Rozmowa z ks. Pawłem Siedlanowskim, dyrektorem Katolickiej Szkoły Podstawowej i Katolickiego Gimnazjum w Siedlcach
W rankingach od lat nieodmiennie czołowe miejsce zajmują szkoły katolickie. Nie dziwi to Księdza? Kościół obrywa z każdej strony, a wybory rodziców i dzieci zdają się przeczyć obiegowym opiniom.
Popularność szkół katolickich da się zauważyć w całej Europie, także w społeczeństwach mocno zlaicyzowanych. Czy to dziwi? I tak, i nie. Rodzice są świadomi, że świat, gdzie nic już nie jest pewne, nie będzie w stanie dać szczęścia ich dzieciom. Szukają fundamentu, stałości, na których można by oprzeć życie. Czasem jest to wewnętrzna intuicja, innym razem poczucie własnej porażki i pragnienie, aby oszczędzić im smaku goryczy zawiedzionych nadziei, którą dobrze znają.
A może chodzi o to, że szkoły katolickie zwykle legitymują się bardzo dobrymi efektami dydaktycznymi?
Z pewnością to także jest jednym z kluczowych motywów wyboru. Wystarczy przejrzeć tegoroczne zestawienie pięciuset najlepszych polskich liceów, aby zobaczyć, jak wiele widnieje tam szkół katolickich.
Jaki jest pomysł na sukces szkoły? Zna Ksiądz odpowiedź na to pytanie?
Placówki, którymi kieruję, są bardzo młode. Uczę się ich. Spotykam się z dyrektorami szkół katolickich z całej Polski. Rozmawiamy, dzielimy się doświadczeniami. Zasadnicze pytanie brzmi: co nazywamy sukcesem? Znakomitą cenzurkę na koniec roku czy ludzką i chrześcijańską dojrzałość, którą osiągną nasi absolwenci, zdolność do pogłębionego rozumienia świata? Na pewno kluczem jest świetnie wykwalifikowana, posiadająca w sobie ewangelicznego ducha, kadra nauczycieli i wychowawców, potrafiących ze skarbca nauki, kultury wydobywać rzeczy stare i nowe, nauczyć myślenia, wzmocnić kompetencje. A przede wszystkim to kwestia dostarczenia młodym ludziom odpowiedniej motywacji, inspirowanej logiką krzyża. Moralizatorstwo czy stawianie wygórowanych wymagań na zasadzie „bo tak ma być i już!” przynoszą skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego.
Nie uda się tego dokonać bez współpracy z rodzicami...
Dlatego jako priorytet stawiamy współpracę z nimi. W naszej szkole czesne jest refundowane, ale wiem, że tam gdzie za naukę się płaci, upowszechnia się niedobry zwyczaj przenoszenia przez rodziców mechanizmów rynkowych: płacę (za „produkt”, którym jest edukacja mojego dziecka) i wymagam, nie angażując się w proces wychowania, formacji. To zwykle generuje napięcia i przynosi opłakane skutki.
I powoduje niepotrzebny rozdźwięk.
Cierpią na tym dzieci, wkręcane od najmłodszych lat w tryby komercji. Mają wszystko: drogie zabawki, najnowsze gadżety, markowe ciuchy, ale nie mają rodziców. Nie chodzi o brak fizyczny, raczej duchowy. Mama i tata są zbyt zajęci, aby poświęcić czas dziecku. Pracują, zajmują się biznesem, do domu wracając późnym wieczorem. Dziecko tęskni. My to widzimy.
„Kochaj i wymagaj”. Czy nie jest tak, że dziś zbyt często zapominamy o tej złotej zasadzie?
Problem jest szerszy. Chodzi o sposób rozumienia wolności. Miłość, którą utożsamia się z pozwalaniem na wszystko, nie jest miłością. Bardziej jej karykaturą. Zapominamy przy tym, że wolność jednego kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Że życie to nie ciągłe branie, stawianie warunków, domaganie się dla siebie praw. Koncepcja wychowania, jaka obowiązuje w szkole katolickiej, idzie często wbrew tendencjom, które lansowane są w mediach czy propagowane w środowiskach liberalnych. Dlatego nieraz iskrzy. Sztuką jest się nie ugiąć pod wpływem zewnętrznych nacisków, zachować niezależność i nie bać się inności, jaką niesie w sobie inspiracja duchem Ewangelii.
Słynne wychowanie bezstresowe...
Jego założenia już dawno się skompromitowały - choć trzeba powiedzieć, że w praktyce mamy z nim, a dokładnie z jego efektami, do czynienia dość często. Niestety. Tylko że to jest taki bacik, który nieświadomi rodzice sami na siebie kręcą. Błędy wychowania szybko obrócą się przeciwko nim.
Jaką rolę do spełniania mają szkoły katolickie w społeczeństwie?
Celem zasadniczym jest kształcenie, wychowywanie, formacja dzieci i młodzieży. Ale nie tylko. W naszych szkołach ogromną wagę przykładamy do formacji rodziców. Spotykamy się, organizujemy warsztaty, zapraszamy na katechezy. Raz w miesiącu są Msze Święte Rodzinne, w planach mamy weekendowe wyjazdy rekolekcyjne. Włączamy się w realizację programu diecezjalnego „Chrzest w życiu i misji Kościoła”. Chodzi o to, aby poprzez cały proces edukacyjno-formacyjny zmieniać mentalność ludzi. Szkoły katolickie - z założenia - mają promieniować na społeczeństwo, uczestniczyć aktywnie w ustalaniu standardów życia. Mają umacniać rodziców i dzieci, przygotowywać do dawania świadectwa wiary. Na tym polega ich elitarność: nie ekskluzywizm, poczucie lepszości, ale świadomość misyjności, gotowość do wejścia w inną logikę życia.
W układzie optymalnym, tzn. zakładając, że dziecko spędzi w waszych szkołach czas od zerówki do końca gimnazjum, macie sporo czasu.
Dokładnie 10 lat! To naprawdę dużo. Pewnych procesów nie da się przyspieszyć. Wymagają czasu, cierpliwości, zaangażowania wielu czynników i łaski Bożej. Byłoby to karygodne marnotrawstwo, gdyby ten okres został zmarnowany.
Nie obawia się Ksiądz, że w ten sposób szkoły zostaną zepchnięte do narożnika pt. zaścianek?
Nie! Są różne próby marginalizacji obecności szkół katolickich. Wiem, że wiele z nich np. w Warszawie ma kłopoty z uzyskaniem subwencji jednostek samorządu terytorialnego. Nas ten problem na szczęście nie dotyczy, ponieważ placówka jest współfinansowana przez fundację. Dobro, prawda, szlachetność, odpowiedzialność itd. noszą znamię uniwersalizmu. Nie są wyznaniowe, nie są też własnością kogokolwiek. Wierzę mocno, że same się obronią. W świecie, gdzie propaguje się względność, podważa dogmaty i obala kolejne nienaruszalne dotąd zasady, przetrwają. Ciągle mam przed oczami słowa sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego pochodzące z listu pasterskiego z 1957 r.: „To nie Krzyż się chwieje, to świat się chwieje i toczy. Krzyż stoi!”. Na wszelkie sposoby próbuje się nam wmawiać, że jest inaczej, ale to kłamstwo. Krzyż i Ukrzyżowany przetrwają. Kościoła „bramy piekielne nie przemogą”. Zasadnicze pytanie jest następujące: co zostanie po nas?...
Proszę nam jeszcze opowiedzieć o szkole, w której Ksiądz pracuje...
To właściwie dwie szkoły: podstawowa i gimnazjum, obie mieszczą się pod jednym dachem - choć na różnych kondygnacjach. Na razie liczą nieco ponad 70 uczniów. Szesnastoosobowe klasy, spersonalizowany proces edukacyjny, nowocześnie wyposażone sale lekcyjne, klarowny system wartości, doświadczona kadra pedagogów, bezpieczeństwo, doskonałe położenie - to tylko niektóre atuty. Ważne jest, że czesne finansuje fundacja „Nasza Szkoła”. Dzięki temu mogą się u nas kształcić dzieci z rodzin mniej zamożnych, wielodzietnych, których nie stać byłoby w normalnych warunkach na płacenie za edukację. Niedługo rozpoczynamy nabór. Bardzo nam zależy, aby zgromadzić dzieci i rodziców, którzy podejmą pełną współpracę ze szkołą na etapie kształcenia i formacji, zaakceptują jej chrześcijański charakter. Jako anegdotę powtarzam szczere do bólu sformułowanie jednej z mam. Na pytanie, dlaczego chce swoje dziecko posłać do szkoły katolickiej, odpowiedziała: „Bo macie duży parking!”. Obawiam się, że podczas rekrutacji może to być zbyt mało przekonywująca motywacja.
Dziękuję za rozmowę.
WA
Echo Katolickie7/2012
Szkoła z duszą!
Jeśli ważna jest dla Ciebie kondycja moralna młodego pokolenia i przyszłość Polski, bądź z nami.
Przekaż 1% podatku Fundacji „Nasza Szkoła”
Jak to zrobić? W polu formularza PIT, w miejscu przeznaczonym na wpłatę 1%, należy wpisać:
Tytuł: „Wpłata na rzecz organizacji pożytku publicznego”
Nazwa odbiorcy: Fundacja Nasza Szkoła, ul. Sokołowska 172, 08-119 Siedlce
KRS: 0000147428
NR KONTA: 05 9194 0007 0024 6365 2000 0010
Można skorzystać z darmowego programu do rozliczeń podatkowych, który znajduje się na stronie internetowej: http://pit.dobry.pl/
Więcej informacji nt. działalności Fundacji „Nasza Szkoła” można znaleźć na stronie: www.dobry.pl/fundacja
opr. ab/ab