Za klauzurą się miłuje

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 18 (722)


Jolanta Krasnowska

ZA KLAUZURĄ SIĘ MIŁUJE

Wstają przed wschodem słońca. Zdarza się, że latami nie opuszczają klasztoru. Rytm ich dnia wyznacza modlitwa i praca. Mimo to są szczęśliwe, bo - jak podkreślał Jan Paweł II - „Za klauzurą nie ogląda się ludzi. Za klauzurą się miłuje”.

Dla współczesnego człowieka, życie za murami klasztoru klauzurowego owiane jest tajemnicą. Iluż z nas zadaje sobie pytanie, wynikające zazwyczaj z prostej ciekawości, jak wygląda świat za zakonną furtą? Zwykłemu, zakochanemu w świecie zewnętrznym śmiertelnikowi, klauzura zazwyczaj kojarzy tylko się z szeregiem wyrzeczeń, zakazów, zamknięciem, smutną ciszą, monotonią, włosiennicą i innymi umartwieniami. Wyobraźnia podsuwa nam różnobarwne obrazy o życiu zakonnym. Ale czy są one prawdziwe? Żeby się o tym przekonać wystarczy przekroczyć próg siedleckiego klasztoru Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu przy ul. Rawicza. I choć metalowa krata, która oddziela świat sióstr od naszego może na początku kojarzyć się z więzieniem i izolacją, to już po kilku minutach okazuje się, że siostry zza klauzury są bardziej wolne i mają większy wpływ na losy świata niż niejeden z nas.

Świat garnie się do klasztoru

Siedleckie benedyktynki o rzeczywistości istniejącej na zewnątrz klasztornych murów mówią często „na świecie”, jakby Nowe Siedlce, gdzie od 25 lat stoi zakon, leżały kilkaset kilometrów od centrum miasta. Nie lubią obiegowych stereotypów na swój temat. A tych jest mnóstwo. — Ludziom zakon kojarzy się z głodem, zimnem i umartwianiem się. A my żyjemy całkiem normalnie. Nie śpimy w trumnach, ani nie biczujemy się po nocach, jak niektórzy sobie wyobrażają — zapewnia z iskierką rozbawienia w oczach s. Scholastyka, matka przełożona siedleckich sakramentek.

Wiele nieporozumień rodzi również klauzura. Słowo pochodzi od łacińskiego „claudere”, czyli zamykać, ogradzać i oznacza przestrzeń zamkniętą, zarezerwowaną wyłącznie dla zakonników. Powszechne prawo klauzury wprowadził w 1298 r. papież Bonifacy VIII, zakazując wszystkim mniszkom wychodzenia z klasztoru z wyjątkiem zagrożenia dla życia lub ciężkiej choroby. — Dawniej rzeczywiście nie mogłyśmy wyjeżdżać z klasztoru - tłumaczy s. Scholastyka. — Dziś możemy to zrobić, kiedy na przykład zachorują nasi rodzice bądź musimy załatwić jakąś skomplikowaną sprawę urzędową. Nie opuszczamy klasztoru dla przyjemności. Bo jeśli mam prawdziwe powołanie, to niczego więcej oprócz Boga nie potrzebuję — dodaje.

Ze swoimi rodzinami siostry mogą kontaktować się listownie lub telefonicznie. Nie wyjeżdżają do domów rodzinnych, natomiast mogą w klasztorze przyjmować swoich krewnych. Odwiedziny takie odbywają się w tzw. rozmównicy, a kontakt z siostrą jest jedynie przez kratę. I choć świeckim życie zakonne pod wieloma względami może przypominać więzienie (nie wolno opuszczać go bez zgody przełożonego) warto pamiętać, że jest to więzienie przyjmowane dobrowolnie. Co ciekawe, to świat zewnętrzny „garnie się” do tego klasztoru. Zakonnice otrzymują wiele listów, telefonów z prośbami o modlitwę w rozmaitych intencjach. Przychodzą także, przytłoczeni cierpieniem i trudnościami, okoliczni mieszkańcy i proszą siostry — jak mówią — „o jedno westchnienie do Boga”.

Życie za klauzurą

Życie w klasztorze budzi się bardzo wcześnie, bo o 5.15. Sakramentki twierdzą, że Bóg powołując do zakonu klauzurowego, daje jednocześnie siłę, która sprawia, że ranne wstawanie nie jest takie trudne. Punktualnie o 5.40 rozpoczyna się godzina czytań. Potem jest śniadanie, a po nim praca. — Prowadzimy dom więc trzeba ugotować, posprzątać, poprać — mówi s. Scholastyka. Siostry pracują także w opłatkarni, w której zaopatrują się parafie z diecezji siedleckiej. - To bardzo ciężka praca - podkreśla matka przełożona. Opowiada, że w pomieszczeniu, w którym wypieka się komunikanty temperatura przypomina tę w saunie. Poza tym siostry nie mają nowoczesnych maszyn, a ręczna robota nie jest tak precyzyjna.

Rytm dnia u siedleckich sakramentek wyznacza dźwięk dzwonka. Bije pięć razy co pół godziny po to, by przypadkiem żadna z sióstr nie zapomniała o Bogu i modlitwie. A tej codziennie jest bardzo dużo. Nawet około siedmiu godzin. Dla kogoś z zewnątrz często wydaje się to nie do zniesienia. A one modlą się za cały świat, chociaż świat o tym nie wie. Często mówią też, że celem ich życia jest modlitwa za tych, którzy sami nie mają czasu tego robić.

Po wczesnym obiedzie jest czas wolny. O 15.15 zaczynają się czytania i godzina milczenia. Po południu sakramentki mają rekreację. To czas m.in. na wspólne rozmowy. Dzień kończy się kompletą i modlitwą na zakończenie dnia. Benedyktynki, zgodnie ze swoim charyzmatem, w dzień i w nocy adorują Najświętszy Sakrament. Kolejno, co godzinę, zmieniają się przed Tabernakulum. Codziennie też każda siostra poświęca odpowiednią ilość czasu na osobistą cichą modlitwę, czytanie. Zakonnice mogą też korzystać, naturalnie w granicach reguły, ze współczesnych mediów: telewizji, radia, prasy. Jednak jak podkreśla matka przełożona, w siedleckim klasztorze nie ma pędu za współczesnością. Sakramentki wolą ciszę.

Siostry nie ukrywają, że w tej zamkniętej za klauzurą wspólnocie, tak jak wszędzie - w rodzinie czy pracy - ścierają się egoizmy, temperamenty. Zdarzają się kłótnie, różnice zdań. Bywa też, że trzeba znosić towarzystwo siostry, której nie darzy się naturalną sympatią, choć ma się w perspektywie całe życie w jednym klasztorze. - To nie jest łatwe, ale w takich sytuacjach musimy pokonać swój egoizm, dopuścić rację drugiej osoby — mówi s. Scholastyka. Prymas Wyszyński z kolei miał takie powiedzenie: „W życiu klasztornym jest jak w worku z kamieniami — szlifują się tam, szlifują, aż wyjdą wygładzone”.

Ilu powołanych, tyle zaproszeń Boga

Życie za klasztorną furtą nie jest łatwe. Zdaniem s. Scholastyki, wytrzyma je tylko ten, kto ma prawdziwe powołanie. Uważa się na ogół, że to jakiś „znak z nieba” albo klęska życiowa, np. zawód miłosny bywają przyczyną wstąpienia do zakonu. — Nasze postulantki niewiele mają wspólnego z Oleńką z „Potopu”, która przekonana o zdradzie Kmicica postanowiła wstąpić do klasztoru. Gdyby to był jedyny motyw, młoda dziewczyna długo nie wytrzymałaby za klauzurą — twierdzi s. Scholastyka. — Musi mieć powołanie — dodaje. A na to nie ma jednakowej recepty. Bo ilu powołanych, tyle indywidualnych zaproszeń Boga. Siostra Scholastyka, zanim założyła habit, była zwykłą dziewczyną. Jednak już w szkole podstawowej, kiedy koleżanki pytały ją, kim zostanie jak dorośnie, odpowiadała, że zakonnicą. Rodzina nie traktowała poważnie słów małej Teresy, bo tak ma na imię matka przełożona siedleckich sakramentek. Ona sama natomiast od początku wiedziała, że klasztor to jej przyszłość. Dlatego siostra Scholastyka nie ma poczucia, że w jej życiu były dwie drogi, a ona wybrała jedną z nich. — Wiedziałam, że habit to moje przeznaczenie. Po prostu — mówi zakonnica. W wieku 18 lat wstąpiła do warszawskich sakramentek. Zapragnęła znaleźć się wraz z innymi zakonnicami za kratą i być szczęśliwą jak one. Dlaczego akurat sakramentki? Siostra Scholastyka twierdzi, że to Chrystus prowadzi do tego, a nie innego zgromadzenia. To konsekwencja powołania, które człowieka zaskakuje. - To jak światło, co nagle zapala się i oświetla naszą drogę — wyjaśnia matka przełożona. — Po prostu, w pewnym momencie dotychczasowe życie staje się nudne, wyblakłe — dodaje. Siostra Scholastyka za klauzurą żyje już kilkadziesiąt lat. Nigdy nie miała wątpliwości i gdyby miała powtórnie wybierać, postąpiłaby tak samo. Chociaż nie wie, dlaczego. Bo tajemnicy powołania, jak twierdzi, nie można wyjaśnić słowami. Jest to po prostu łaska Boża dana za darmo.

