych. Najgorzej pod tym względem sytuacja wygląda w przypadku wszelkiego rodzaju komunikatorów internetowych, czatów i wiadomości SMS.

Główna teza ze wspomnianych wyżej badań nie napawa optymizmem. Znaczna część społeczeństwa nie ma świadomości, że używanie „ą”, „ę” jest ważne.

Autorka - Grażyna Starzak - dziennikarka, uczestniczy w radzie programowej Centrum Jana Pawła II Nie lękajcie się!

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama