Baśnie czy teologia w obrazach

O sceptykach i żywotach świętych

Czytelnik żywotów świętych, szczególnie starożytnych i średniowiecznych, spotyka się z dziesiątkami, a nawet z tysiącami cudów. Czyta je z niedowierzaniem właściwym sceptykowi naszego wieku, traktując je z przymrużeniem oka jako pewnego rodzaju skansen religijny. Nie wierzy, że mogłyby się one przydarzyć ani, tym bardziej, że zaistniały. Obydwie wątpliwości są naiwne i to z zupełnie różnych powodów

Cuda i sceptycy

Czy naprawdę nie mogły się one przydarzyć? Mogły, przynajmniej w wielkiej liczbie przypadków. Nasz sceptyk bowiem z irracjonalnym oporem nie przyjmuje do wiadomości, że w czasach współczesnych mają miejsce cuda, najbardziej fantastyczne: temu, kto nie wierzy, polecam jakikolwiek życiorys libańskiego świętego Gabriela Charbel czy bł. Ojca Pio. Cuda te są potwierdzone przez setki świadków, którzy je widzieli lub ich doznali, co można wyczytać z akt ostatnio beatyfikowanych i kanonizowanych błogosławionych i świętych, a zostały sprawdzone gruntownie przez wścibskich do granic przyzwoitości lekarzy Kongregacji do Spraw Świętych. Ale o nich z zażenowaniem milczy prasa, także katolicka, z obawy, by nie zostać posądzoną o niepostępowość, naiwność, staroświeckość, fundamentalizm itd. - że użyję tego współczesnego dziennikarsko-teologicznego bełkotu.

Tak nastawiony sceptyk wie, że cudów nie ma i być nie może. Zabiera się więc do lektury życiorysów świętych z uczuciem, z jakim oglądamy prymitywne świątki, nie bez wzruszenia wspominając swoje dziecinne modlitwy do aniołka czy św. Mikołaja.

Ale współczesny sceptyk ma jeszcze jeden poważny brak: jest realistą i nie tylko nie rozumie, ale i nie chce rozumieć języka symbolu, który przez lata był korzeniem i spoiwem świata myśli europejskiej (i czy tylko?). Symbol bywał dla ludzi ówczesnych bardziej realny niż otaczający świat materialny i stanowił jego osnowę, był kluczem do jego rozumienia. Alegoria, symbolika powraca stopniowo, choć bardzo wolno do świata wyposzczonego latami tak zwanej naukowości i racjonalizmu, które, mimo początkowych zasług, z wolna wyjałowiły myśl europejską.

To powiedziawszy można przystąpić do sprawy cudów.

Język cudów

Cuda, opisane w życiorysach świętych, były możliwe, choć ich weryfikacja historyczna jest obecnie bardzo trudna, o ile w ogóle możliwa. Nie traktujmy jednak ówczesnych ludzi jako naiwnych przygłupów, którzy nic nie rozumieli i w swej naiwności we wszystko wierzyli. Cuda spotykały się ze sprzeciwem ówczesnych sceptyków, przekonywały lub nie (podobnie jak dziś) i były w jakiś sposób weryfikowane przez ich odbiorców, choć dziś ta weryfikacja często nam się wymyka. Co innego, że były epoki, które szczególnie pasjonowały się cudami, ale czy i dzisiaj tak nie jest?

A więc po pierwsze, cuda miały miejsce, nie można ich wykluczyć, choć bardzo trudno zweryfikować, które z "cudownych" wydarzeń były nimi naprawdę.

Ale cuda miały jeszcze inne znaczenie, symboliczne. Istniał bowiem specyficzny język cudów, którego trzeba się nauczyć, bo bez nauczenia się go, teksty hagiograficzne stają się martwe.

Symbole

Symboli jest wiele. Na przykład liczby, często używane w Biblii, zazwyczaj wyrażają nie to, co my w nich widzimy. My widzimy w nich ilość. Ale jeśli Apokalipsa Janowa mówi o 144 000 opieczętowanych, to nie znaczy to bynajmniej, że ma ich być tylko tyle, a nie 144 001 lub 143 999, ale że liczba zbawionych, czyli opieczętowanych, jest ogromna. Dochodzi tu jeszcze znaczenie kombinacji świętej liczby dwanaście.

Podobnie rzecz ma się z cudami.

Baśnie?

