Każdego dnia tysiące chrześcijan tracą życie tylko dlatego, że nie chcą wyrzec się wiary w Jezusa
Mam znajomych, którzy z wypiekami na twarzy są w stanie bez zająknięcia wyrecytować wyniki meczów Ligi Mistrzów. Znają na pamięć skład drużyn, przejmują się, gdy któraś z nich odniesie porażkę albo odpadnie z rozgrywek. Ze zdziwieniem marszczą czoła, dowiadując się, że każdego dnia tysiące chrześcijan traci życie tylko dlatego, że nie chcą wyprzeć się wiary w Jezusa. Nic dziwnego. Świat milczy. To nie jest medialny temat.
Nasza wspólnota chrześcijańska w Mosulu przestała istnieć. Około tysiąc rodzin, które były tutaj jeszcze trzy miesiące temu, jest teraz w Ankawa. Przyjmujemy naszych braci i siostry, jak możemy. Wiele z naszych rodzin pomnożyło się o krewnych, którzy uciekają przed przemocą. Inni przesiedleńcy są w obozach - napisał w dramatycznym przesłaniu Baszar M. Warda, arcybiskup chaldejski Erbilu. Przed wybuchem pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w irackim Mosulu było 400 tys. chrześcijan. Ich liczba zmniejszyła się do zaledwie 100 tys. w 2003 r. Na początku czerwca br. w mieście żyło ok. 35 tys. wyznawców Chrystusa. Obecnie nie ma ani jednego! Kościoły zostały zamienione na meczety. W ciągu 11 lat liczba chrześcijan w Iraku zmniejszyła się o 1,3 mln! A islamscy dżihadyści nie zatrzymują się. „Czyszczą” kolejne irackie miasta i wioski. Wielcy tego świata milczą. Głos papieża Franciszka zdaje się tonąc w wielogłosie innych, ponoć ważniejszych spraw. To przecież „tylko” chrześcijanie...
Akcja islamskich radykałów zwykle przebiega według podobnego scenariusza. Najpierw niszczone są sklepy, zakłady, stragany należące do chrześcijan. Na drzwiach ich domów malowana jest arabska litera „N” („nazara” - chrześcijański). Następnie wprowadzany jest przymusowy podatek od niewiernych (tzw. joziah). Ponieważ niewielu na niego stać (jego wysokość to równowartość minimum 450 dolarów miesięcznie), są wypędzani. Opuszczają miejsca, gdzie ich przodkowie mieszkali od dwóch tysięcy lat. Udają się na wygnanie w ubraniu, które noszą na co dzień, bez możności zabrania czegokolwiek z dobytku. Jeśli udaje się coś przemycić, są z tego brutalnie ograbiani przez żołnierzy na punktach kontrolnych. Zgodnie z prawem szariatu ich domy zostają natychmiast skonfiskowane jako własność państwa islamskiego. Nie mają prawa powrotu. Ci, którzy zostają, otrzymują kolejne ultimatum: przechodzisz na islam albo giniesz! Jak relacjonują świadkowie, muzułmanie wyznawcom Chrystusa w Mosulu dali 24-godzinne ultimatum na zrealizowanie swych roszczeń po tym, jak zapowiedzieli „między wami a nami będzie tylko miecz”. Chrześcijankom grozi się śmiercią, jeżeli odmawiają noszenia muzułmańskich czadorów, porywa się je do haremów islamskich bojowników Al-Kaidy. Oporni są krzyżowani, giną w męczarniach w publicznych egzekucjach. Na kościołach, w miejscu zniszczonych krzyży, powiewają czarne flagi kalifatu. 45 świątyń przerobiono na meczety i siedziby dżihadystów. Iracka agencja informacyjna szacuje, że na wygnaniu chrześcijan z Mosulu i okolicy zarobili ponad 8 mln dolarów.
Oto codzienność irackich chrześcijan. Wielu ucieka na tereny kontrolowane przez Kurdów, w góry, gdzie chronią się w jaskiniach, bez jedzenia i wody. Tam, w skrajnych warunkach, umierają z wycieńczenia bądź w wyniku epidemii chorób zakaźnych. Podobny los spotyka Sudańczyków, Egipcjan, Nigeryjczyków, Pakistańczyków. Tylko za to, że nie chcą się wyrzec wiary w Jezusa.
Dlaczego nie staje w obronie wypędzanych z domów Irakijczyków? Odpowiedź tylko z pozoru jest trudna: ropa naftowa. Paradoksalnie to, co miało stać się źródłem dobrobytu mieszkańców tej ziemi, stało się jej przekleństwem. Interes ekonomiczny bierze górę nad losem wygnańców. Większość dżihadystów mordujących chrześcijan pochodzi z Arabii Saudyjskiej, Kataru, a to przecież petropotentaci! Nikt z wielkich tego świata nie chce z nimi zadzierać. Przemysł zbrojeniowy też rządzi się swoimi prawami - mordercom potrzebne jest uzbrojenie, amunicja, a tej państwa Zachodu mają pod dostatkiem. Pieniądze ociekające krwią nikomu nie przeszkadzają. ONZ, Unia Europejska - choć doskonale wiedzą o kulisach procederu - zdają się nie widzieć, jak poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Padają słowa potępienia, orzeczenia o „zbrodniach przeciw ludzkości”, ludobójstwie. I tyle. Nic więcej!
Aż trudno uwierzyć, że to wszystko dzieje się w XXI w! Że za wierność Chrystusowi w blisko 70 krajach świata ginie rocznie ponad 170 tys. chrześcijan. Setki tysięcy ludzi traci dach nad głową, jest więzionych i torturowanych, odbiera się im wszelkie prawa obywatelskie. Dzieje się to w wielu miejscach na świecie. Jak podaje organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie (http://www.pkwp.org) w Erytrei w ciągu tygodnia służby bezpieczeństwa potrafią zorganizować i przeprowadzić łapankę, w wyniku której do więzień wojskowych trafia 10 tys. chrześcijan. Ich dalsze losy są nieznane. Dziesiątki tysięcy chrześcijan mordowanych jest rocznie w Korei Północnej. Dalej organizowane są pogromy w północnej części Nigerii, gdzie w ciągu tylko jednego tygodnia ataków muzułmanów ginie kilkaset osób. Wyznawców Chrystusa krzyżuje się w Sudanie, tam też armia pustynna prezydenta Al-Bashira - Janjaweeda najeżdża wioski zamieszkałe przez chrześcijan i dokonuje masakr. Jedna trzecia z 2 mln syryjskich chrześcijan uciekła już z kraju. W Pakistanie zgodnie z tzw. prawem o bluźnierstwach obowiązuje kara śmierci za obrazę osoby Mahometa, a o wyroku może zaważyć mało istotny epizod. Bywa, że wymyślony tylko po to, aby pozbyć się sąsiadów - chrześcijan i zająć ich majątek. W Ugandzie, Sudanie, Demokratycznej Republice Konga Armia Bożego Oporu (LRA) pod rozkazami Josepha Kony'ego w ciągu 20 lat wymordowała 100 tys. chrześcijan. W Nepalu wyznawcy Chrystusa masakrowani są z trzech stron: ze strony maoistów, hinduistów i buddystów. W Afganistanie, Algierii, Arabii Saudyjskiej, Bangladeszu, Indonezji, Mauretanii zabicie kogoś, kto przyjął chrzest, traktowane jest jako akt bohaterstwa. Są jeszcze Chiny, Wietnam, Egipt, Birma i dziesiątki innych miejsc na świecie, gdzie każdego dnia giną chrześcijanie... Współcześni męczennicy, o których świat zapomniał... O których nie pamięta Kościół w krajach sytych, rozleniwionych dostatkiem i złudnym spokojem. Niepomnych tego, że tolerancja dla lawinowo rozstających się radykalnych organizacji skrajnych religijnych ekstremistów może zburzyć ich spokój szybciej, niż się im wydaje.
Już dziś coraz głośniejsze są żądania, aby w Europie powstał kalifat, czyli państwo, w którym będzie obowiązywało prawo szariatu. Niedawno muzułmański rzecznik radykałów poinformował, iż w ciągu pięciu lat „wyzwolą” Hiszpanię. Najprawdopodobniej zabójca amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foley'a mieszkał w Wielkiej Brytanii. Sztandar proroka powiewać będzie - to inna wypowiedź przedstawiciela tej organizacji - na Białym Domu w Waszyngtonie. I choć oczywiście tego typu deklaracje mogą uchodzić za przejawy megalomanii czy mitomanii, to nie ulega wątpliwości, że islam - w fundamentalistycznej i terrorystycznej, pozbawionej jakiejkolwiek głębi wersji - może pokonać Zachód. Paradoksalne jest to, iż kilka dni temu na ulicach Londynu dżihadyści rozdawali ulotki namawiające do popierania Państwa Islamskiego i przyłączania się mieszkających w Wielkiej Brytanii muzułmanów do dżihadu. Robili to pod eskortą policji! Na ulotkach wymienionych zostało siedem obowiązków, do których zobowiązani są muzułmanie na całym świecie. Są to m.in. wspieranie powołanego przez dżihadystów Państwa Islamskiego (ISIS), wykonywanie poleceń przywódcy ISIS, wyjeżdżanie do Iraku i Syrii, gdzie ustanowiono kalifat.
Laicyzująca się i pławiąca w nihilizmie Europa jest dla muzułmanów godna pogardy. Nie są w stanie pojąć, że można żyć, nie wierząc w Boga! Zamiast wzmacniać jej ducha, niszczy się chrześcijaństwo, które - jako jedyne! - jest w stanie zmobilizować świat do obrony zachodniej cywilizacji. Bez niej upadnie. W wielu szkołach francuskich, austriackich, niemieckich już dziś dzieci z rodzin muzułmańskich stanowią przewagę. Oczywiście nie wszyscy są radykałami. W tym kontekście bardzo czytelne stają się (wielokrotnie cytowane) słowa jednego z duchowych przywódców islamu w Europie: „Zdobędziemy Europę nie szablą, lecz brzuchami naszych kobiet”. Większość wyznawców Allaha żyje w osiedlach oddzielonych od reszty miast, ich mieszkańcy zasadniczo nie asymilują się z Europejczykami, nie przyjmują jej dziedzictwa kulturowego. Byle iskra sprawia, że zamknięci w ubogich gettach imigranci wybuchają gniewem. Płoną francuskie holenderskie, hiszpańskie osiedla. Wzburzenie narasta!
W cywilizacyjnym i kulturowym starciu, które wkrótce może się dokonać, Zachód, pomimo przewagi technologicznej, zbyt wielkich szans nie ma.
Ks. Paweł Siedlanowski
Echo 35/2014
opr. ab/ab