Nie oczekujmy od matek jeszcze więcej

Rozmowa z dr Moniką Waluś, prezesem stowarzyszenia Amicta Sole, którego celem jest promocja kobiet w Kościele, chrześcijaństwie i społeczeństwie

„Macierzyństwo zaś w polityce i ekonomii pracy winno być traktowane jako wielki cel i wielkie zadanie samo dla siebie. Łączy się bowiem z nim inna, wielka praca, w której nikt matki rodzącej, karmiącej, wychowującej nie zastąpi. Nic też nie zastąpi serca matki w domu, serca, które zawsze tam jest, zawsze tam czeka” - mówił w jednej ze swoich homilii Jan Paweł II. Jakie jest według Pani współczesne macierzyństwo?

Ostatnio słyszałam znanego prawnika, uważanego za eksperta, który na spotkaniu publicznym wesoło podsumował sytuację kobiet: najchętniej sam byłby kobietą, bo ktoś by go utrzymywał, a on miałby przecież sprzątaczkę, zawoziłby dzieci do szkoły i ładnie wyglądał, czekając na rodzinę w domu. Obawiam się, że trudno tłumaczyć ludziom przyzwyczajonym do oceniania wymiernych, twardych kompetencji, że matka to ktoś więcej niż suma kucharki, sprzątaczki, pielęgniarki i korepetytorki. Z drugiej strony mamy newsy medialne o zabieraniu dzieci do domu dziecka, bo rodzice nie byli dość szybko posłuszni zaleceniom psychologa. Być może słowa o sercu matki w domu są zbyt poetyckie i nieuchwytne, ale istnieją badania naukowe mówiące o traumie dzieci zabieranych nagle z rodzinnego domu oraz różnicy między dziećmi z rodzin a dziećmi z placówek wychowawczych, niezależnie od ciężkiej pracy opiekunów.

A jakie jest współczesne macierzyństwo? Przede wszystkim odpytywane, podejrzewane, oskarżane... Ilość ekspertów od macierzyństwa zaskakuje. Można przeczytać, że za wszelkie niepowodzenia odpowiadają matki, które nie dość albo za bardzo zajmowały się dziećmi. Jakoś mniej się słyszy na temat mężów, ojców. Nie dziwię się kobietom, które boją się mieć dzieci. Może nie czują się dość idealne? Wiem, że matki wielodzietne często są pytane przez obce osoby: „dlaczego ma pani tyle dzieci?”; „naprawdę były planowane?”; „umie pani o nie zadbać?”.

Na rekolekcjach dla bezdzietnych kobiety, płacząc, pytają, co mówić, gdy kolejni ludzie domagają się odpowiedzi, dlaczego nie mają dzieci, oskarżając o wygodnictwo. Czy naprawdę trzeba publicznie spowiadać się ze stanu zdrowia swego czy męża, dramatu poronień? Gdy już kobieta wydusi z bólem: „nie możemy”, często słyszy pytania pomocnicze - „a kto z was winien, a dlaczego”? Co - poza ciekawością i brakiem taktu - stoi za tymi pytaniami? Czy natarczywość i niedyskrecja to dobre zaproszenie do macierzyństwa?

W obecnej sytuacji naszego kraju kobiety powinny cicho przemycać macierzyństwo w biegu do pracy zawodowej, tak, by nikomu nie przeszkadzać. Jednocześnie stawia się matkom nierealne oczekiwania i oskarża o niedoskonałość.

Dzisiaj raczej z pewną pogardą mówi się o tzw. Matce Polce. Kiedyś określenie to oznaczało etos macierzyństwa. Obecnie Matka Polka kojarzy się z utyraną życiem, zaniedbaną kobietą bez reszty poświęcającą się dzieciom i rodzinie, cierpiętnicą wyrzekającą się własnych potrzeb. Skąd ta krytyka?