Czytamy w życiorysach Ojców Pustyni o zwierzętach, które były im poddane, jak lew świętemu starcowi Gerazimowi, dowiadujemy się o mnichu, który na rozkaz swojego mistrza podlewał tak długo suchą gałąź na pustyni, aż zakwitła. Baśnie? Nie, po prostu twierdzenia teologiczne wypowiedziane poprzez obrazy. Spalona pustynia to symbol jałowości mocy szatana, na którą wychodzą mnisi, aby go tam pokonać. I oto królestwo szatana staje się, na skutek ich działalności, nowym rajem (neos paradeisos), i podobnie jak w raju, opisanym w Księdze Rodzaju, cała przyroda staje się posłuszna człowiekowi. Ten nowy świat na pustyni zapoczątkowała świętość mnichów. Kij, który zakwitł jest paradoksalnym symbolem siły, pokory i posłuszeństwa, tak jak ewangeliczny obraz wiary, która przenosi z miejsca na miejsce góry (tu nie mogę się powstrzymać, by nie zachęcić Czytelników do lektury złośliwej satyry B. Marshala "Cud Ojca Malachiasza" i zobaczenia, co wynikło z dosłownego zrozumienia tego wiersza Ewangelii!).

Słownik cudów

Są jeszcze inne sposoby odczytywania opisów hagiograficznych. Znajdujemy np. opis świętego, który nosi odzież z wełny wielbłądziej i je miód dziki. Znaczy to: jest podobny do Jana Chrzciciela. Kruki przynoszą mu chleb - jest nowym Eliaszem. Podobnie odczytujemy cuda dokonywane przez świętego a modelowane na opisach cudów Chrystusa - mówią one, że święty ten był tak ściśle związany z Chrystusem, że czynił cuda podobne do cudów swojego Mistrza. A więc często kluczem do zrozumienia tych cudownych wydarzeń jest po prostu Biblia.

Posiadamy liczne słowniki symboli liczb, rzeczy, atrybutów świętych. Jak bardzo potrzebny byłby słownik symboliki sytuacji teologicznych.

W poszukiwaniu klucza

Pozostaje jeszcze sens historyczny cudów. Mówią nam one bardzo wiele nie tylko o mentalności tamtych ludzi, ale i o wydarzeniach historycznych. Weźmy przykład mnichów. Ich żywoty często opisują cudowne uzdrowienia przez nich dokonywane. Tu akurat mamy możność konfrontacji z innymi źródłami pisanymi i materialnymi. Zachowało się mnóstwo opowiadań na temat uzdrowień dokonanych przez mnichów, o ich szpitalach, leprozariach, o zorganizowanych przez nich zakładach opieki lekarskiej. Kto wchodził na św. Krzyż od Słupi, przechodził koło polany o nazwie Apteka. Jest ona świadectwem plantacji ziół leczniczych mnichów benedyktyńskich. Opis uzdrowień dokonywanych przez mnichów (niekoniecznie rzeczywistych cudów) jest odbiciem tej ich gorliwej działalności lekarskiej.

Cuda rozmnożenia chleba, rozmnożenia jedzenia, spotykane w żywotach świętych, to nie tylko echo ewangelicznego rozmnożenia chleba, ale wskazanie na tę rzeczywistość, którą widzimy i dzisiaj w dziełach wielkich świętych współczesnych: św. Jana Bosko, Józefa Cottolendo czy bł. Alojzego Orione, którzy budowali nic nie posiadając i utrzymywali (i utrzymują) ogromne zakłady zdawszy się wyłącznie na Opatrzność. I dziś można więc nakarmić tysiące ludzi kilkoma chlebami i rybkami...

Oczywiście, istnieją również niemądre życiorysy świętych (mogę, niestety, przytoczyć ich sporą liczbę), których autorzy lubują się w opowiadaniu cudów, coraz fantastyczniejszych, (co ma być wabikiem dla czytelnika) i swoją głupotą przypominają niektóre ze współczesnych filmów o różnej maści supermenach.

Ale te dobre, piękne życiorysy świętych są lekturą dla inteligentnych, którzy mogą je czytać, ponieważ znają ich język. Co może zrobić niemądre odczytywanie języka obrazu, poetyckiego symbolu, niech świadczy spór o interpretację pierwszych trzech rozdziałów Księgi Rodzaju, wspaniałych i mądrych pełnych poezji hymnów - traktatów o świecie i człowieku, które na siłę odczytywano w kluczu przyrodniczym. Było to winą nie tylko przyrodników różnego autoramentu, którzy zabrali się do takiej interpretacji Księgi Rodzaju, ale i teologów, którzy dali się w to wciągnąć.

Utwory hagiograficzne trzeba czytać w tym języku i w tym kluczu, w jakim je pisali ich twórcy, szukać tylko tego, co oni chcieli powiedzieć. Nie należy patrzeć na nie przez nasze okulary i nasz sposób widzenia. I dopiero wtedy żywoty mnichów, "Złota Legenda" i inne dawne teksty o świętych, przepełnione cudownością zaczną do nas przemawiać mądrym językiem wiary.

ks. MAREK STAROWIEYSKI

Marek Starowiejski - kapłan archidiecezji warszawskiej, prof. Uniwersytetu Warszawskiego (Instytut Filologii Klasycznej-literatura chrześcijańska), Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie (patrologia), autor wielu książek i publikacji poświęconych patrologii

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama