O abstynencji nie sposób mówić tylko w kontekście alkoholu czy substancji psychoaktywnych.
Trzeźwość to coś więcej niż abstynencja. W średniowieczu abstynencję postrzegano jako cnotę rycerską. Była wyrazem dojrzałości, rozumności, rozwagi. To również określony styl życia. Nie można mówić o niej tylko w kontekście osób uzależnionych od alkoholu czy substancji psychoaktywnych.
One nader często są już ofiarami mocno zakorzenionej w naszej kulturze tradycji picia, pijanej obyczajowości obecnej w narodzie od setek lat, tolerancji ryzykownych zachowań czy wczesnej inicjacji alkoholowej. Według różnych badań: pośród nas żyje ok. 800 tys. osób uzależnionych, ok. 3 mln pije ryzykownie i szkodliwie, każdego roku ponad 10 tys. Polaków umiera z tego powodu. Szokujący jest fakt, iż do pierwszych doświadczeń z alkoholem przyznaje się 90% uczniów klas trzecich gimnazjów. Minimalną skuteczność - jak zarzucają to nam przeciwnicy Kościoła - mają deklaracje abstynenckie składane przy okazji takich wydarzeń religijnych, jak Pierwsza Komunia św. czy bierzmowanie. Być może. Ale warto postawić sobie pytane: co by było, gdyby ich nie było? Jeśli da się dzięki temu uratować jakąś część młodych ludzi, to też dobrze.
Pije też coraz więcej kobiet. Najczęściej - w samotności, zabijając w ten sposób nieudane życie, złe emocje, depresję. Stanowią blisko 30% ogółu uzależnionych! Niepojęte jest okrucieństwo (mylone z gościnnością) przejawiające się np. w płaceniu alkoholem za wykonaną pracę czy ignorancja rodziców wprowadzających swoje dzieci w toksyczną obyczajowość (impreza + alkohol = dobra zabawa). Polega ona np. na proponowaniu kilkulatkom... szampana bezalkoholowego. Skutek? Maluszki naśladują dorosłych: wznoszą toasty, udają pijanych, zataczają się, bełkoczą. Zabawa po pachy? Niekoniecznie. Zaciekawione, „jak to jest naprawdę”, szybko sięgną po prawdziwy „znieczulacz”. Dane Europejskiego Programu Badań Szkolnych na Temat Alkoholu i Innych Narkotyków, realizowanego w 35 krajach, jasno wskazują, że polskie dziewczęta (w wieku 15-17 lat) są w pierwszej trójce pod względem powszechności częstego picia alkoholu (przynajmniej raz w miesiącu). Chłopcy są w pierwszej piątce.
Sporo się wokół nas zmienia. Dziś pije się inaczej niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. Dawniej dość powszechnym był widok spitych do nieprzytomności gości weselnych, ucinających sobie drzemkę pod stołem czy w talerzu z sałatką. Obecnie to rzadkość. Takie zachowanie jest społecznie nieakceptowane. Pije się lepsze trunki, o mniejszej zawartości alkoholu. Każdego roku rośnie ilość wypijanego przez Polaków piwa i wina. Problemem jest również tzw. kulturalne picie. W pewnych środowiskach stawia się je jako przeciwwagę dla pospolitego „chlania gorzały”, właściwego dla plebsu, kończącego się wulgarnym pijaństwem. Według tej retoryki człowiek „na poziomie” pije kulturalnie, sięgając przy tym po napoje z wyższej półki. Koniaczek po pracy, drink bądź dwa piwka przed snem, whisky z kumplami w klubie - teoretycznie - nie stanowią problemu. Nawet jeśli się przedawkuje! Jest OK. Organizm dopomina się o coraz większe i coraz częstsze dawki alkoholu. Problem w tym, jak pokazują statystyki, że ogromna część alkoholików (szczególnie tych z „lepszych sfer”) zaczynała właśnie od „kulturalnego picia”. W którymś momencie granica została przekroczona. A efekt? Taki sam, jak osiągnięty przy pomocy taniej wódki z dyskontu, wypitej pod płotem. Ktoś tłumacząc absurdalność społecznej akceptacji dla „kulturalnego” upijania się, przytoczył przykłady: „Kłamię tylko kulturalnie, a więc postępuję właściwie”, „Kradnę tylko kulturalnie, a więc jestem w porządku”, „Uprawiam prostytucję tylko w sposób kulturalny, a więc moja postawa jest godna szacunku” itp. Łatwo tu wychwycić nonsens.
