Rozmowa z ks. Markiem Andrzejukiem, diecezjalnym moderatorem Ruchu Światło-Życie i Domowego Kościoła
Proszę Księdza, Polacy deklarują przywiązanie do rodziny, tradycji, a jednocześnie rośnie tolerancja dla tzw. wolnych związków, wzrasta liczba rozwodów. Co się dzieje z rodziną? Czy jej klasyczny model przechodzi do lamusa?
Przywiązanie do rodziny, tęsknota za ciepłem domowego ogniska na poziomie deklaracji to jedno, zaś tworzenie szczęśliwej rodziny - jako umiejętność - jest czymś zupełnie innym. Ludzie, którzy nie mają dobrego wzorca budowania relacji małżeńskich, rodzinnych, szukają tego, czego nie doświadczyli, eksperymentując na miłości. Spotkałem kiedyś pewną młodą kobietę, która uzasadniała swój wolny związek słowami: „Chcę mieszkać w końcu z kimś, kto mnie kocha; w domu tego nie miałam”. Winą obarczany jest zatem klasyczny model rodziny, a nie przyczyny tkwiące w sercu człowieka i w jego nieumiejętności budowania wspólnoty rodzinnej.
Dla mnie tzw. wolne związki to krzyk młodego pokolenia do starszego: „Nie potrafiliście, więc my wam pokażemy, jak to się robi!”. Jednak ten krzyk nie przynosi dobrych owoców.
A ideologia gender, która dociera już nawet pod strzechy? Mamy się tym martwić czy poczekać, aż politpoprawna moda minie bądź sama się skompromituje?
Gender to zarówno ideologia, zjawisko, jak i próba naukowego lub pseudonaukowego głoszenia i uzasadniania prawdy o człowieku.
Przed laty usłyszałem takie określenie ideologii gender: „tożsamość wyjmuję z szafy”. To znaczy jednego dnia jestem tym, innego kimś innym lub sam określam, kim jestem w zależności od tego, w jaką kreację chcę się ubrać.
Jest to niebezpieczne, gdyż osobowość człowieka rozwija się przez klarowną odpowiedź na pytanie: „kim jestem?” Odpowiedź ta z kolei integruje, scala człowieka, pozwala mu wchodzić dojrzale w życie, w relacje z innym. W tej odpowiedzi nie ma miejsca na dowolność.
Ludowa mądrość nakazuje: „Żyj tak, by nikt przez ciebie nie płakał”. Czy współcześni rodzice mają świadomość odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa? Jak wygrać rodzicielstwo?
Myślę, że rodzice mają świadomość odpowiedzialności. Tyle że jednych ona mobilizuje, drugich przytłacza. Są rodzice, którzy się angażują, inni uciekają od odpowiedzialności. Jedni mają czas dla rodziny „pomimo...”, z kolei inni są zmęczeni pogonią za środkami do utrzymania. Żeby „wygrać rodzicielstwo” potrzebne jest najpierw „wygranie siebie” (ciągłe dojrzewanie) i „wygranie małżeństwa” oraz posiadanie wokół osób, instytucji, które wspierają rodzinę.
Winą za brak rodzinnej bliskości obarcza się często tempo życia wyznaczane pogonią za materializmem. Pobożność, służba, pokora wydają się być zaletami nieprzystającymi do wymogów obecnego świata. Jaka jest zatem recepta na współczesny kryzys rodziny?
Daleki jestem od podawania gotowych recept. Każda rodzina, jeśli choruje, potrzebuje innego lekarstwa. Myślę jednak, że w każdym z nas jest ciągłe napięcie między „być” a „mieć”. Można zapędzić się w zdobywanie dóbr materialnych, osiąganie sukcesów, rozrywkę i w nich pokładać nadzieję na szczęśliwe życie, małżeństwo, rodzinę („Bo to przecież dla nas, dla ich dobra...”). Można nawet za największy sukces osobisty uznać status: „mam żonę”, „mam męża”, „mam pracę”, „mam dzieci”... Ciągle owo „mam”. Tymczasem nie zbuduję udanej rodziny, póki nie wyjdę ze swojego egoizmu („co ja będę z tego miał”) i nie nauczę się „być sobą, będąc dla innych”. To jest podstawa miłości.
Gdzie więc szukać dobrych wzorców, skoro znaczna część populacji została wychowana w nienormalnych, niepełnych rodzinach? Jak może kochać ktoś, kto nigdy nie czuł się kochany, ewentualnie miłość była toksyczna?
Pamiętajmy, że wśród nas istnieje wiele kochających się, wartościowych i niosących dobro rodzin. Powiem z przekąsem: wzorców trzeba szukać w normalnych, pełnych, zdrowych domach. Myślę też, że jest to niesamowite zadanie i wyzwanie dla Kościoła. Trzeba dać możliwość, żeby osoby „zranione przez życie” mogły spotkać owe rodziny. Należy jednak pamiętać, że wzorzec nie działa sam przez się, ale tylko wtedy, gdy jest połączony z relacjami. Kiedy sam na sobie mogę doświadczyć działania tego wzorca - pobyć w takiej rodzinie.
Mówimy: Święta Rodzina to wzór rodziny chrześcijańskiej. Czy nie wyczuwa tu Ksiądz pompatyczności, teologii, z której nic - poza pięknym określeniem - nie wynika?
Przyglądanie się Świętej Rodzinie to dla mnie między innymi teologia codziennego życia. Odkrywanie, jak poradzić sobie z Bożymi planami, z wiarą, kiedy „nieoczekiwane” poczęcie, ubóstwo, brak środków do życia, potrzeba migracji, zagrożenie życia, dziecko dojrzewa i usamodzielnia się... W teologii Świętej Rodziny często koncentrujemy się tylko na Maryi, a trzeba wydobyć tutaj relację między Maryją i Józefem, między nimi a Jezusem, ich codzienność. Spojrzeć na wiarę Maryi i Józefa oraz na ich codzienne zmagania.
No, właśnie. Bo żeby kogoś pokochać, najpierw trzeba go poznać... A w jaki sposób możemy „zaprzyjaźnić się” ze Świętą Rodziną? Co zrobić, by przykład życia sprzed dwóch tysięcy lat wciąż był aktualną inspiracją?
Wzór Świętej Rodziny jest bardzo na czasie, trzeba tylko to odkryć przez przeglądanie się w słowie Bożym. Warto wydobyć z Ewangelii te fragmenty, które mówią o jej zmaganiach i codzienności. I przeglądać je, jak przegląda się zdjęcia w albumie. Wydobywać detale. Zauważać podobieństwo do Świętej Rodziny lub jego brak. Chociażby pomyśleć, jak reaguję, kiedy dziecko dojrzewa i chce chodzić „swoimi” drogami. Jednak nie tylko przeglądać, ale także modlić się o potrzebne łaski, o zrozumienie, o dobre życie rodzinne. Po prostu zaprosić Świętą Rodzinę pod swój dach.
Dziękuję za rozmowę.
WA
- RAMKA
Domowy Kościół
Domowy Kościół (DK) jest małżeńsko-rodzinnym ruchem świeckich w Kościele, działającym w ramach Ruchu Światło-Życie będącym jednym z nurtów posoborowej odnowy Kościoła w Polsce. DK łączy w sobie charyzmaty Ruchu Światło-Życie i międzynarodowego ruchu małżeństw katolickich Equipes Notre-Dame (END). Założycielem DK jest sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. W rozwoju DK ściśle współpracowała z założycielem s. Jadwiga Skudro RSCJ. Duchową kolebką Domowego Kościoła stało się Krościenko nad Dunajcem, gdzie w 1973 r. odbyła się pierwsza oaza rodzin. DK jest w Polsce jedynym ruchem, który na pierwszym miejscu stawia duchowość małżeńską.
Zwracając na nią szczególną uwagę, DK koncentruje się na dążeniu do świętości w jedności ze współmałżonkiem. Chce pomóc ludziom trwającym w związku sakramentalnym w budowaniu między nimi prawdziwej jedności małżeńskiej, która jednocześnie stwarza najlepsze warunki do dobrego wychowania dzieci w duchu chrześcijańskim. DK dąży do odnowy małżeństwa i rodziny poprzez wdrażanie do: życia słowem Bożym, aby stawało się ono słowem życia; życia modlitwą jako osobistego spotkania z Chrystusem, swoim Zbawicielem; życia sakramentalnego, zwłaszcza eucharystycznego; dawania świadectwa o osobistym spotkaniu z Chrystusem w małżeństwie, rodzinie i wobec innych ludzi; postawy służby we wspólnocie Kościoła według otrzymanych darów. Budowaniu jedności w małżeństwie i rodzinie służą elementy formacyjne zobowiązania, tj.: codzienna modlitwa osobista, regularne spotkanie ze słowem Bożym, codzienna modlitwa małżeńska i rodzinna, dialog małżeński, reguła życia (systematyczna praca nad sobą, małżeństwem i rodziną), uczestnictwo (przynajmniej raz w roku) w rekolekcjach formacyjnych.
Krąg tworzy cztery - siedem małżeństw, najlepiej z jednej parafii, pragnących wspomagać się wzajemnie w dążeniu do budowania w swoich rodzinach domowego Kościoła. Małżeństwa gromadzą się w imię Chrystusa - dla Niego i z miłości do Niego. Za krąg odpowiada jedno z należących do niego małżeństw, zwane parą animatorską. Dla prawidłowej pracy kręgu niezbędna jest doktrynalna i duchowa pomoc księdza moderatora - doradcy i opiekuna duchowego. Spotkanie kręgu odbywa się raz w miesiącu w mieszkaniach poszczególnych małżeństw i składa się z: dzielenia się życiem, modlitwy i formacji.
Echo Katolickie 52/2013
opr. ab/ab