Wizyta we współczesnej galerii sztuki to nieraz przeżycie tylko dla osób o mocnych nerwach. Dlaczego prowokacja ceniona jest wyżej niż piękno?
Oglądałem ostatnio fotografie z wystawy prezentującej dorobek świeżo upieczonej pani doktor jednej z polskich uczelni artystycznych. Dużo mnie to kosztowało.
Doktorantka postawiła bowiem na malowanie obrazów ideologicznie „zaangażowanych” w ewidentnie jednym kierunku. Wypełnionych wieszakami, wulgarnymi hasłami, jakich używano w trakcie protestów proaborcyjnych, i nie mniej wulgarnymi malunkami. Patrzeć żal, bo ze sztuką nie ma to zbyt wiele wspólnego. Spróbowałem poza tym wyobrazić sobie któregoś z recenzentów, który odważyłby się skrytykować te bohomazy. Nie wątpię, że zostałby posądzony o sprzyjanie „drugiej stronie”, ideologicznie „niepoprawnej”. Żeby było jasne — wiem, że artyści, tworząc dzieła sztuki, nie tylko prezentują świat, ale także interpretują go. Wszystko już było i nic nowego pod słońcem — kult brzydoty też się już na tym świecie pojawiał niejednokrotnie. Niemniej jednak trochę tęskno za tym, co naprawdę sztuką było, jest i być może.
Dzięki Bogu są jeszcze takie przestrzenie sztuki, w których wstydzić się nie trzeba, w tym Konkurs Chopinowski. Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego dr hab. Magdalena Gawin w wywiadzie udzielonym „Gościowi Niedzielnemu” stwierdziła między innymi, że „w czasach, w których kwestionuje się hierarchię w kulturze, powiada się, że podział na kulturę wysoką i masową to przeżytek, mamy do czynienia z prawdziwym fenomenem niezwykłej popularności konkursu pianistycznego osadzonego w nurcie kultury wysokiej, niepodatnego na zmiany i mody, w którym uczestników ocenia wymagające jury”. No właśnie... kultura wysoka czy masowa? Czy wielbiąc jedną, nie gardzi się przypadkiem wielbicielami tej drugiej? Tu znów widzę możliwość pojawienia się kolein na kamienistej drodze koryfeuszy współczesnej poprawności (coraz bardziej tracącej jakiekolwiek związki ze zdrowym rozsądkiem). Magdalena Gawin dodaje: „W tym konkursie sceniczna osobowość to dodatek do umiejętności, kunsztu, warsztatu”. No tak, w czasach popularności talent show, w których im bardziej przez wygłupy zapiszesz się w pamięci odbiorców, tym wyżej jesteś notowany, warto przypomnieć, że umiejętności, kunszt i warsztat to podstawa. I że aby tworzyć coś naprawdę wartościowego, nie wystarczy wykonać kilka prowokacyjnych gestów wobec publiczności albo opowiedzieć ze łzami w oczach historię swoich życiowych traum.
Jest jeszcze jeden dziwny trend we współczesnej kulturze — odżegnywanie się od tego, co własne, nasze, polskie, narodowe. Z założenia stawiają dziś niektórzy znak równości pomiędzy pojęciami „narodowy” a „obciachowy”. Szkoda, bo przecież Chopinowskie nuty uwielbiane we wszystkich chyba kręgach kulturowych czerpane były z naszej polskiej kultury ludowej. Osobiście uważam, że nie ma nic od nich bardziej polskiego i bardziej uniwersalnego zarazem. Nie trzeba przestać być sobą i zaprzeczać własnej tożsamości, żeby być zrozumiałym nie tylko przez swoich. Ale na pewno trzeba być prawdziwym artystą.
opr. mg/mg