W ramach przygotowań do beatyfikacji Jana Pawła II, pierwszy artykuł cyklu pozwalającego zrozumieć fenomen świętości Papieża Polaka
Świętość nie bierze się znikąd. Skłonni jesteśmy szukać jej genezy poza dostępną zwykłym śmiertelnikom rzeczywistością, w przestrzeni niedosiężnej i odległej. Tymczasem jej początki są zwyczajne, wypełnione zapachem chleba i naznaczone dotykiem matczynych dłoni. Proste jak słowa pierwszych dziecięcych pacierzy i zachwycające jak pierwszy zachwyt kościelnym witrażem, prześwietlonym słońcem...
„Kiedy patrzę wstecz, widzę, jak droga mojego życia, poprzez środowisko (...), poprzez parafię, poprzez moją rodzinę, prowadzi mnie do jednego miejsca: do chrzcielnicy w wadowickim kościele parafialnym - mówił Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny 7 czerwca 1979 r. - Przy tej chrzcielnicy zostałem przyjęty do łaski Bożego synostwa i do wiary Odkupiciela mojego, do wspólnoty Jego Kościoła, w dniu 20 czerwca 1920 r.” Tu się wszystko zaczęło - mógł powiedzieć po latach, goszcząc w swoim mieście. Nie chodziło tylko o dom rodzinny, ale przed wszystkim o chrzest, czyli wydarzenie, które teologia tłumaczy jako śmierć starego i narodziny nowego człowieka - moment dziś przez wielu z nas trywializowany i banalizowany.
„Chrzest jest powtórnym narodzeniem, narodzeniem z wysoka, nie mniej prawdziwym i realnym niż narodziny do życia ziemskiego” - mówił w homilii 8 stycznia 1984 r. w Rzymie. „Tu zawiera się początek całego powołania chrześcijańskiego i również powołania kapłańskiego (...). A parafia wadowicka, która mnie zrodziła przez Chrzest do życia Bożego, położyła temu mocne podwaliny”(przemówienie z 14 listopada 1971 r.).
Wspominając swojego patrona - św. Karola Boromeusza (1994 r.), Jan Paweł II sięgnął pamięcią do dni, „które się wzajemnie splatają i stają jakby jednym”. Ich początkiem stało się wydarzenie u stóp wadowickiej chrzcielnicy. „Jest przede wszystkim dzień 1 listopada, dzień święceń kapłańskich, rok 1946 - mówił wtedy. - Potem dzień święceń biskupich. Wreszcie (...) dzień 16 października, wybór na Stolicę Piotrową. Te wszystkie dni łączą się i myślę, że ich korzeń najgłębiej tkwi w tym pierwszym, to znaczy w dniu Chrztu Świętego; wszystko z tej łaski, z tego sakramentu, w naszym życiu wynika”.
„Ludzie często śpiewają papieżowi „Niech żyje, niech żyje nam, niech żyje sto lat”. Trudno wtedy nie pomyśleć (...) o mojej rodzonej Matce. Jeśli w ogóle żyję na świecie to dlatego, że była ona, która mi życie dała” - wspominał Jan Paweł II podczas trzeciej pielgrzymki do Polski w 1987 r. Marzyła, by mieć dwóch synów: lekarza i księdza. Edmund po zarażeniu się szkarlatyną, zmarł w 1932 r. Nie doczekała też dnia Pierwszej Komunii świętej Karola. W rozmowie z Andrea Frossardem (wydanej potem w formie książki pt. „Nie lękajcie się”) Jan Paweł II mówił: „Po jej śmierci, a następnie po śmierci mojego starszego brata, zostaliśmy we dwójkę z Ojcem”. Odtąd świadectwo jego życia zaczęło mieć zasadniczy wpływ na syna. Pomogło przetrwać okupację, a przede wszystkim po wielu latach udźwignąć ciężar odpowiedzialności, jaki wziął na siebie, kiedy został następcą św. Piotra. „Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią Ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło - mówił we wspomnianej wyżej rozmowie z Frossardem. - Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków”.
Po latach, pisząc o historii swojego powołania kapłańskiego, mógł napisać: „W jakimś sensie przyczynili się do tego moi Rodzice w domu rodzinnym, a zwłaszcza mój Ojciec (...) Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym (...). Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego Ojca na kolanach, tak, jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym. Nigdy nie mówiliśmy ze sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium” („Dar i tajemnica”, Kraków 1996, s. 21-22).
Tutaj, w domu, w wadowickim kościele, wszystko się zaczęło...
Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 7/2010
Opisywanie każdej wielkości trzeba rozpocząć od odkrywania małych kart.
Nie wolno sięgać od razu po wydarzenia monumentalne, w procesie szukania prawdy zatrzymywać się na przeglądaniu opasłych, mamiących bogactwem kolorów, albumów. Wtedy niczego się nie zrozumie.
Nie odkryje się świętości Jana Pawła II bez wejścia w istotę wydarzenia, które dokonało się u stóp chrzcielnicy wadowickiego kościoła, rodzinnego domu, dylematów czasu okupacji, potem zniewolenia Polski przez totalitarny reżim. Nie pojmie się jej bez spojrzenia na zawołanie papieskie „Totus tuus” jako coś głębszego niż tylko bezrefleksyjnie powtarzany slogan. Świętość to więcej niż niezwykłość, heroizm - a tak przecież prezentują papieża media. Superstar, celebryta, bohater - tylko takimi matrycami dysponuje popkultura i przy ich pomocy próbuje opisywać jego życie. Przypuszczać należy, że w kwietniu i maju będzie podobnie. Pośpiewamy „Barkę”, telewizja pokaże Wadowice, papieskie kremówki, posłuchamy fragmentów homilii z Placu Zwycięstwa 1979 r., obejrzymy migawki z podróży po Polsce i świecie etc. Potem zapomnimy o wszystkim.
To za mało... Jan Paweł II to nie tylko „jeden z naszych”, który się „wybił” i dzięki któremu możemy celebrować narodową dumę. To mistyk. Święty. Tylko czy my to rozumiemy? Czy potrafimy w naszym myśleniu przebić się poza schematy i chcemy sięgnąć głębiej?
„Klucze do zrozumienia świętości Jana Pawła II” to propozycja cyklu tekstów, które mogą nam w tym pomóc. Będzie ich dziewięć. To liczba symboliczna. Tyle miesięcy dojrzewa człowiek, zanim przyjdzie na świat. W Starym Testamencie „9”wyraża doskonałość. Jest znakiem współpracy Boga i człowieka.
Nie wolno zmarnować czasu, jaki pozostał do beatyfikacji Jana Pawła II. Niech stanie się dla nas duchową wędrówką. I zachętą do udania się szlakiem, który papież z Polski ma już za sobą: abyśmy uwierzyli, że świętość jest możliwa.
Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 7/2010
opr. ab/ab