Od dawna wiadomo, że Polaków nie da się pokonać militarnie. Zawsze, nawet ponosząc za to straszliwą cenę, potrafili wyrwać się z każdej, najbardziej mrocznej niewoli - poza jednym wyjątkiem: nałogu alkoholizmu. Stanisław Staszic w dość kontrowersyjnym, lecz nie pozbawionym racji dziele „O szkodliwości Żydów” pisał ze zgrozą o powszechnej dostępności wódki w karczmach, o sprzedawaniu jej „na borg” (pożyczkę). Doprowadzało to często do uzależnienia włościan od właścicieli karczm, ruiny gospodarstw i rodzinnych tragedii. Hitler twierdził, że wystarczy rozpić jedną trzecią narodu polskiego, aby stał się on otępiały i bezwolny, nie mógł przeciwstawić się okupantowi. Analogiczny proceder kontynuowali po wojnie komuniści. Nic więc dziwnego, że sługa Boży kard. Stefan Wyszyński 26 sierpnia 1956 r., odnawiając przed obliczem Jasnogórskiej Pani śluby Jana Kazimierza, w imieniu narodu zobowiązał się: „Zwycięska Pani Jasnogórska! Przyrzekamy stoczyć pod Twoim sztandarem najświętszy i najcięższy bój z naszymi wadami narodowymi. Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu, rozwiązłości”.
Jego słowa nie przedawniły się. A zobowiązania zeń wynikające dotyczą każdego z nas.
Konkretną odpowiedzią na problem alkoholizmu stała się powołana do istnienia przez sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Była to odpowiedź na apel św. Jana Pawła II, skierowany do Polaków u progu pontyfikatu. „Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa - mówił papież podczas pierwszej pielgrzymki do Polski (8 czerwca 1979 r.) w Nowym Targu - co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła”. Słowo „krucjata” wskazywało na radykalizm działania (zobowiązanie do całkowitej abstynencji do końca życia), a zarazem stanowiło wskazanie na krzyż jako skuteczny znak ostatecznego zwycięstwa nad wszelkim złem i zarazem źródło siły do realizacji zobowiązania. Ks. Blachnicki mówił o wymiarze nadprzyrodzonym KWC, wskazywał na motywację wyrastającą z miłości Boga i bliźniego, ale też solidarność, ekspiację za grzechy pijaństwa, apostolstwo, pracę nad zmianą obyczajowości. Abstynencja miała stać się nie celem samym w sobie, ale środkiem do celu: otrzeźwienia narodu! Poprowadzenia go ku pełni wolności!
9 czerwca 1991 r. św. Jan Paweł II mówił: „Egzamin w przeszłości był trudny. Zdawaliśmy go, a wynik ogólny niósł nam uznanie. Potwierdziliśmy się. Jednakże w tym miejscu nie można się zatrzymać. Egzamin z naszej wolności jest przed nami. Wolności nie można tylko posiadać. Trzeba ją stale, stale, stale zdobywać. Zdobywa się ją, czyniąc z niej dobry użytek - czyniąc użytek w prawdzie, bo tylko «prawda czyni wolnymi» (por. J 8,32 ) ludzi i ludzkie wspólnoty, społeczeństwa i narody. Tak uczy Chrystus”.
Od tego czasu powstało wiele innych inicjatyw propagujący abstynencję jako drogę do trzeźwości. Ogromną rolę spełniają dziś kluby Anonimowych Alkoholików. Formacja AA zakłada trzeźwienie poprzez uznanie swojej choroby i jej akceptację, a następnie podjęcie kolejnych kroków wyzwolenia z nałogu. Ogromne znaczenie ma wsparcie wspólnoty, wspólna realizacja podjętych celów.
Od 36 lat górale przychodzą do zakopiańskiego kościoła ojców jezuitów, popularnie zwanego kościołem „na Górce” i ślubują wstrzemięźliwość - nie tylko od alkoholu, ale i od papierosów, narkotyków, a nawet hazardu. Jedni podejmują zobowiązanie na całe życie, inni na miesiąc, rok. To już setki tysięcy zobowiązań - dobro, jakie z nich wynikło, jest niepoliczalne.
Trudno pominąć też zobowiązania abstynenckie podejmowane przez Polaków na Wielki Post, Adwent, miesiąc sierpień. To małe kroki, intymne przestrzenie spotkania z Ukrzyżowanym. Ich wartość jest bezcenna.
Wychodzimy z założenia, że abstynencja dotyczy tylko tych, którzy mają problem z nadużywaniem alkoholu. Zastanawiamy się: czy nie będzie ona potraktowana jako dziwactwo? Rzecz w tym, że rozpity naród to problem nas wszystkich. To sprawa jego „teraz”, a jeszcze bardziej jego przyszłości. W średniowieczu abstynencję postrzegano jako cnotę rycerską. Była wyrazem dojrzałości, rozumności, rozwagi. Dawała poczucie pełni wolności. Warto dziś sięgnąć do ideału sprzed wieków. To nie wyraz słabości - raczej mocy, siły!
„Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” - pisał św. Paweł (1 Kor 6,12). Jak mówił ks. Blachnicki, abstynencja - oprócz tego, że prowadzi ku trzeźwości - wiąże się z uwolnieniem od lęku, co pozwala odważnie i szeroko spoglądać na świat, stawić czoło innym zagrożeniom wolności. Ciągle przecież wybieramy! Oddzielamy ziarno od plew. Zmagamy się ze swoimi słabościami. Uczymy się panowania nad zmysłami. Abstynencja sprawia, że wola staje się silniejsza - trudniej o błąd. Buduje wspólnotę. Staje się świadectwem innego życia.
KS.
PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 30/2017
opr. ab/ab