Narzekanie na zły los - zawsze ze wskazaniem winy innych - jest jakoś genetycznie wpisane w naszą polską naturę
W szafie, pomiędzy starannie złożonymi ubraniami, zagnieździły się mole. Nikt nie zauważył, kiedy i jak się tam dostały. Były ciche, bezszelestnie pracowały w mroku. Gdy je spostrzeżono, było już za późno: tkaniny zamieniły się w strzępy. I niewiele już dało się zrobić, aby naprawić ubranie.
Obraz nasuwa podobieństwo do zniszczenia, które czasem dokonuje się w delikatnej ludzkiej tkance życia. Niekiedy i tam dochodzi do utajonego, niszczącego procesu rozrywania wzoru, łączeń, jedności, więzi. W mroku, w zatrutej jadem złowrogiej ciszy, świecie misternej intrygi szczelnie oddzielonej od świata pozorami porządku i zwyczajności, przykrytej fałszywym uśmiechem, trwa proces destrukcji. Dokonują tego ludzie - mole. Szepczący ciche, śliskie i niszczące słowa. Wypowiadający w ciemności ćwierćsłowa i półprawdy, które przeciskając się przez szczeliny ludzkiej nieświadomości jak zatrute powietrze, nagle zaczynają dusić i niepomnych niebezpieczeństwa zatruwać jadem nienawiści. Szemrzący przeciwko Bogu i ludziom. Zdarzają się przymilni, pozornie troskliwi, obłudnie zatroskani. Bywają złośliwi, którzy w pełni zdają sobie sprawę ze zniszczenia, jakiego dokonują. Ci są najbardziej niebezpieczni.
Tak się składa, że szemranie, narzekanie na zły los - zawsze ze wskazaniem winy innych - są jakoś genetycznie wpisane w naszą polską naturę. Opary szemrania szczelnie wypełniają pomieszczenia w domach, urzędach, miejscach pracy i szkołach. Narzekamy na wszystko: rząd, politykę, lekarzy, Kościół, policję, niedobrego męża, złośliwego sąsiada, szefa w pracy, na pogodę i drogie leki w aptece. Ulubionym tematem rozmów jest smaganie słowem innych ludzi, pokazywanie ich wad i niedoskonałości, przy jednoczesnym przekonaniu, iż sami osądzający wiedzą najlepiej, „jak ma być”. Stąd już tylko krok do popadnięcia w gorycz, która zabiera radość życia i wypala relacje. Czy to tylko przypadłość naszej, doświadczanej przez los i historię, nacji? Z pewnością nie.
W Biblii wielokrotnie mamy do czynienia z szemraniem. Autor Księgi Liczb wspomina o nim podczas wędrówki Żydów z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej. Szemrzą, gdy droga wydaje im się za długa, zbyt nużąca i niebezpieczna („Lecz lud zaczął szemrać przeciw Panu narzekając, że jest mu źle. Gdy to usłyszał Pan, zapłonął gniewem” - Lb 11,1), gdy nie odpowiada im pustynne menu („zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: «Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny»” - Lb 21,5), gdy po powrocie z rozpoznania kraju Kanaan zwiadowcy opowiadają o sile mieszkających tam ludzi („Czemu nas Pan przywiódł do tego kraju, jeśli paść mamy od miecza, a nasze żony i dzieci mają się stać łupem nieprzyjaciół? Czyż nie lepiej nam będzie wrócić do Egiptu?” - Lb 14,3).
O szemrzącym ludzie wspomina także Nowy Testament. „Żydzi szemrali przeciwko Niemu - pisze św. Jan - dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”. Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą»” - (J 6,41-43)! Szemrzą faryzeusze, którym mniemanie o własnej pobożności zakazywało kontaktu z „nieczystymi” („Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?»”- Łk 5,30). Jezus opowiedział przypowieść o robotnikach w winnicy, z których część nie była w stanie pogodzić się z wysokością otrzymanej za pracę zapłaty. „Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną - odnotował św. Mateusz - lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi” - (Mt 20,10).
Izraelici wędrujący po pustyni nie mieli odwagi, by rzucić w twarz Bogu obelgi, dlatego cała złość koncentrowała się na Mojżeszu. Mówili: „Ty jesteś winny naszej biedy, niepewności, zmęczenia, lęku!”. Ileż razy on to słyszał?... Gdy wyszło na jaw nieposłuszeństwo pierwszych rodziców (wcześniej szatan, kusząc ich, oskarżał Boga, że zakazując korzystania z drzewa poznania dobra i zła, chce ich ograniczenia), Adam wyciąga palec w stronę Ewy i mówi: „To ona jest winna! Nie ja!”.
Ileż razy podobne słowa padały z naszych ust? Zawsze ktoś jest winny. Rzadko ja sam.
Skąd się zatem bierze nasze upodobanie do szemrania? Czy jest ono tylko próbą zakrycia własnej winy, zła, poplątania, które są w nas zazwyczaj głęboko zakamuflowane? Skąd determinacja, zajadłość, okrucieństwo?
Warto w tym momencie zatrzymać się na biblijnym opisie zesłania na lud węży o palącym jadzie (Lb 21,4-9). Znamy dobrze tę historię: „Zesłał Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc: «Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie” (Lb 14,35). Kara wydawała się niewspółmierna do winy. A jednak... Hipokrates radził, aby choroby leczyć podobnym do trucizny lekarstwem („similia similibus curantur”). Szemranie było jadem, potrzebne więc było jego wypalenie jadem węży. Pokuta miała się dokonać w taki sposób, aby precyzyjnie wyeliminować źródło grzechu - dotknąć wnętrza owej oślizłej, wężowej natury, która sprawia, że z ludzkich ust czasem także wydobywa się złowieszczy syk...
Trudno dostrzec w sobie naturę węża - własne zafiksowanie, wszystkie fałsze. A nawet jeśli je widzimy, na wszelkie możliwe sposoby próbujemy ukryć je przed światem - oszukujemy, maskujemy, poddajemy innych presji, szantażowi, wyolbrzymiamy albo pomniejszamy, snujemy intrygi. Wewnętrzne poplątanie jednak nas dusi! Domaga się ciągłych usprawiedliwień! Wizualizacją owego stanu ducha może być słynna rzeźba przechowywana w Muzeum Watykańskim - „Grupa Laokoona”. Przedstawia historię greckiego kapłana Laokoona i jego synów, opisaną w księdze II Eneidy, zabitych przez węże morskie. Wedle podania było to kara zesłana przez Atenę za ostrzeżenie mieszkańców Troi przed pułapkę, którą był tzw. koń trojański.
Coś podobnego dzieje się nader często w ludzkiej duszy!...
Szemranie w swojej istocie jest brakiem wiary i ufności. Jest oskarżeniem Boga, że nie działa, nie myśli tak, jak my byśmy chcieli. Szemranie przydarza się ludziom religijnym. Szatan największą frajdę ma wtedy, gdy wyprowadzi w pole za takich się mających. Przecież Jezusa skazali na śmierć... ludzie bardzo religijni! W imię Prawa.
Nader często modlimy się do Pana Boga, ale jednocześnie oskarżamy: „Dlaczego mam takie życie? Dlaczego nie mam tego, co mają inni? Dlaczego Kościół zabrania in vitro, takich czy innych postaw, zachowań?” itd. Podważanie zaufania, kontestacja sprawiają, że tworzą się „wspólnoty szemrania”. Stroją się one w szaty zatroskania, zdrowej krytyki, zakładają (hołubiony przez liberalne media) wizerunek „Kościoła otwartego”. Owszem, każdemu wolno mieć wątpliwości, szukać, pytać... Także zmagać się z Bogiem (Jakubowa walka z aniołem, Hiobowa skarga, Koheletowe zwątpienie). Ale nie może to prowadzić do Jego odrzucenia, zajęcia wobec Niego postawy oskarżycielskiej. Drogą rozwoju nie może być też podkopywanie fundamentów wiary u tych, u których jest ona i tak słaba.
Szemraniu towarzyszy lęk: aby moje wewnętrzne zafiksowanie nie wyszło na światło dzienne. Dlatego jak ognia boimy się światła prawdy. Dlaczego wielu z nas z takim trudem sięga po Biblię, katechizm? Po gazetę, kolorowy magazyn, plotkarski portal internetowy - OK. Nie ma problemu. Dlaczego? Bo tam jest światło. Boimy się światła. Zły duch dopomaga nam w jego unikaniu, dostarcza argumentów (to za trudne dla ciebie, to dla teologów, chodziłeś kiedyś na katechezę - to wystarczy itp.). W półmroku łatwiej ukryć skazy. Półmrok dodaje odwagi, by spiskować, szemrać, szukać winnych poza sobą. By choć przez moment poczuć się lepiej.
Ratunkiem jest prawda. Najpełniej objawiła się ona w krzyżu Jezusa Chrystusa. Gdy ukąszeni przez jadowite węże Izraelici spoglądali na miedzianego węża umieszczonego na palu (zapowiedź krzyża), odzyskiwali siły i zdrowie. To samo dzieje się, gdy zraniony człowiek zaczyna kontemplować Ukrzyżowanego - Tego, który sam stał się ofiarą intryg, oszczerstw, szemrania. Miał prawo, aby skarżyć się Ojcu. A jednak nie uczynił tego. Zamiast skargi z jego ust padły słowa przebaczenia.
Strzeżmy się ludzi - moli, szemrania. A przede wszystkim tego, aby nie zagościły one w naszym sercu.
Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 32/2017
opr. ab/ab