Śladami męczenników

Z Piotrem Pikułą, praprawnukiem Pawła Pikuły z Derła, który brał udział w obronie pratulińskiej cerkwi, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka

Kiedy dowiedział się Pan, że prapradziadek zasłużył się w obronie wiary?

Od dziecka znałem więc wybrane fakty z życia przodków. W naszym domu rodzinnym bowiem bardzo poważnie podchodzono do przekazywania wiary i rodzinnych tradycji. Jednak o udziale prapradziadka w obronie cerkwi unickiej w Pratulinie dowiedziałem się stosunkowo niedawno, bo dopiero 22 lutego 2012 r.

W jaki sposób odkrył Pan tę rodzinną historię?

Od dziecka byłem ministrantem. Uczestnicząc w liturgii, siłą rzeczy zetknąłem się z informacją o bł. Męczennikach z Pratulina. Gdy dowiedziałem się, że mój przodek był z nimi związany, ponieważ niektórzy z unitów pracowali w jego folwarku, oraz, że przez historyków jest uznawany za duchowego przywódcę obrońców cerkwi, poczułem ogromne wzruszenie. I wtedy zacząłem zgłębiać wiedzę o bł. Męczennikach Podlaskich. Poznawanie ich jest jednocześnie poznaniem losów moich przodków.

I czego dowiedział się Pan o swoim prapradziadku?

Tata i dziadek przechowali w swojej pamięci relacje o przeszłości rodziny. Zachowała się też krótka informacja o obronie kościoła, w której zginęło wiele osób. Dziś wiem, że chodzi o Pratulin. Opowiadano o częstych spotkaniach z baronem Różyczką. Teraz wiem, że chodziło o właściciela Cieleśnicy, barona de Rosenwerth, który przez władze carskie uznawany był za jednego z najbardziej nieprawomyślnych. Jednak z największym sentymentem opowiadano o dworku w Derle i o obejmującym ponad 300 ha folwarku Pacjany. Dzisiaj wiem, że w pewnym momencie majątek Pawła Pikuły obejmował 353 ha. Dziadek opowiadał, że do pracy w folwarku zatrudniano kilkunastu pracowników, a do orki używano 18 par wołów. Ale to już tylko wspomnienie.

Opowiadano też, że dziadek ufundował dzwon do jakiegoś kościoła. Tej informacji nie udało mi się potwierdzić. Znalazłem jednak w rodzinnych dokumentach, że na życzenie Pawła przekazano po jego śmierci 2 ha łąki na rzecz parafii w Połonce. Natomiast w opracowaniach trafiłem na informację, że prapradziadek ufundował orkiestrę dętą dla Janowa Podlaskiego w 1904 r., a w roku 1909 zamówił organy dla kościoła w Malowej Górze. Zaangażowanie na rzecz Kościoła jest u nas rodzinne.

A jakie wspomnienia o prapradziadku odnalazł Pan w źródłach historycznych?

Literatura na ten temat jest stosunkowo obszerna. W wielu tekstach można przeczytać o zaangażowaniu Pawła Pikuły w obronę cerkwi unickiej w Pratulinie. Podobnie też często pojawiają się informacje o jego związku z męczennikami. Na chwilę obecną udało mi się znaleźć wzmianki o znajomości prapradziadka z czterema błogosławionymi. Michał Wawryszuk i Maksym Hawryluk pracowali w folwarku prapradziadka. O Ignacym Franczuku znalazłem wspomnienie, według którego był on współpracownikiem Pawła. Jednak najczęściej w związku z pradziadkiem wspomina się Jana Andrzejuka, nazywanego „duchowym wychowankiem Pikuły”. U niektórych autorów można spotkać stwierdzenie „był ze szkoły Pikuły”. Takie określenia stawiają prapradziadka na pozycji lokalnego autorytetu, moralnego wzoru i duchowego przywódcy. Próbowali to wykorzystać do swoich celów carscy urzędnicy, ale spotkało ich ze strony Pikuły rozczarowanie. Najpierw próbował zaangażować prapradziadka gubernator Gromeka, który w lipcu 1867 r. przywiódł go do miejscowości Hrud, żeby tam nawracać na prawosławie opornych unitów. Później - i to chyba jest najlepiej opisany fakt z życia Pawła Pikuły - naczelnik powiatu Aleksander Kutanin chciał skłonić go do współpracy przeciwko obrońcom cerkwi unickiej w Pratulinie. Prapradziadek wygłosił wówczas słynną przemowę, która musiała wywrzeć na słuchaczach ogromne wrażenie. Znalazła się w niej stanowcza deklaracja o wierności względem wyznawanej wiary i gotowości na męczeństwo. Przysięgę Pikuły - wygłoszoną z uniesionym w dłoni krzyżem - powtórzyli na kolanach zebrani obrońcy. Tak opisuje to „Gazeta Toruńska” z 28 lipca 1874 r.: „<<Chciałeś pan, panie naczelniku, ażebym nauczył moich sąsiadów jak mają teraz postępować. Dobrze więc, gotów jestem spełnić pańską wolę, lecz to co im powiem, oni wiedzą już sami, bo dla nas wszystkich tylko jest jedna droga, tj. trzymać się silnie naszej świętej wiary cokolwiek bądź się z nami stanie>>. Tu starzec ukląkł i dobywszy z pod sukmany krzyżyk, który nosił na piersiach, tak mówił dalej: <<Tak panie naczelniku! Ja przysięgam na moje siwe włosy, na zbawienie duszy, tak jak pragnę oglądać Boga przy skonaniu, że na krok nie odstąpię od naszej wiary i żaden z moich sąsiadów tego nie powinien zrobić. Święci męczennicy tyle za wiarę przenieśli mąk, nasi bracia za nią krew przelali i my także ich będziemy naśladować>>”. Po tych słowach został związany, niektórzy piszą też, że zbity nahajkami, przytroczony do żołnierskiego siodła i odstawiony do więzienia w Białej.

Jak potoczyły się dalsze losy Pawła Pikuły?

Pradziadek odbył kilkumiesięczny areszt. Po uwolnieniu nadal angażował się w sprawę unicką, wspierając misjonarzy, którzy przybywali na Podlasie z posługą sakramentalną dla prześladowanych. Za udział w tajnych misjach organizowanych przez jezuitów został osadzony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Było to latem 1886 r. Po miesiącu rozchorował się i pod wpływem namowy ze strony śledczego, Mirosława Dobrjańskiego, oraz współwięźniów, którzy mniej rygorystycznie podchodzili do kwestii wierności wyznawanym zasadom, prapradziadek zgodził się na udział w prawosławnym nabożeństwie. Nazwany zdrajcą przez współmieszkańców Derła, odnowił w sobie przekonanie o konieczności podejmowania jednoznacznych działań i sam zgłosił się do śledczego. Odbył jeszcze trzydniową pielgrzymkę pokutną na Jasną Górę, a jesienią 1887 r. na własny koszt udał się do miejsca zesłania, do oddalonego ponad 1000 km na północny wschód od Derła - Kiryłowa. Po powrocie z zesłania wciąż wspierał misjonarzy. W 1912 r. kupił folwark Pacjany, gdzie odszedł do wieczności 1 stycznia 1928 r. Według aktu zgonu miał wtedy 98 lat.

Odwiedził Pan miejsca, w których żył prapradziadek?

Do Derła i Pratulina udało mi się pojechać w sierpniu ubiegłego roku. Nawiedzenie miejsca, które zostało zbroczone krwią męczenników, było bardzo przejmującym doświadczeniem. W Derle rozmawiałem też z panem Henrykiem Andrzejukiem, który opowiedział mi, że w czasie II wojny światowej jego rodzina wykupiła stary „pałacyk” jako materiał budowlany. Pokazał mi dom wzniesiony z tego materiału. W jego sadzie stoi też cała ściana z drewna, która pochodzi z tego dworku. Dostałem od pana Andrzejuka prawie metrowej długości belkę, którą przekazałem mojemu tacie jako artefakt rodzinnej historii. Odwiedziłem też Łobaczew, gdzie urodził się mój pradziadek Marian i jego brat Anzelm.

Od obrony pratulińskiej cerkwi minęło 138 lat. W jaki sposób Pana rodzina kultywuje pamięć o prapradziadku?

Przede wszystkim przez przekaz historii i przechowywanie pamiątek. Większość z nich znajduje się u mojego dziadka, który zachował część dokumentacji notarialnej, fotografię Pawła Pikuły z 1918 r. oraz jego akt zgonu. Do bardzo osobistych pamiątek należą dwie karty pocztowe, które zostały wysłane do Pawła Pikuły z Derła. Jedna pochodzi z 1913 r. i podpisana została: „Wasi S. P. Stasiuk”.

Druga pocztówka ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż została zaadresowana przez 16-letniego wówczas wnuka Pawła Pikuły, Tadeusza, który jako polski oficer został zamordowany w 1940 r. w Charkowie. Jego ojciec znajduje się na tzw. białoruskiej liście katyńskiej, a reszta rodziny została wywieziona do Kazachstanu. Mamy po nich dwa zdjęcia i tę pocztówkę. Tadeusz napisał: „Kochany Dziadziu i Babciu. Przy nadchodzących świętach Wielkanocnych składam dziadziowi i babci najserdeczniejsze życzenie...”.

Wśród rodzinnych pamiątek ważne miejsce zajmuje też przechowywana przez mojego tatę książeczka „Dobra spowiedź misyjna”, w której Paweł Pikuła złożył własnoręczny podpis wraz z informacją, że nabył ją za 20 marek w marcu 1921 r. w Janowie.

W tym roku postanowiłem mocno zaakcentować fakt zaangażowania Pawła Pikuły w wydarzenia w Pratulinie. Rozesłałem bliższym i dalszym krewnym książeczki o bł. Męczennikach. Razem z żoną przez dziewięć dni nowenny łączyliśmy się w modlitwie z mieszkańcami Podlasia. Ponadto z zespołem redakcyjnym naszej gazety parafialnej „Mogilski Krzyż” przygotowaliśmy na miesiąc luty artykuł o męczennikach i relację z parafialnej pielgrzymki na Podlasie. Być może pozwoli to rozpowszechnić ich kult wśród naszych czytelników.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 5/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama