Biblijny ideał małżeństwa

Formuła, że mąż jest głową żony, wyrażana również w postaci zachęty, żeby żony były poddane swoim mężom, pojawia się na kartach Nowego Testamentu co najmniej cztery razy. Praktycznie nie zauważamy głęboko religijnej perspektywy, w której jest tam ona podana – pisze o. Jacek Salij OP. Po takim okaleczeniu wydaje się już tylko świadectwem patriarchalnego modelu małżeństwa i rodziny, głoszonego rzekomo przez apostołów – dodaje.

Spójrzmy na poniższy fragment Listu do Efezjan:

„Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!  Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu,  bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała.  Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (5,21-25).

Św. Jan Chryzostom wygłosił całą homilię na temat tego fragmentu, a tak się szczęśliwie złożyło, że jej słuchaczami byli przede wszystkim, a może nawet wyłącznie mężczyźni. Jan wkrótce już miał zostać biskupem Konstantynopola, ten wykład  jest jedną z 24 homilii, w których, jeszcze w Antiochii, objaśniał List do Efezjan.

Nawet więzi między przyjaciółmi – zapewniał kaznodzieja – nie da się porównać z tą, która łączy żonę i męża. Żona to więcej niż siostra, więcej niż córka, żona to poniekąd twoje ciało. Zauważmy tu aluzję do opisu stworzenia pierwszej kobiety, ale Jan przejął ją od apostoła Pawła: „Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje” (w. 28). 

Ponieważ żona jest niejako twoim ciałem – komentuje Chryzostom – to zauważ, że twoje ciało biologiczne nigdy nie jest idealne: „Nie mów mi, że żona jest taka albo inna. Czy nie widzisz, że i ciało ma liczne wady? Jedni kuleją, mają niesprawne nogi, inni ręce albo inne części ciała. I wcale się nie użalają, ani ich nie odcinają, ale często nawet troszczą się o nie bardziej niż o cokolwiek innego. I słusznie – bo są ich. Jaką więc ktoś ma do siebie samego miłość, taką winien mieć – w zamyśle Apostoła – także do żony. Nie tylko dlatego, że uczestniczymy w jednej naturze. Istnieje jeszcze większy obowiązek wobec żony, wynikający z tego, że dwoje już nie stanowią dwóch ciał, ale jedno – on będąc głową, ona ciałem”.

Jeśli  któremuś ze słuchaczy spodobało się to, że jednak męża słowo Boże nazywa głową małżeństwa, Chryzostom od razu mu przypomina, że dla męża znaczy to przede wszystkim obowiązek: „Czy nie widzisz, jakiego szacunku Bóg żąda dla żony, jeśli odłączył cię od ojca, a połączył z nią? (…) Szanuj ją bardziej niż wszystkich przyjaciół i bardziej niż wasze dzieci, a je kochaj ze względu na nią”.

„A co wtedy – Jan domyśla się, jak na tę naukę mogą reagować słuchacze – jeśli kobieta nie okazuje szacunku?”. Teraz kaznodzieja nawet się nie zastanawia:

„Po prostu ty ją kochaj. Wypełnij to, co do ciebie należy. Bo jeśli nawet inni nie czynią tego, trzeba, byśmy my to czynili. Dotyczy to również słów Apostoła: »Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!« (w. 21). Toteż choćby żona nie była ci poddana, ty bądź posłuszny prawu Bożemu”.

„Podobny obowiązek ma żona. Nawet jeśli nie jest kochana, niech jednak ze czcią odnosi się do męża, aby nic nie działo się z jej winy. Mąż natomiast, choć żona nie okazuje mu szacunku, mimo wszystko niech ją kocha, by sam w niczym nie zawinił. Każdy bowiem otrzymał właściwe obowiązki”.

Co więcej: „Kiedy żona okazuje ci uległość, staraj się o to, aby była to cześć, jaka pochodzi od wolnej kobiety. Nie jak od niewolnicy. Jest ona bowiem twoim ciałem. Gdybyś zaś do tego doprowadził, siebie samego znieważysz, odbierając cześć własnemu ciału. Przecież sam Bóg tak ustanowił, że fundamentem małżeństwa ma być miłość”. Słuchaczom tego wykładu nie trzeba było wyjaśniać, czym różni się człowiek wolny od niewolnika. Toteż na pewno od razu zrozumieli, o co temu kaznodziei chodzi.

Jak to się stało, że dzisiaj nawet wśród gorliwych katolików chyba trudno znaleźć takich, dla których zawierane w wierze małżeństwo jest to „tajemnica wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (w. 32)? Owszem, zapewne nikomu z nas nie jest obcy przekaz biblijny o związku małżeńskim, który łączy Chrystusa z Kościołem. Przeważnie jednak obraz ten, wyrażający samą istotę dziejów zbawienia, to dla nas tylko budująca religijna metafora. Toteż nie dziwmy się, że nawet pobożni małżonkowie rzadko kiedy widzą swoje wspólne życie jako realny udział w miłości Chrystusa i Kościoła.

Osobiście sam muszę uderzyć się w piersi. Swoją posługę w Kościele sprawuję już ponad 50 lat, a przecież chyba nigdy nie zdarzyło mi się, żebym – tak jak Chryzostom – przedstawiał przyjście Syna Bożego do nas jako ślubne wyjście do Kościoła, swojej Oblubienicy i Małżonki. Posłuchajmy, co na temat wcielenia Syna Bożego mówił Chryzostom:

„Opuścił On Ojca, zstąpił i przyszedł do Oblubienicy, i stał się z nią jednym duchem. Słusznie Apostoł powiedział: Wielka to tajemnica. Jakby chciał przez to powiedzieć: niech także każdy z was tak miłuje swoją żonę jak siebie samego. A żona niech się odnosi ze czcią do swojego męża”.

Kresem dziejów zbawienia będą zapowiedziane w Apokalipsie (19,6-8) wiekuiste i niemające końca gody Baranka: „Alleluja! Bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty – bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych”. A wcześniej nie była przecież ta Oblubienica taka czysta i święta. To On ją uświęcił!
 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama