Klucze do zrozumienia świętości Jana Pawła II (6)

W ramach przygotowań do beatyfikacji Jana Pawła II, szósty artykuł cyklu pozwalającego zrozumieć fenomen świętości Papieża Polaka

Wigilia odchodzenia papieża

Wydarzenia z 2 kwietnia 2005 r. w roku beatyfikacji powracają w naszej pamięci ze zdwojoną mocą. Dziś spoglądamy na nie nieco inaczej: mamy pewność, potwierdzoną przez Kościół, że wtedy umierał święty.

Były w nas wówczas - jakieś szczególne - wrażliwość i wyczekiwanie - ciekawość chwili, której nieuchronności nie dało się w żaden sposób zatrzymać. Nikt o tym nie mówił. Widzieliśmy, jak przez lata Ojciec Święty mierzył się z życiem, jego wyzwaniami. Mogliśmy przewidzieć jego reakcje, sposób działania. Pamiętaliśmy mocny głos, wnikliwe spojrzenie, głębię w sposobie wyrażania myśli. Odchodzenie ukochanego papieża jawiło się jednak jako wielka tajemnica.

Oczekiwanie

Śledziliśmy doniesienia medialne - światowe telewizje wynajęły miejsca blisko Placu św. Piotra, aby być tuż obok nadchodzących wydarzeń. Trwało uroczyste oczekiwanie - swoista globalna wigilia, która nie miała swojego, bliżej sprecyzowanego, końca. Wiadomo było, że moment przejścia zbliża się wielkimi krokami - Jan Paweł II przygotowywał nas do niego długo. A kiedy już nastąpił, nagle zrozumieliśmy, że oto na naszych oczach dokonuje się szczególne misterium. To tłumaczy, dlaczego tego dnia wieczorem tak wielu ludzi zgromadziło się na Placu św. Piotra, w kościołach, „miejscach papieskich”. Byli gotowi. Czuwali. Stali przygotowani z „lampami w dłoniach” niczym ewangeliczne kobiety, oczekujące przyjścia Oblubieńca. Pierwszy raz w historii byliśmy tak bardzo razem, na tak wielką skalę. I w tej jedności, kiedy odszedł Jan Paweł II, Pan przyszedł do nas...

Ta śmierć nas nie zaskoczyła. Poruszyło świadectwo pokory Jana Pawła II, jego godności w znoszeniu cierpienia, umierania, pogodzenia się z wolą Bożą do ostatniego tchnienia. Potem - jedność Polaków, zdolność do stworzenia wspólnoty, której intensywność przeżywania chyba nigdy wcześniej nie miała takiej skali. Może potem zabrakło „oliwy”, w zapomnienie odeszły kwietniowe dni... Ale mogliśmy zobaczyć, jak wielki potencjał dobra w nas drzemie.

Onieśmielenie

Jan Paweł II wiele razy mówił o cierpieniu, śmierci. Sam doświadczył jej skutków, kiedy stracił najpierw matkę, potem brata i ojca, gdy był świadkiem okrucieństwa II wojny światowej. W rozmowie z Andre Frossardem wyznał: „Wiem z własnego doświadczenia, z okresu mojej młodości, że cierpienie ludzkie przede wszystkim mnie onieśmielało. Trudno mi było przez pewien czas zbliżyć się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany, uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć, nie ma pokrycia po prostu dlatego, że oni cierpią, a ja nie [..] Ale ten okres onieśmielenia przeszedł, gdy posługi duszpasterskie prowadziły coraz częściej do spotkania z cierpiącymi - i to na różne sposoby [...] Pomogli mi oni sami”.

Tysiące razy podczas różnych spotkań, ale także jako pacjent szpitala, Jana Paweł II rozmawiał z chorymi. „Kiedy spotykałem chorych w Rzymie czy podczas moich podróży - pisał papież - zawsze chciałem zatrzymać się przy każdym z osobna, każdego wysłuchać i pobłogosławić, by okazać, że każdy z nich jest przedmiotem Bożej czułości. Tak właśnie czynił Jezus. Bóg pozwolił, że obecnie i ja w mym własnym ciele doświadczam cierpienia i słabości”. Przejmująca była pielgrzymka do sanktuarium Matki Bożej w Lourdes, gdzie pojechał z brzemieniem ciężkiej choroby. Jego najbliżsi współpracownicy wspominają, że kiedy musiano zrobić papieżowi zabieg tracheotomii, praktycznie uniemożliwiający mówienie, nakreślił na kartce słowa: „Co wyście ze mną zrobili?”. I zaraz dopisał: „ale totus Tuus...”.

Cierpienie ma sens

Skłonni jesteśmy postrzegać Jana Pawła II jako herosa, któremu obce były znane nam ludzkie dylematy, który potrafił patrzeć dalej, widzieć więcej. To nie do końca prawda. „Cierpienie jest tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną i dlatego jakże trudną do zrozumienia, do przyjęcia przez człowieka - mówił 6 czerwca 1991 r. - Człowiek dotknięty chorobą, dotknięty jakimkolwiek cierpieniem, często pyta: Dlaczego ja muszę znosić ból? I prawie natychmiast stawia sobie inne pytanie: Po co, jaki jest sens tego cierpienia, które mnie dotknęło? A gdy nie znajduje odpowiedzi, często się załamuje, bo cierpienie staje się silniejsze od niego”. Nie jest jednak skazany na bezradność, pozostawiony sam sobie. „Odpowiedzi na pytanie o jego sens udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa [...] Nasze cierpienia nabierają znaczenia i wartości, gdy są zjednoczone z Jego cierpieniem. Jako Bóg i człowiek Chrystus wziął na siebie cierpienia ludzkości, w nim one zyskują odkupieńczy sens. Przez to zjednoczenie człowieczeństwa z Bóstwem cierpienie rodzi dobro i zwycięża zło. Wiara uczy szukać jego ostatecznego sensu w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa”.

Testament

Jan Paweł II zaczął go pisać niedługo po wyborze na Stolicę Piotrową. Ostatnia notatka jest sygnowana datą 17 marca 2000 r.  Oto jego fragmenty:

„W Imię Trójcy Przenajświętszej. Amen.

«Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie» (por. Mt 24, 42) - te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddaję w ręce Matki mojego Mistrza: totus Tuus. W tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie. W tych Rękach zostawiam nade wszystko Kościół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie. Proszę także o modlitwę, aby Miłosierdzie Boże okazało się większe od mojej słabości i niegodności. (Rzym, 6 III 1979 r.) [...]

Pragnę raz jeszcze całkowicie zdać się na Wolę Pana. On Sam zdecyduje, kiedy i jak mam zakończyć moje ziemskie życie i pasterzowanie. W życiu i śmierci totus Tuus przez Niepokalaną. Przyjmując już teraz tę śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów (wśród nich serce w szczególny sposób się zwraca do mojej ziemskiej Ojczyzny), dla osób, które szczególnie mi powierzył - dla sprawy Kościoła, dla chwały Boga Samego”.

(Rzym, 5 III 1982 r.)

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 14/2011

Czas żniw

„Starość wieńczy życie. Jest czasem żniw. Żniw tego, czego się nauczyliśmy, co przeżyliśmy; żniw tego, co zdziałaliśmy i osiągnęliśmy, a także tego, co wycierpieliśmy i wytrzymaliśmy. Jak w końcowej partii wielkiej symfonii, te wielkie tematy współbrzmią potężnie. Owo wspomnienie użycza mądrości. Mądrość daje dystans, ale nie dystans wyrażający się stronieniem od świata. Mądrość taka pozwala człowiekowi stanąć ponad rzeczami, ale bez gardzenia nimi; pozwala oglądać świat oczami - ale także sercem! - Boga. Pozwala mówić nam wraz z Bogiem „tak” również wobec naszych ograniczeń, również wobec naszej przeszłości - z wieloma jej rozczarowaniami, zaniedbaniami i grzechami [...]  Mądrość ta użycza mocy, z której rodzi się dobroć, cierpliwość, zrozumienie i owa wspaniała ozdoba sędziwego wieku - humor...”.

***

„Ale jak jesieni nie tylko właściwy jest zbiór plonów i przepych barw, lecz także ogołocenie konarów, opadanie i butwienie liści, tak i starość jest nie tylko mocnym akordem końcowym albo podsumowaniem życia, lecz także czasem więdnięcia, czasem, w którym zdarza się, że świat staje się obcy, życie - ciężarem, a ciało - udręką. Zgodnie ze słowami św. Pawła: Chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia an dzień (1 Kor 4, 16)”.

***

„Życie ludzkie jest przejściem. Nie jest to życie całością i do końca zamknięte pomiędzy datą urodzin i datą śmierci. Jest otwarte ku ostatecznemu spełnieniu w Bogu. Każdy z nas odczuwa boleśnie zamknięcie życia, granicę śmierci. Każdy z nas jakoś jest świadom tego, że człowiek nie mieści się bez reszty w tych granicach, że bez reszty nie może umrzeć [...] Bez zawierzenia w Bogu śmierć odarta jest ze wszelkiej pociechy. Gdyż zgodnie z Jego wolą sens śmierci polega na tym, abyśmy przynajmniej w tej ważnej chwili naszego życia całkowicie zawierzyli Jego miłości, bez jakichkolwiek innych gwarancji poza właśnie tą jedną - Jego miłością”.

JAN PAWEŁ II

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama