Sława ich postawy w czasie męczeńskiej drogi wciąż zatacza coraz szersze kręgi, także poza granicami Polski. Wciąż stają się dla młodych wzorem wiary i patriotycznego zaangażowania
Sława ich postawy w czasie męczeńskiej drogi wciąż zatacza coraz szersze kręgi, także poza granicami Polski. Wciąż stają się dla młodych wzorem wiary i patriotycznego zaangażowania.
Salezjanie w Polsce mogą poszczycić się sporą reprezentacją w gronie świętych i błogosławionych duchowej rodziny ks. Bosko. Pięknym owocem ich wychowawczej posługi są męczennicy II wojny światowej, wychowankowie oratorium w Poznaniu przy ul. Wronieckiej: bł. Czesław Jóźwiak, bł. Jarogniew Wojciechowski, bł. Edward Kaźmierski, bł. Franciszek Kęsy, bł. Edward Klinik. W literaturze są popularnie nazywani „Poznańską Piątką”.
Początki pracy salezjanów w Poznaniu wiążą się z okresem międzywojennym, kiedy kard. Edmund Dalbor przekazał zgromadzeniu niewielki klasztor z gotyckim kościołem podominikańskim św. Katarzyny. Już po roku pracy dzięki wysiłkowi nowych gospodarzy i ofiarności poznańskiego społeczeństwa prymas Polski kard. August Hlond poświęcił świątynię pw. Maryi Wspomożycielki Wiernych, przy którym aż do wybuchu wojny funkcjonowało prężne oratorium młodzieżowe. Wystawiano w nim sztuki teatralne (m.in. tradycyjne salezjańskie jasełka i Pasję), funkcjonowały liczne kółka zainteresowań, towarzystwa i grupy formacyjne, tętniło życie muzyczne i sportowe. Wszystko po to, aby w duchu ks. Bosko „wychować młodych na dobrych chrześcijan i prawych obywateli”. To właśnie w oratorium na ul. Wronieckiej wśród gwaru, śpiewów, zabaw i modlitwy ugruntowała się wiara naszych bohaterów.
Bezpośrednio po wybuchu II wojny światowej i zajęciu Poznania przez Niemców, chłopcy z poznańskiego oratorium zaangażowali się w działalność konspiracyjną. Pod koniec 1939 r. przywódcy Narodowej Organizacji Bojowej (NOB) zaczęli organizować w stolicy Wielkopolski konspirację harcerską związaną z nurtem narodowym. Tym zadaniem na terenie Obwodu Śródmieście zajął się phm. Lech Masłowski „Jerzy”. On też zaprzysiągł do organizacji Czesława Jóźwiaka, który przyjął pseudonim „Piotr”, „Orwid”.
Czesław z ramienia NOB-u organizował harcerstwo polskie. Po złożeniu przysięgi został mianowany kierownikiem sekcji organizacyjnej, której zadaniem było rozpoznanie wywiadowcze obiektów Wehrmachtu w dzielnicy Śródmieście. Jóźwiak zajmował się także kolportażem gazetki „Polska Narodowa”. Pod koniec 1939 r. włączył do działalności konspiracyjnej swoich przyjaciół z oratorium salezjańskiego. W NOB-ie przyjęli oni następujące pseudonimy: Franciszek Kęsy „Sęp”, Jarogniew Wojciechowski „Ryszard”, Edward Kaźmierski „Orkan”, Edward Klinik „Żak”. Brali udział w kilku akcjach sabotażowych piętnujących niemieckich kolaborantów i przesiedleńców z terenów krajów bałtyckich.
Działalność konspiracyjna salezjańskich oratorianów została przerwana ich aresztowaniem. 21 września 1940 r. jako pierwszego zatrzymano Edwarda Klinika, pozostałych chłopców aresztowano dwa dni później. Początkowo przetrzymywano ich w poznańskiej siedzibie gestapo tzw. Domu Żołnierza. Tu rozpoczęto przesłuchiwania i tortury. Najbardziej znęcano się nad Czesławem Jóźwiakiem, gdyż podejrzewano go o przewodzenie grupie. O swoim pierwszym przesłuchaniu dwa dni po aresztowaniu Edward Klinik napisał: „Poniedziałek - pierwsze śledztwo - jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę”.
Podczas tortur chłopcy nie przyznali się do działalności w Narodowej Organizacji Bojowej. Wkrótce zostali przewiezieni do osławionego Fortu VII w Poznaniu, który w latach 1939–1944 został zaadaptowany przez hitlerowców na obóz przejściowy i więzienie policyjne. Tak rozpoczęła się ich droga męczeństwa. Według dokumentów wykorzystanych w procesie beatyfikacyjnym, zaraz po przywiezieniu tu chłopców dokonano ich rewizji, podczas której w kieszeniach odnaleziono różańce. Niemieccy strażnicy wyrzucili je do kosza na śmieci, skąd korzystając z chwili nieuwagi oratorianie szybko je wyciągnęli i zdołali skutecznie schować. Różańce te towarzyszyły im na męczeńskiej drodze. Całą grupę po rewizji osadzono w celi numer 58. W trudnych warunkach czekali tu na przesłuchanie. Z więziennych grypsów dowiadujemy się o tym, że siły dodawały im wówczas wspólna modlitwa, śpiewanie pieśni religijnych i patriotycznych. Z tych dni w archiwaliach zachował się także mały zeszycik zapisany modlitwami i krótkimi przemyśleniami. Czesław Jóźwiak przekonywał swoich oratoryjnych przyjaciół, że „te cierpienia tak samo są owocne dla przyszłości naszej Ojczyzny, jak walka żołnierza na froncie”.
Z Fortu VII przetransportowano chłopców do więzienia na ul. Młyńską w Poznaniu, następnie 16 listopada 1940 r. do Wronek. Tutaj zaraz po przyjeździe ogolono im głowy, zamieniono cywilne ubrania na więzienne i osadzono w celach. Postawiono im zarzut zdrady stanu. W kwietniu 1941 r. cała „Piątka” trafiła do Berlina, gdzie grupę rozdzielono. Czterech z nich trafiło do więzienia dla Polaków w Neukölln, natomiast Jarogniew Wojciechowski został umieszczony w Spandau. Podczas pobytu w więzieniach w stolicy III Rzeszy salezjańscy oratorianie prowadzili zorganizowane praktyki religijne. Pogłębiali życie duchowe codziennymi modlitwami, śpiewem, lekturą jednego z największych dzieł ascezy chrześcijańskiej autorstwa Tomasza a’ Kempisa „O naśladowaniu Chrystusa”.
Kolejnym etapem ich męczeńskiej drogi stało się Zwickau w Saksonii, gdzie zostali przewiezieni w maju 1942 r. Trafili do więzienia o zaostrzonym rygorze. Więźniowie zgromadzeni byli tu w kilkudziesięcioosobowych celach. Zmuszano ich do ciężkiej pracy w mieście. Tutaj także zapadł ostateczny wyrok w sprawie salezjańskich wychowanków. 31 lipca 1942 r. Wyższy Sąd Krajowy w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Zwickau skazał oskarżonych „z powodu przygotowań do zdrady stanu” na karę śmierci. Uznał ich za winnych działalności w Stronnictwie Narodowym, które zmierza do obalenia III Rzeszy i powołania niepodległego Państwa Polskiego. Wyrok odczytano oskarżonym 3 sierpnia 1942 r. Następnie przewieziono ich 18 sierpnia do Drezna, gdzie byli więzieni w gmachu Sądu Krajowego przy Münchner Platz.
Wykonanie wyroku śmierci wyznaczono na 24 sierpnia 1942 r. w godzinach wieczornych. Kapelan więzienia oblat o. Franciszek Bänsch ze wzruszeniem wspominał po latach, w jak bardzo poważnym i religijnym nastroju salezjańscy wychowankowie przygotowywali się na śmierć. W dniu egzekucji wszyscy wyspowiadali się i w celach śmierci uczestniczyli w ostatniej w swoim życiu komunii świętej. Umocnieni sakramentami napisali pożegnalne listy do swoich bliskich. Dali w nich świadectwo wielkiej wiary. Pocieszali swoich bliskich, byli przekonani, że idą do nieba, gdzie się będą za nich modlić. Dzielili się radością z możliwości skorzystania w ostatnich chwilach życia z sakramentu spowiedzi i Eucharystii, przyzywali wstawiennictwa Wspomożycielki Wiernych. W ostatnich chwilach w sposób doskonały odwołali się więc do zaleceń św. Jana Bosko, aby kroczyć do nieba przez życie sakramentalne, miłość do Matki Najświętszej i codzienne wypełnianie swoich obowiązków.
O godz. 19.45 zamknięto ich wszystkich razem w celi śmierci, skąd po kolei wyprowadzano na zgilotynowanie. Godzinę później skazańcy zaintonowali religijną pieśń, co wywołało furię strażników. O towarzyszenie przy egzekucji poprosili księdza kapelana. Na życzenie chłopców trzymał wysoko w górze oblacki krzyż, chcieli, aby to była ostatnia rzecz, jaką w życiu widzieli. Na egzekucję szli w milczeniu. Wszyscy zostali pochowani w zbiorowych grobach na nowym cmentarzu katolickim w Dreźnie przy Bremerstrasse 20.
opr. ac/ac