Brakuje prawdziwych powołań

Kto się nadaje do klasztoru? Czy tylko taki, który potrafi dużo klęczeć? Siostra Scholastyka podkreśla, że zdarzały się kandydatki bardzo rozmodlone, dzięki uczestnictwu w ruchach katolickich np. Oazie czy innych, bardziej obyte z Pismem Świętym i praktykami życia duchowego. Pukały do bram klasztoru z wielkim pragnieniem modlitwy. Niestety, nie wszystkie wytrzymały życie za klauzurą. — Trudność wynika nie tylko z całkowitej rezygnacji z siebie i z konsekwencji składanych ślubów: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, ale także - a może przede wszystkim - z jednostajności życia i, dla kogoś patrzącego z boku, z jego monotonii — tłumaczy matka przełożona. Dodaje jednak, że siostry, które mają prawdziwe powołanie, nie odczuwają tego. Jest zupełnie odwrotnie. To świat współczesny jest dla nich nudny. Problem w tym, że w ciągu ostatnich lat liczba powołań zakonnych spadła. - Współczesnemu człowiekowi trudno jest zostawić siebie oraz całkowicie oddać się Bogu i innym ludziom, bo nauczony jest, oczywiście nie zawsze, troski przede wszystkim o siebie — uważa siostra Scholastyka. Obecnie w siedleckim zakonie benedyktynek jest 26 sióstr, najmłodsza postulantka ma 20 lat. Matka przełożona nie ukrywa, że przydałyby się w zakonie świeże umysły, ale też i ręce do pracy. — Niestety, nie młodniejemy. Z wiekiem mamy coraz mniej sił — mówi. Żeby dołączyć do siedleckich sakramentek trzeba pragnąć całkowicie oddać się Bogu, mieć od 18 do 35 lat, być zdrowym na ciele i na duchu. Nawet matura nie jest tak konieczna jak zdrowie fizyczne i psychiczne. O ile zdarza się przełożonym przyjąć do zakonu kandydatkę bez matury, choć to już rzadkość, bo w praktyce zgłaszają się kobiety po studiach, a co najmniej po maturze, to osoba chora nie zostanie przyjęta. Przed wstąpieniem do klasztoru sprawdzane jest nie tylko zdrowie fizyczne, przeprowadzane są także badania psychiczne kandydatki pod kątem jej predyspozycji do spędzenia całego życia za klauzurą.

Co mają zrobić dziewczyny, które czują powołanie, a boją się zapukać do klasztoru? — Trzeba po prostu pozwolić prowadzić się Jezusowi tam, gdzie On chce — mówi siostra Scholastyka. - Nie chodzi tu o jakąś bezmyślność, ale tak jak w miłości między dziewczyną a chłopakiem jest moment zakochania, zauroczenia, podobnie jest z powołaniem do życia zakonnego. Kiedy dziewczyna „zauroczona” jest Bogiem, powinna iść za Nim wbrew rozumowym argumentom. Bo przecież zgodzić się na Boga, to wygrać życie — dodaje.

„Zaufanie w obliczu inicjatywy Boga i odpowiedź człowieka”. Taki temat proponuje Papież do refleksji na 46. Światowy Dzień Modlitw o Powołania. Przypada on 3 maja, w IV Niedzielę Wielkanocną.

Modlitwa, aby Pan posłał robotników na żniwo swoje, do której Chrystus wzywa Kościół, „powinna być nieustanna i pełna zaufania” — pisze Benedykt XVI. Choć „w niektórych częściach naszego globu odnotowujemy niepokojący brak kapłanów”, to wspiera nas „niezawodna pewność”, że Bóg prowadzi swój Kościół — zwraca uwagę Papież. — Potrzeba naszej modlitwy, by cały Lud Boży wzrastał w ufności wobec Boga, że nigdy nie przestanie powoływać ludzi do szczególnej współpracy z Nim w dziele zbawienia. Ta płynąca z miłości inicjatywa Boga wymaga dobrowolnej odpowiedzi ze strony człowieka. Uczy nas tego Chrystus, który wypełnił całkowicie wolę Bożą dla zbawienia świata. Ten „model dialogu powołaniowego między inicjatywą Ojca i pełną ufności odpowiedzią Syna” kapłani mogą kontemplować, sprawując Eucharystię. „Przenikanie się inicjatywy Boga i odpowiedzi człowieka jest obecne również w powołaniu do życia konsekrowanego” — wskazuje Benedykt XVI w orędziu na Dzień Modlitwy o Powołania. Wszystkich powołanych zachęca do ufnego pójścia za głosem Boga.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama