Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że w niedzielę należy powstrzymać się od wykonywania prac niekoniecznych.
Fałszywe znaki Co robi kierowca, który jadąc prostą drogą, mającą przyzwoitą nawierzchnię, co kilkaset metrów widzi znak: ograniczenie prędkości do 70 km/h? Gdy mija znaki, pozostałe po drogowcach, którzy po dawno zakończonym remoncie nawierzchni zapomnieli je „zwinąć”? Albo gdy dostrzega totalną przypadkowość w doborze ograniczeń, nakazów i zakazów, chaos w sposobie sygnalizowania przeszkód, wizualizację sprzecznych decyzji urzędników dyrekcji dróg, niejasnych intencji stawiających graficzne komendy? Przestaje się nimi przejmować. Wieloznaczność, ośmieszanie dotychczas ważnych symboli, migotliwość znaczeń to codzienność. Ludzie gubią się w powstałym w ten sposób nieporządku. Tracą orientację. To, co dotąd było nienaruszalne, stanowiło kulturowe tabu, wyrzuca się do kosza na śmieci - w puste miejsce stawia się nowe symbole, znaki, absolutyzuje rzeczy, które do tej pory nie miały żadnej wartości. Kluczem jest przyjęta ideologia, ewentualnie partykularne interesy różnych grup społecznych, ludzi związanych z komercją. Pod przykrywką troski o nowoczesność wprowadza się z zimną konsekwencją zasady lewicowej inżynierii społecznej. Nowe znaki, symbole mają stać się nośnikami proponowanych treści. Podobny mechanizm da się dostrzec w procesie profanacji przestrzeni Sacrum. Walka o wykluczenie krzyża z życia publicznego to nie tylko jeden z objawów chrystianofobii krzykliwej garstki ludzi, szukających sposobu na zbicie kapitału politycznego, ale część sporu kulturowego. Pseudoargumenty, poparte emocjami i rzekomą troską o prawo do poszanowania przekonań osób nieidentyfikujących się z tradycją chrześcijańską, w istocie są przykrywką dla nienawiści wobec wszystkiego, co wyrasta z porządku ustanowionego przez Boga. I taki cel ma walka o eliminację znaków i symboli mogących o Nim przypominać. Ponieważ nie da się tego robić wprost - wtedy zakamuflowane intencje wyszłyby na światło dzienne - generuje się aksjologiczny zamęt, sięga po wieloznaczność, ironię, deprecjację. Czy mamy powody do niepokoju? Bezwzględnie tak. Konieczne jest uczenie się na nowo szacunku do symboli, znaków, historii, podkreślanie ich rangi. Robi to z powodzeniem wiele narodów i jakoś nie słychać, by je oskarżano o faszyzm, nacjonalizm czy ksenofobię. Dlaczego nie mielibyśmy ich naśladować? |
Jak jest różnica pomiędzy znakiem a symbolem? Często używamy obu pojęć zamiennie, choć znaczą co innego.
Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego Wydawnictwa PWN pojęcie znaku odnosi się w pierwszym rzędzie do funkcji informacyjnej przekazującej pewne umowne treści. Z kolei ten sam słownik opisując definicję symbolu, z gr. symbolon, wskazuje na rzeczywistość ukrytą, niedającą się wyrazić wprost, a przez to posiadającą bogactwo treści. Jak to się przekłada na codzienność? W odniesieniu do rzeczywistości: krzyż to często tylko znak informacyjny mówiący np. o chrześcijaństwie. Dla wyznawców tej religii - najważniejszy symbol w życiu, kierujący ku tajemnicy samego Boga. Dlatego też klucza w zrozumieniu różnicy między znakiem a symbolem należy doszukiwać się w tradycji opartej na systemie wartości, który pozwala przetrwać symbolowi i być żywym dla ludzi.
Mamy dziś do czynienia ze zjawiskiem dewaluacji symboli - na poziomie religii, społeczeństwa, kultury. Co jest tego powodem?
Główna przyczyna to rozgrywająca się na naszych oczach walka z tradycją, wartościami. Dziś, aby władać społeczeństwem, wystarczy odciąć je od fundamentów, od bogactwa historii. Wówczas taka „dryfująca populacja” to „plastyczna masa” podatna na manipulację. By łatwiej było nią sterować, podaje się symbolikę zastępczą - czyni się to w ściśle określonym celu: aby unieważnić, ośmieszyć, odebrać sens dotychczasowej. Stąd też coraz więcej krajów w dobie „mcdonaldyzacji”, aktywnie uczestnicząc w życiu międzynarodowym, jest świadoma zagrożeń wynikających z narzucanych szablonów myślenia i działania, zaznaczając swoją odrębność, tożsamość na wiele sposobów.
Najsłynniejszy ostatnio symbol to tęcza. Bibliści mówią: to znak Przymierza Boga z ludźmi; środowiska LGTBQ twierdzą, iż jest to znak akceptacji różnorodności, radości, inności, homoseksualizmu. Kto ma rację? Czy można mówić o zawłaszczeniu znaku?
Niestety, patrząc przez pryzmat historii, nie liczy się ten, kto ma rację, ale ten, kto posiada głośniejsze argumenty. Dziś można w zasadzie przekonać ludzi do wszystkiego - trzeba tylko obrać odpowiednią strategię. Wiele środowisk, np. głoszących różne idee dotyczące wypaczonej miłości, ma wsparcie lobbystów z potężnym kapitałem i możliwościami. Konsekwentna promocja tego typu zachowań coraz częściej sprawia, że ludzie uznają te i podobne postawy za „normalność”. Analogicznie rzecz się ma z Unią Europejską. Jej założenia były niezwykle wzniosłe, oparte na systemie wartości chrześcijańskich - nawet flaga wprost do nich nawiązuje. Początkowo realizowano je w duchu poszanowania godności i tożsamości narodów. Jednak wiele osób, środowisk od początku widziało w tym szansę na zbicie niesamowitego kapitału, co bardzo często obserwujemy po dziś dzień. Stąd symbol UE w niedługim czasie zmienił swoje znaczenie.
Jak podały niedawno agencje informacyjne, w Wielkiej Brytanii powstają Atheist mega-churches - megakościoły dla ateistów. Wymyśliła je dwójka brytyjskich komików. Ponoć ich „kościół” - Sunday Assembly - z miesiąca na miesiąc ma coraz więcej „wyznawców”. Czy nie jest to przykład fałszowania i przeinaczania znaczeń?
Tego typu organizacje będą miały coraz większą popularność, gdyż każdy człowiek z natury potrzebuje wspólnoty do realizowania siebie. Ateista także. Z jednej strony to niepożądane zjawisko - z drugiej strony chrześcijaństwo oczyszcza się z „kibiców”. Jezus nie potrzebował armii apostołów. Liczy się jakość, a nie ilość. Konieczne jest mocne świadectwo chrześcijan, wyrastające ze spotkania osoby Jezusa Chrystusa. Pomocą może stać się też promocja tradycji, bogatej symboliki chrześcijańskiej, z wykorzystaniem dostępnych narzędzi, zwłaszcza multimedialnych. Ostatnio byłem świadkiem kultywowania polskich tradycji przez Polonię amerykańską. Przyznam, że takiego pięknego, tradycyjnego podejścia do świąt Bożego Narodzenia nie widziałem w Polsce. Polonia jest z niego dumna, co więcej inne nacje chcą korzystać z tego dorobku, bo widzą w tych symbolach głęboki sens.
Ośmieszanie krzyża, odmawianie mu miejsca w przestrzeni publicznej sprawiło, że niedawno w znanej galerii warszawskiej mieliśmy do czynienia z bluźnierstwem (film pokazujący scenę kopulacji nagiego mężczyzny z krucyfiksem), a katolickie społeczeństwo, poza nielicznymi wyjątkami, krytycznymi wypowiedziami biskupów, milczało. Gdyby analogiczny akt zdarzył się w którymś z krajów islamskich, w odwecie muzułmanie spaliliby pół miasta...
...albo i całe miasto. Winą za milczenie obarczamy wszystkich - tylko nie siebie. Trzeba odpowiedzieć na pytanie: co robię, by było lepiej? Często, kiedy pytam znajomych o ich reakcje na bluźnierstwa, próby ośmieszania chrześcijaństwa, Jezusa Chrystusa, nastaje głęboka cisza. Boimy się? Wstydzimy się naszej wiary? Wszystkie środowiska winny dołożyć wszelkich starań, aby kształtować społeczeństwo w duchu poszanowania tradycji, symboli, Sacrum. To nieustanna walka o zachowanie tożsamości. Trzeba ją wygrać.
Co się dziś dzieje z symboliką patriotyczną? Próbuje się wmawiać społeczeństwu, że słowa Bóg - Honor - Ojczyzna to hasło nacjonalistów i faszystów. Celebryta wkłada flagi narodowe w psie kupy i... nic. A może rzeczywiście być patriotą w zjednoczonej Europie to obciach?
Symbolika patriotyczna potrzebuje autorytetów, które są w stanie pociągnąć pozostałych. Patriotyzm wymaga też, by go dobrze „opakować merytorycznie”. Nie należy przy tym zapominać o wykorzystaniu nowoczesnych metod dotarcia do społeczeństwa. Dobrym przykładem jest np. Muzeum Powstania Warszawskiego - nowoczesne, multimedialne, w ciekawy sposób opowiadające o przeszłości. Wtedy sukces murowany.
Mąż mojej znajomej, Amerykanin, emerytowany oficer marines, nawet gdy w telewizji jest grany hymn USA, staje na baczność. Tymczasem mały który Polak zna więcej niż jedną zwrotkę Mazurka Dąbrowskiego. Jak dziś mówić o Polsce, o miłości do ojczyzny, aby nie było nudno?
Przede wszystkim: mówić. Nie tłumaczyć się bezideowym „wybieraniem przyszłości”, nie bać się oskarżeń o niepopełnione zbrodnie. Za mało jest nowych filmów z piękną polską symboliką. Dlaczego nie zrobić jeszcze więcej atrakcyjnych patriotycznych gier komputerowych? Powstaje wiele interaktywnych gier planszowych - czemu nie zrobić takiej o Polsce, jej historii, bohaterach. Sam chętnie kupię i pobawię się ze swoim dzieckiem. Pomysłów jest bardzo wiele. Jeżeli zostaną dobrze opakowane, to i twórcy, i sponsorzy się znajdą.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 1/2014
opr. ab/ab