Życie w oderwaniu

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (35/2003)

W minionym miesiącu wszystkie drogi polskiego Kościoła kierowały się ku Częstochowie. Nie o liczbie pielgrzymek i pielgrzymujących chcę jednak pisać. W tygodniu poprzedzającym „wielkie wędrowanie" rozbawił mnie serdecznie sympatyczny młody człowiek, który zagadnięty przez reportera I programu Telewizji Polskiej o cel, dla którego wybiera się do Częstochowy, oznajmił, że idzie na pielgrzymkę, żeby „oderwać się od społeczeństwa". Wziąwszy pod uwagę, że ów delikwent posuwa do Częstochowy we wcale sporym gronie obywateli III Rzeczypospolitej obojga płci, reprezentujących najróżniejsze zawody i środowiska, które to grono osiąga w samej Częstochowie „stopień zagęszczenia" pozwalający z trudem przecisnąć się, bodaj na chwilę, przed Cudownym Obrazem - rzeczywiście nie mógł lepiej wybrać. Społeczeństwo, od którego chciał się oderwać, będzie napierać na niego ze wszystkich stron, co w duchu pielgrzymiego braterstwa zapewne mężnie zniesie, nie będzie jednak od niego oderwany, ale wręcz fizycznie z nim zwarty. Trzeba ci było na tydzień do kamedułów, młody człowieku, a nie na pielgrzymkę! Samo oderwanie jednak, o którym wspomniał przed kamerą bohater mojej wypowiedzi, to głęboka myśl i warto się nad nią chwilę zatrzymać.

Cóż to bowiem może znaczyć „oderwać się od społeczeństwa"? I po co się w ogóle od niego „odrywać"? W tradycji monastycznej (i nie tylko) zwykło się mówić o „zostawieniu świata", co pozostaje zresztą zgodne ze słowami Chrystusa: „nie jesteście z tego świata". Klasztory kontemplacyjne realizują odejście ze świata bodaj dosłownie: za zamkniętą furtą klasztoru czas i przestrzeń nabierają innego wymiaru: w oczekiwaniu nie ma już niecierpliwości, a ograniczony horyzont zdaje się wskazywać na nieograniczoność Stwórcy. To jednak pozorna izolacja - jeśli w duchu wiary postrzegamy głęboki sens trwania na modlitwie kontemplacyjnych wspólnot, to dlatego, że „społeczeństwo jest z nimi", że jest w jakiś sposób przez owe wspólnoty „niesione". Ewangeliczna idea porzucenia świata polega bowiem na odrzuceniu tego wszystkiego, co człowieka odrywa od Boga, co przeszkadza mu Boga kochać i Bogu się oddać, a zatem i pełniej być dla drugiego człowieka. To prawda, że ferowane przez współczesny świat wartości często nas od Boga oddalają, zamiast do Niego zbliżać - dlatego też mówimy o „porzucaniu świata". W istocie jednak owo „oderwanie" dokonuje się gdzieś w nas, kiedy bez pielgrzymiego entuzjazmu odcinamy kolejne kupony własnego egoizmu. Żmudna to droga, ale odrywając się od siebie, zyskujemy bliskość Boga -takiego oderwania, młody człowieku, życzę Tobie choćby i w tłumie...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama