Refleksje po beatyfikacji Jana Pawła II
Dobiegł końca pewien proces dziejowy. A może lepiej: zakończył się jeden z jego etapów. Wołanie „Santo subito!” stało się faktem. W niedzielę, 1 maja, półtora miliona ludzi w Rzymie, setki milionów przed telewizorami na całym świecie mogły być świadkami długo oczekiwanego wydarzenia.
Kościół ustami Ojca Świętego Benedykta XVI potwierdził oficjalnie, że Jan Paweł II jest świętym. Beatyfikacja, która zwyczajowo określa zasięg kultu do Kościoła lokalnego, w tym przypadku ma znaczenie jedynie formalne. Był „gazdą świata”, jak często o sobie mówił żartobliwie, a zatem przypuszczać należy, że 22 października - w dzień jego liturgicznego wspomnienia, będzie się modlił za jego wstawiennictwem.
Wyniesienia na ołtarze bł. Jana Pawła II nie należy postrzegać jako szczęśliwego zakończenia jego życia, happy endu burzliwej epoki, naznaczonej niewyobrażalnym okrucieństwem, totalitaryzmami, jako ukoronowania niepokojów przełomu tysiąclecia. Nie jest to też kolejny moment uzasadniający naszą dumę narodową. Taki sposób refleksji wyznaczają dziś tabloidy. Dla chrześcijan papież „z dalekiego kraju” to przede wszystkim ktoś, kto pozwolił się prześwietlić światłem Chrystusa. Stał się czytelnym Jego znakiem dla świata, a przez to mógł kontynuować misję, która została zlecona przez Chrystusa jego poprzednikowi, św. Piotrowi: „Umacniaj swoich braci w wierze” (por. Łk 22,32), a którą gorliwie przez cały czas trwania swojego pontyfikatu wypełniał. Przypomniał tę prawdę papież Benedykt XVI w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. beatyfikacyjnej. „Jan Paweł II jest błogosławiony ze względu na swą wiarę, mocną i wielkoduszną, wiarę apostolską” - mówił. (...) Jest to błogosławieństwo wiary, którą Jan Paweł II otrzymał w darze od Boga Ojca dla budowania Kościoła Chrystusowego.”
Takie właśnie, a nie inne, rozumienie życia i słów bł. Jana Pawła II ma priorytetowe znaczenie dla każdej refleksji jego dotyczącej - obecnej i przyszłej. Panuje tu niemały bałagan. Rzecz w tym, że licznych dywagacjach na jego temat, dyskusjach podejmujących kwestię znaczenia i wielkości pontyfikatu na czoło wybijają się emocje (które - jak wiadomo - z natury są nietrwałe i raczej nie da się na nich niczego sensownego zbudować; one jedynie mogą podprowadzić ku czemuś/komuś), mówi się o nim jako przywódcy politycznym, wielkim tego świata, współdecydującym o jego losach. Tymczasem pierwszym zadaniem każdego papieża jest strzec czystości wiary, ukazywać w jej świetle godność człowieka, protestować przeciwko wszelkim przejawom zła. Jest nim stanie na straży Ewangelii, zachowanie od deformacji zasad moralności, trwanie u stóp Tajemnicy. Wspomniany nieporządek, jaki się wdał w refleksję nt. nauczania papieskiego, ma u swoich podstaw przekodowanie papieskiego przekazu - myślę, że często wbrew woli autora słów. Przykładem może być często cytowane wołanie z 1979 r.: „Niech zstąpi duch Twój...”, które zazwyczaj odczytywane jest w kategoriach politycznych jako hasło do boju o wolność. Tymczasem Janowi Pawłowi II chodziło przede wszystkim o odnowienie ludzkiego wnętrza, renowację sumień. Przypominał o tym w 1991 r. tłumacząc dekalog, skarcił w Skoczowie w 1995 r. za złe wykorzystanie otrzymanego daru. Problemem jest też jakość treść przekazu medialnego, często niebezpiecznie ocierającego się o granicę plotkarstwa i płytkiej ciekawości. To w nas niestety zostaje, deklasując inne, o niebo ważniejsze treści.
Nie da się zrozumieć świętości papieża bez owego zbawczego kontekstu, odniesienia do Boga i Jego miłości do człowieka, której pełnią stała się zgoda na wydanie na krzyżową śmierć Jezusa Chrystusa. Bez tego staje się archaizmem, nieczytelnym znakiem, budzącym odruch politowania, ustanowionym jedynie „na pokrzepienie serc”. Wydaje się, że opinie wielu środowisk (np. szeroko cytowany w swoim czasie tekst Maureen Dowd, zamieszczony w „New York Times”, dyskusje w Zetce czy radiu Tok Fm), które nota bene zawsze bały się jego słów, pielgrzymek, podających absurdalne argumenty, rzekomo dyskwalifikujące Jana Pawła II jako kandydata na ołtarze, są tego najlepszym dowodem. Przeraża skala analfabetyzmu wielu ludzi mediów, niebędących w stanie (niechcących?) pojąć, że świętość Papieża Polaka to nie luksus, na który stać tylko nielicznych, nie bajkowa doskonałość, oderwana od realiów zwyczajnego życia, lecz że jest to powołanie, którym został obdarowany każdy człowiek. I że to potencjalnie przyszłość każdego z nas.
To jest pierwsze i najważniejsze przesłanie niedzielnej beatyfikacji.
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, potrzebna jest nam wiara, że chrześcijaństwo to nie weksel na „święty spokój”, zaś chrzest to nie winda do nieba. Jan Paweł II nie jest lukrowanym świętym z obrazka. Znamy jego życie, naznaczone trudnymi wyborami, samotnością, poszukiwaniami. Pamiętamy wielkie cierpienie, jakie niósł na swoich barkach. Świętość nie przyszła mu łatwo. Ale skoro jej dopiął - dlaczego nam ma się nie udać? Boimy się, że wyraźne postawienie jej na horyzoncie życia zabierze nam radość życia, ograniczy, wtłoczy w ciasne ramy poprawności religijnej i surowej moralności. Nic bardziej błędnego! Powrócił do tej myśli Benedykt XVI podczas uroczystości beatyfikacji: „<<Nie lękajcie się! - wołał Jan Paweł II podczas swej pierwszej uroczystej Mszy Świętej na placu św. Piotra - Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!>> To, o co nowo wybrany Papież prosił wszystkich, sam wcześniej uczynił: otworzył dla Chrystusa społeczeństwo, kulturę, systemy polityczne i ekonomiczne, odwracając z siłą olbrzyma - siłą, którą czerpał z Boga - tendencję, która wydawała się nieodwracalna”.
A więc odwaga! Ona jest najbardziej potrzebna! Różnego rodzaju środowiska wrogie chrześcijaństwu najczęściej próbują zastraszyć nas, ośmieszyć, ubrać w ironię. Nie ma się czego bać. Chrystus, nawet jeśli coś zabiera, to po to, aby dać stokroć więcej. Za krzykiem, obelgami zazwyczaj chowa się pustka i bezradność.
Emocje pobeatyfikacyjne z czasem wygasną. Powróci poszarpana rzeczywistość. Pozostanie jak najbardziej aktualne pytanie o pomysły na zagospodarowanie pamięci po bł. Janie Pawle II. Jego osoba, nauczanie, wzór świętości muszą nas jednoczyć, ubogacić, poprowadzić ku przyszłości! Nie mogą stać się tylko reliktem epoki, symbolem dumy narodowej, zaś pomniki - zakutym w spiż, martwym wystrojem miast i wsi. Nie chodzi o akcyjność w kultywowaniu pamięci. Ona nic nie wnosi - wręcz przeciwnie: zużyte formy akademii i koncertów na placach papieskich coraz bardziej nudzą, deformują papieskie przesłanie. Chodzi o jasny przekaz, doświadczenie modlącego się Kościoła, trwającego wiernie przy swoim Pasterzu. Kościoła, który jest mocny świadectwem wiary i jedności. Stąd mamy czerpać siły.
Praktycznie nieruszone (w codziennej refleksji katechetycznej, homiletycznej) jest jego nauczanie. Tłumaczymy się: „To za trudne”. Nieprawda. Zadaniem, które wydaje się koniecznością na tym etapie dziejowym, jest wyznaczenie kierunków refleksji - poprowadzenie jej nie tylko w stronę b. Jana Pawła II, ale ukazanie całego bogactwa nauczania Kościoła, w którego tradycję przecież doskonale się wpisał. Choćby po to, aby zastopować analfabetyzm duchowy naszych czasów. Niewątpliwie każde pokolenie będzie na swój sposób odczytywać osobę i nauczanie Papieża Polaka. Dzisiejsi osiemnastolatkowie inaczej postrzegają jego osobę niż czterdziestolatkowie. Pomimo różnic łączy nas jedno: wszyscy potrzebujemy nawrócenia i umocnienia w wierze. Poszanowanie godności człowieka nie zależy od epoki i trendów. Każde pokolenie szuka też sposobów na zdefiniowanie swojej tożsamości. „Człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa A raczej człowiek nie może siebie sam zrozumieć bez Chrystusa” - czy słowa z pierwszej pielgrzymki do Polski, wypowiedziane blisko 32 lata temu, straciły cokolwiek ze swojej aktualności?
Przed nami ważne zadanie. Czy mu sprostamy? Czas pokaże.
Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 18/2011
Przesłanie Benedykta XVI do Polaków
Drodzy Polacy,
w przeddzień beatyfikacji Jana Pawła II zwracam się do was wszystkich z serdecznym pozdrowieniem. Pragnę dzielić z wami radość, jaka napełnia moje serce, gdy myślę, że dane mi będzie wynieść do chwały ołtarzy Waszego wielkiego Rodaka a mojego czcigodnego Poprzednika na Stolicy Piotrowej.
Będzie to akt kościelny potwierdzający głębokie przekonanie, jakie ja sam żywię i - jak wiem - podziela je niezliczona rzesza wierzących na całym świecie: że Jan Paweł II był prawdziwym człowiekiem Bożym, wiernym i odważnym naśladowcą Chrystusa, uległym natchnieniom Ducha Świętego, opatrznościowym przewodnikiem na drodze ku nowemu tysiącleciu. Jego bogate nauczanie i cenne świadectwo życia pozostaną dla nas jasnym i czytelnym znakiem wskazującym szlak wędrówki do domu Ojca. Kościół w Polsce i cały naród polski, tak bardzo przez niego umiłowany, zyskuje nowego patrona i orędownika. Drodzy bracia i siostry, zachowując w sercach jego przesłanie, „otwórzcie drzwi Chrystusowi”, by swą łaską umacniał Waszą wiarę, ożywiał nadzieję i rozpalał miłość do Boga i do ludzi.
W duchu paschalnej radości, zawierzam Was Bożemu miłosierdziu i z serca błogosławię: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
opr. ab/ab