Etos Matki Polki, jak wiemy z pamiętników i opracowań historycznych, dotyczył pewnych sfer. Matki traciły mężów i synów w czasie powstań, wojen i jako wdowy z gromadką dzieci musiały sobie dawać radę w sposób często dramatyczny. Być może niechęć do tego terminu bierze się z wymagania heroizmu kobiet w kontekście braku obecności odpowiedzialnego mężczyzny? Dziś przyczyną tego nie są powstania, ale np. alkohol. Kobiety chciałyby współodpowiedzialnych ojców, mężów. Czy mamy równie silny etos ojca Polaka - męża, ojca? Poza tym nie da się żyć jedną rolą. Zakonnice wiedzą, że - niezależnie od ducha poświęcenia dla potrzebujących - ich pierwszym zadaniem jest więź z Bogiem, także życie wspólne w zgromadzeniu jest bardzo ważne. Kobieta potrzebuje wiele wsparcia, by być matką. W rodzinie podstawową jest relacja męża i żony, na której łatwiej budować stosunki z dziećmi. Duchowe codzienne oparcie w Bogu jest konieczne.

Współczesne media, reklamy bezustannie sugerują młodym mamom, że istnieje ideał, do którego koniecznie powinny dążyć. Inna możliwość nie istnieje. Jeśli nie jesteś idealna, to znaczy, że jesteś złą matką.

Naprawdę ciągle mnie dziwi czas i natężenie uwagi, jakie niektórzy ludzie poświęcają reklamom i mediom. Wypominałam pewnej prezenterce z TV coś, co powiedziała, a co następnie stało się wyznacznikiem dla paru znanych mi kobiet. Była zdumiona, że rzucona mimochodem uwaga, którą ledwie kojarzyła, została potraktowana jako autorytet. Reklamy, które widziałam, wskazywały raczej na pogardę dla macierzyństwa: obrazy, gdy mama nie ma racji, bo ma ją proszek do prania; baton, który skłania matkę do rozbijania dobrej atmosfery w domu i psucia zabawy ojca z dziećmi. Nie kupię tego batona ani tego proszku do prania. To nie było śmieszne. Po co podważać i kpić z matek? Są aż tak mocne, że trzeba łamać tabu, którego zresztą już nie ma? Żądanie ideału jest niezależne od mediów. Wiele razy stawia się retoryczne pytanie: praca i kariera czy macierzyństwo? Czy kobiety w Polsce mają rzeczywiście taki wybór? Ilu mężczyzn może powiedzieć: tak, kochanie, zostań w domu, ja zarobię na nas i dzieci? Większość kobiet, by wesprzeć rodzinny budżet, pracuje na słabo opłacanych stanowiskach. Ile procentowo ze znanych nam kobiet robi karierę, a ile po prostu wykonuje żmudną pracę? O wiele łatwiej być matką we Francji, Irlandii.

Jakiś czas temu spotkałam się z opinią, iż dziś macierzyństwo jest wręcz terenem walki politycznej i kulturowej. W Polsce mamy wizję Matki Polki, opartą na zasadzie poświęcenia kobiety i wartościach narodowych, ale też ponowoczesny model intensywnego macierzyństwa - intensive mothering, czyli rodzicielstwo traktowane jako zadanie do wykonania, wymagające nakładów finansowych, czasu, kompetencji i wiedzy. Tymczasem wymagania w stosunku do matek są tak duże, że w 100% nikt nie jest im w stanie podołać.

Owszem. Nie dziwmy się, że wiele kobiet uzna, iż choćby chciały, nie dadzą rady. Cały czas mówimy o matkach, jak o wolnych elektronach. Zróbmy kiedyś wywiad o ojcach, mężach. Sytuacja w rodzinie zależy nie tylko od matek. Matka Boża miała, jak wiemy, wielką pomoc w osobie św. Józefa, mocnego mężczyzny, który umiał odczytywać wolę Bożą, radzić sobie w niebezpieczeństwach, chronić rodzinę w różnych, zmiennych sytuacjach i miastach.

Czasami mam wrażenie, że dzisiaj kobiety czują się samotne i zagubione w nowej roli - mamy. Nie ma już wielopokoleniowych rodzin, w których dziewczyna, opiekując się młodszym rodzeństwem albo dziećmi starszych sióstr, w naturalny sposób uczyła się macierzyństwa. Dla wielu współczesnych kobiet jedynym doświadczeniem tego typu jest lalka z dzieciństwa.

Znam wiele rodzin wielopokoleniowych, wielodzietnych, gdzie dzieci mają różnorodne wzorce macierzyństwa i ojcostwa. Proszę, nie zapominajmy o chłopcach. To przyszli mężowie, ojcowie, którzy będą wspierać lub uniemożliwiać rozwój rodziny.

Pełnej dojrzałości do macierzyństwa kobieta nigdy nie osiąga, twierdzą psycholodzy. Do tego idealnego stanu dąży ona jednak przez całe życie. Co Pani o tym sądzi?

Nic nie wiem o idealnym stanie macierzyństwa. Poza tym inne zadania ma matka niemowlęcia, inne nastolatka, a jeszcze inne dziecka chorego. Czytałam o świętych matkach, czytałam pełne wdzięczności wspomnienia o rodzicielkach, ale nigdy nie słyszałam o matce idealnej. Samo używanie terminów „idealny stan” czy też „pełna dojrzałość” kojarzy mi się z wirtualnym platonizmem, a nie realnym życiem. Idealna według kogo? Dziecka? Według kultury włoskiej, szwedzkiej? Kto miałby to oceniać? Czy jakaś szkoła psychologiczna? Czy zakładamy, że osoby oceniające dojrzałość matek są w pełni dojrzałe? Znam wiele nieidealnych matek, które wychowały szczęśliwe dzieci na szczęśliwych dorosłych.

Jak Pani sądzi, instynkt macierzyński to mit czy prawda?

To pojęcie stosuje się najczęściej do zwierząt, które bardzo ofiarnie i zazwyczaj krótko zajmują się dziećmi. Ludzkie macierzyństwo i ojcostwo to relacja na wiele lat, która wymaga pracy nad sobą. Same emocje i działania instynktowne nie wystarczą. Instynkt przychodzi sam, tymczasem macierzyństwo jest kosztowne. Matka uczy się być matką, podobnie jak ojciec uczy się być ojcem. Sama ciąża, oby najpiękniej przeżyta, narodziny, karmienie dziecka mogą pomagać, tworzą relację, są bardzo ważne, ale nie wlewają w nas wiedzy i umiejętności, by mądrze stawiać wymagania, np. wiedzieć, kiedy dziecko zatrzymywać, a kiedy zachęcić, ośmielić. Każda matka ma także swoje doświadczenia, obawy, uczy się siebie. O Maryi, Niepokalanej, Najświętszej, wiemy, że czasami nie rozumiała, rozważała słowa Syna, że uczyła się bycia Matką. Nie oczekujmy więcej od matek, nie oczekujmy więcej od siebie samych. Możemy zaoferować siebie, starania, modlitwę, uważność, otwarte serce i wysiłek. To bardzo wiele. Będąc matkami, najpierw prośmy o pomoc Bożą, wsparcie, orzeźwienie, w płaczu utulenie. Prośmy o Ducha Świętego, słodką serc radości, o ducha macierzyństwa, o wsparcie dla nas samych. Niech nas przenika i pociesza.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 21/2013

Monika Waluś - żona, matka i gospodyni domowa, doktor teologii. Studiowała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Eichstätt. Uczestniczka ekumenicznego ruchu kobiet. Należy do ekipy prowadzącej rekolekcje dla małżeństw bezdzietnych w Sulejówku. Współautorka książek „Dzieci Soboru zadają pytania” i „Puzzle małżeńskie”. Wykłada dogmatykę na UKSW oraz w wyższych seminariach duchownych: kapucynów w Krakowie i diecezjalnym w Płocku. Prezeska stowarzyszenia Amicta Sole, członkini Zespołu Laboratorium WIĘZI. Jej dewiza życiowa to: „W każdej sytuacji dziękujcie, taka jest wola Boża względem was”.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama